❗️Matka porzuciła go w szpitalu, ja pokochałem jak własnego syna! Pomóż mi uratować Antka!

terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku - 8 podań i zakup wózka
Zakończenie: 8 Listopada 2019
Rezultat zbiórki
Kochani dzięki Wam i waszej hojności. W lutym zeszłego roku byliśmy z Antosiem w Bangkoku na przeszczepie komórek macierzystych. Mieliśmy wiele wątpliwości, ale okazało się ze to była bardzo dobra decyzja. Bardzo dużo się zmieniło. Poprawiła się komunikacja, Antoś bardziej się interesuje otoczeniem. Pojawił się wreszcie podpór rączkami. Po około 3-6 miesiącach od powrotu do Polski wg specjalistów z Azji miały być widoczne pierwsze zmiany poprawy stanu zdrowia Antka.
Gdy wróciliśmy, zaczęła się pandemia w naszym kraju, skutkiem czego było wyłączenie wszelkiej rehabilitacji, na którą Antoś normalnie by jeździł. Intensywna rehabilitacja po przeszczepach komórek była zaleceniem ekipy lekarzy z Bangkoku. Na tyle, na ile potrafiliśmy, robiliśmy sami rehabilitację w domu. Mimo tych trudności stan Antosia zaczął się poprawiać. Książkowo po 3 miesiącach od przeszczepów. Antek stał się bardziej aktywny, komunikatywny. Siedząc sam na podłodze, nie przewraca się, siedzi tak długo jak ma ochotę. Wcześniej utrzymywał się kilkanaście sekund i leciał w różne strony. Kolejna rzecz, którą wykonują zdrowe dzieci gdy się przewracają, to wyciągają rączki, żeby się zabezpieczyć przed upadkiem.
U nas Antoś leciał po prostu na głowę. Wyciąganie rączek jest teraz normą. Jest mnóstwo nowych umiejętności, które obserwujemy w tym długo wyczekiwana przez nas i rehabilitantów naprzemienność w chodzeniu. Antek sam nie chodzi, ale w momencie kiedy trzyma się go za ręce, idzie i to jest piękne. Próbuje również sam wstawać przy sofie. Śmieje się głośno i w jego oczach widzimy tę dumę, że robi to tak jak inni. Wcześniej leżał jak kłoda i patrzył się w sufit. Dążymy do tego, żeby zaczął sam chodzić najpierw przy chodziku i zaczął utrzymywać równowagę, bo tylko wtedy jest szansa na samodzielne chodzenie. Antoś po przeszczepie zaczął pełzać, a w tej w tej chwili porusza się na czworakach, kicając. Baliśmy się wyjazdu i efektu po przeszczepie. Jesteśmy bardzo zadowoleni. To niesamowite widzieć te wszystkie małe zmiany, które u zdrowych dzieci są normą.
Antoś oczywiście cały czas potrzebuje intensywnej rehabilitacji, która na szczęście przynosi wymierne efekty. W najbliższym czasie w planach mamy 10 sesji w komorze hiperbarycznej. Bardzo chcemy również pojechać jeszcze raz na przeszczep komórek macierzystych, bo wierzymy, że przyniesie to kolejne cudowne efekty.
Wdzięczni rodzice
Opis zbiórki
Nikt na niego nie czekał. Nikt nie cieszył się z jego pojawienia na świecie. Antek urodził się niechciany i został porzucony w szpitalu — z potwornym rachunkiem zdrowotnym do zapłacenia. Za wypalone w ciąży papierosy, za wypite litry alkoholu, za brak zainteresowania i miłości… Pokochaliśmy go z żoną od pierwszego wejrzenia. Daliśmy dom, nazwisko, rodzinę i nieskończenie wiele ciepła. Pomagamy mu też spłacić ten okrutny rachunek za zdrowie i potrzebujemy Waszego wsparcia...
Od początku wszystko było nie tak, jak powinno. Jego mama podobno nie wiedziała, że jest w ciąży. Nie mieli badań, opieki lekarskiej, zdrowego trybu życia. Sam poród był długi i ciężki. Antoś urodził się 2 miesiące za wcześnie w zamartwicy z niedotlenieniem. W pierwszych godzinach stoczył walkę na śmierć i życie, ale nikogo to nie obchodziło. Przeżył cudem…
Dowiedzieliśmy się o nim jak miał 11 dni życia. Do tego momentu leżał sam w szpitalnym łóżeczku, gdzie przychodziły pielęgniarki, żeby zrobić tylko to, co trzeba — pieluchy, butla… Nie chcę sobie wyobrażać, co musiał czuć. Samotny, opuszczony, zapomniany. Po tych 11 dniach odwiedziliśmy go po raz pierwszy. Ogromny strach, bo nie wiedzieliśmy, czy dobrze robimy. Chcieliśmy adoptować zdrowe dziecko i byliśmy przekonani, że tak będzie — tak nas zapewniali lekarze…
Nie będę przed Wami zgrywał bohatera. Gdybyśmy wtedy wiedzieli, że niedotlenienie przyniesie tak dramatyczne skutki, że Antoś być może nigdy nie będzie mówić, przełykać, siedzieć, ani chodzić, pewnie byśmy uciekli albo w ogóle tam nie pojechali.
Odwiedzaliśmy go codziennie w szpitalu. Zapoznawanie się z dzieciątkiem w towarzystwie personelu. My nieznający się na dzieciach totalnie i Antoś malutki tak bardzo, że żona, widząc go pierwszy raz, powtarzała to kilka razy w kółko. W końcu zabraliśmy Antka do domu. Radość ogromna, nasze dziecko wymarzone.
Był dramatycznie chudziutki, nasz pediatra nawet wody nie pozwalał zbyt dużo dawać tylko mleko. Nogi jak patyki, buzia maleńka. Dzieci tak nie wyglądają po urodzeniu. I tysiące myśli... Czy jego mama jadła cokolwiek, kiedy była w ciąży? Czy piła dużo? Bo na pewno paliła... Jak on sobie radził z tymi wszystkimi brakami? Niestety, wraz z wyjściem ze szpitala zaczęły przychodzić pierwsze rachunki…
Problemy ze słuchem, kłopoty neurologiczne, padaczka lekooporna. Ta ostatnia jest najgorsza. Atak za atakiem. Antek nie patrzył na nas, odwracał się w łóżeczku i spał albo patrzył gdzieś w dal. Podczas ataków wyrzucał ręce w seriach do góry, gałki oczne nieruchomiały i zaczynał się mocny płacz. Jak to zatrzymać? Szpital, powrót do domu, znów szpital, powrót, nawrót ataków, znów szpital.
W wieku 8 miesięcy neurolog zabija nas diagnozą — Mózgowe Porażenie Dziecięce 4-kończynowe. Nigdy nie będzie chodził, chwytał, całe życie będzie zależny od innych. Ta pani nie dała Antkowi żadnych szans i nadziei. Kolejna pani doktor mówi do nas: to tylko kwestia czasu, niedługo wypadną mu biodra. Oj ciężko będziecie z nim mieć… Przyjmujemy cios za ciosem, spływają kolejne rachunki.
Trzeba je opłacać każdego dnia. Rehabilitacja, masaże, ćwiczenia wzroku, słuchu. Wyprawy na drugi koniec miasta, od wizyty do wizyty. Wszystko po to, żeby mu pomóc. Wszystko po to, żeby spróbować odzyskać jak najwięcej z utraconego zdrowia… On jest taki kochany, a jednocześnie koszmarnie poturbowany i bezradny. Płaci ogromną cenę za nieswoje błędy. A my kochamy go ponad życie i chcemy dać mu szansę na ratunek — terapię komórkami macierzystymi w Bangkoku. Terapię nieludzko kosztowną...
Zdecydowaliśmy na tak daleką wyprawę, bo tamtejsi lekarze mają dużo większe doświadczenie niż tu w Polsce. Poza tym komórki tam podawane są żywe i jest dużo więcej, a pacjent jest dodatkowo objęty kompleksową rehabilitacją, co przynosi o wiele lepsze efekty w leczeniu. Znamy rodziców dzieci, którym ta terapia przyniosła ogromną poprawę i głęboko wierzymy, że podobnie będzie w przypadku Antosia. On na to po prostu zasługuje. Na przyszłość bez bólu i koszmaru cierpienia. A Was prosimy o pomoc, bo sami nie damy rady…
Jest naszym synem i nie wyobrażamy sobie życia bez niego. Pojawił się nagle i wywrócił cały nasz porządek do góry nogami. Wiedzieliśmy, że codzienność z maluszkiem jest niczym obóz przetrwania, ale zamiast tego trafiliśmy na wojnę i to w pierwszej linii frontu. Nie ma odwrotu ani ucieczki. Jest codzienna walka o przyszłość tego kochanego szkraba. O sprawność i spłacenie rachunków zdrowotnych, z którymi się urodził… Proszę, nie zostawiaj go bez wsparcia z tym okropnym długiem.
Artur - tata