❗️Chłoniak zabija Anię! Potrzebna natychmiastowa pomoc!

Terapia Car-T Cell - jedyna szansa na pokonanie chłoniaka
Zakończenie: 30 Lipca 2020
Opis zbiórki
Dorosłym pomaga się trudniej i uwierzcie mi, jeszcze trudniej jest prosić o pomoc dla siebie… Mam wspaniałego syna i tak bardzo chcę dla niego żyć. Widzę, że on czuje się bezradny, łzy płyną mu do oczu, gdy na mnie patrzy, tak bardzo bym chciała, żeby nie musiał się o mnie martwić i bać o jutro. To przecież ja powinnam go wspierać w trudnych chwilach! Michałek mówi, że tak bardzo chciałby mi pomóc, ale przecież to jeszcze dziecko - choć myśli o sobie, że jest już taki dorosły. Bardzo bym chciała zobaczyć, jak w przyszłym roku mój najukochańszy syn zdaje maturę. Cieszyć się wraz z nim z pierwszego zaliczonego kolokwium na wymarzonych studiach, czuć dumę z pierwszej pracy, wspierać w trudnych chwilach. A potem… może kiedyś pomagać mu w opiece nad jego dziećmi. Naprawdę nie pragnę wiele. Proszę, daj mi szansę! Bez Twojej pomocy zostanie mi już tylko chłoniak. Agresywny i ekspansywny. Nie chcę, żeby mnie pokonał i zabrał od syna, od moich bliskich. Proszę pomóż mi walczyć!
Proszę o wsparcie, żebym dzięki Wam mogła wrócić do pracy w Zespole Szkół Specjalnych w Radomiu, żeby znów nieść pomoc niepełnosprawnym dzieciakom. Wierzę, że dzięki temu nie będę czuła się aż tak bardzo dłużna…
Pytasz, co możesz zrobić? Możesz wesprzeć finansowo moje leczenie - terapię CAR-T Cell, którą muszę rozpocząć natychmiast. To bardzo skuteczna metoda, daje prawie 70 proc. szansy na remisję, czyli całkowite wycofanie się nowotworu. Niestety terapia nie jest refundowana przez NFZ, a kosztuje grubo ponad milion polskich złotych. Właśnie na tyle wyceniona jest moja szansa na życie… Wierzę, że tak naprawdę to milion dobrych ludzi, którzy mnie wesprą i ta myśl daje mi ogromną nadzieję - przecież dobro wraca!
Wszystko zaczęło się dość niewinnie w październiku 2018 roku. Wtedy beż żadnego powodu spuchła mi noga. Niby nic ważnego, ale poszłam do lekarza, zrobiłam USG, brałam leki. Opuchlizna nie malała, za to dołączył do niej potworny, nie pozwalający zmrużyć oka, ból. To, co działo się później toczyło się już szybko i przypominało zły sen: oddział reumatologiczny, ostra niewydolność nerek, kolejny oddział szpitalny, dializy i pierwsza diagnoza: kilkunastocentymetrowy nowotwór złośliwy miednicy. Nadchodziły Święta Bożego Narodzenia.
Ostateczna diagnoza została postawiona na początku stycznia 2019 roku. Brzmiała jak wyrok Sądu Najwyższego - bez możliwości apelacji: chłoniak rozlany z dużych komórek B w najwyższym, IV stopniu zaawansowania. Do tego momentu nowotwór zdążył jeszcze opanować moje węzły chłonne, płuca i tarczycę. Miałam jednak nadzieję, gdyż ten nowotwór jest wrażliwy na chemioterapię.
Z racji stanu mojego zdrowia zostałam pilnie przyjęta na oddział hematologii szpitala przy ul. Banacha w Warszawie, nareszcie dostałam pierwszą chemię. Z każdym kolejnym kursem było coraz lepiej. Pierwsze wróciły nerki, później opuchlizna nogi zaczęła się zmniejszać, ja znów mogłam normalnie chodzić, a po kilku tygodniach całkowicie odstawiłam leki przeciwbólowe. Ostatnią chemię z tego etapu leczenia dostałam we wrześniu 2019 roku. Niestety, moja radość trwała bardzo krótko. Już w październiku pojawił się ból w plecach, a badanie PET, które miało potwierdzić zakończenie leczenia, wykazało dwie nowe święcące zmiany w dolnej części mojego kręgosłupa. Chłoniak znowu miał przewagę.
Lekarze ciągle dawali mi nadzieję na pełne wyleczenie w postaci chemioterapii ratunkowej i radioterapii zakończonej przeszczepieniem własnych komórek krwiotwórczych. Ten etap leczenia zamknęłam pod koniec maja br. Tak bardzo chciałabym móc powiedzieć, że wygrałam. Niestety, zaledwie dwa tygodnie później okazało się, że chłoniak znów powrócił. Tym razem jednak cios był jeszcze bardziej dotkliwy. Okazało się bowiem, że wyczerpałam już możliwości korzystania ze wszystkich opcji terapeutycznych dostępnych w ramach NFZ. Obecnie jedynym ratunkiem dla mnie jest terapia CAR-T Cell. Jej koszt to grubo ponad milion złotych. A ja mam coraz mniej czasu, by zebrać tę kwotę i móc w przyszłym roku odprowadzić syna na maturę.
Przed chorobą pracowałam w Zespole Szkół Specjalnych w Radomiu, opiekowałam się niepełnosprawnymi dziećmi. Każdego dnia niosłam pomoc swoim podopiecznym, pomagałam im w rozwijaniu umiejętności potrzebnych do samodzielnego życia. Praca ta dawała mi wiele radości i satysfakcji. Teraz to ja potrzebuję pomocy. I chociaż bardzo trudno jest o nią prosić, ja błagam – pomóż mi wygrać walkę o życie!
Ania
_____
Zbiórkę możesz wesprzeć biorąc udział w licytacjach: KLIK
_____
O walce Ani mówią media:
"Chcę zobaczyć, jak mój syn zdaje maturę". Pomóżmy Ani wygrać z chłoniakiem