Dzieciństwo, w którym rządzi cierpienie – walka trwa!

Rehabilitacja dla Artiomka
Zakończenie: 10 Lipca 2019
Opis zbiórki
Ile potrzeba czasu, by ze zdrowego, zaczynającego mówić i rozbieganego dziecka nagle uciekło całe życie? W naszym przypadku kilkunastu minut. Pęknięcie przełyku, po którym przez kilkanaście minut nasz synek umierał było początkiem życia, w którym musimy zmagać się z koszmarem choroby. Idąc wtedy na badanie, nie sądziliśmy, że to ostatni raz, kiedy nasz synek mówi do nas i uśmiecha się. Nie sądziliśmy, że to ostatnie chwile, kiedy widzimy go zdrowego, że przez następne lata będziemy widzieć już tylko jego ból i cierpienie...
Od dnia badania nasze życie dzieli się na dwie części, pomiędzy którymi jest olbrzymia przepaść –te kilkanaście minut, podczas których traciliśmy Artiomka. Kilkanaście minut rozpaczy i tak olbrzymiej bezsilności, że chciało się bić pięściami w ściany. Pierwsza część to życie “przed” – to ze zdrowym dzieckiem i marzeniami o jego szczęśliwej przyszłości. Druga – życie “po” – to z niepełnosprawnym dzieckiem z porażeniem mózgowym i marzeniami o tym, by żyło, by w końcu znów się uśmiechnęło, by wreszcie było w stanie wstać z łóżka.
Kiedy podczas konsultacji lekarz zlecił nam badanie, nie myśleliśmy nawet, że to zaprowadzi nas do nieszczęścia. Wydawało nam się, że badanie przełyku nie będzie niczym groźnym. Do czasu. W pewnym momencie zaczęło się zamieszanie – tak, jakby nagle z jasnego nieba zaczęły spadać gromy. Pośpieszne ruchy lekarzy, odgłos dławienia się naszego synka – nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Nie mogliśmy podejść do Artiomka. Jedyna, co mogliśmy zrobić, to oddać życie naszego dziecka w ręce lekarzy i czekać. Bezczynnie czekać, umierając jednocześnie ze strachu i modląc się o życie kochanego dziecka. W takich momentach ból psychiczny czuje się fizycznie. Strach jest tak ogromny, że rozrywa serce na małe kawałki. Do dziś zapach szpitala kojarzy nam się tylko z nim...
“Państwa dziecko jest w śpiączce” – usłyszeliśmy słowa, które były jak uderzenie pięścią prosto w twarz. “Nie wiemy, kiedy się obudzi”. Podczas badania doszło do pęknięcia przełyku. Artiomek przestał oddychać. Doszło do poważnego niedotlenienia mózgu. Ostatni raz Artiomka widzieliśmy zdrowego przed badaniem. Potem ze łzami płynącymi po policzkach patrzyliśmy, jak leży opleciony rurkami i kabelkami, a maszyny, które pracują obok łóżeczka podtrzymują jego życie. Widzieliśmy, jak leży bezwładnie z rurką tracheostomijną wystającą z gardła. Miał tylko 1,5 roczku, kiedy jego życie mogło zgasnąć… Codziennie przy łóżeczku Artiomka czekaliśmy na cud, na moment, w którym wróci do nas. Cały czas mówiliśmy do niego tak samo, jak wcześniej, by wiedział, że jesteśmy obok. Czy słyszał? Tego się pewnie nie dowiemy, ale najcudowniejszą nagrodą było to, że nie przegapiliśmy momentu, w którym zaczął się wybudzać. Po miesiącu laryngolodzy usunęli rurkę tracheostomijną. Po 6 miesiącach Artiomuszka nauczył się łykać płyny, chociaż lekarze codziennie powtarzali, że przez całe życie będzie karmiony przez sondę.
Nie odpuściliśmy, bo rodzice zdrowia swojego dziecka nie odpuszczają nigdy. Zaczęła się nasza walka o synka. Codzienna i ciężka, bo tylko taka mogła prowadzić do polepszenia stanu Artiomka. Z czasem powrócił odruch ssania. Nasz synek zaczął reagować na światło i dźwięki. Kiedy znów zareagował na swoje imię i na nasz głos, wróciła cała nadzieja. Z miesiąca na miesiąc odzyskiwał kontakt z otoczeniem. Wracał do nas… Niestety w końcu zaczęło brakować pieniędzy na rehabilitację, a przerwanie jej w tym momencie oznaczałoby regres. Stracilibyśmy to wszystko, z czego tak bardzo się cieszyliśmy. Opłacenie nawet jednej kuracji rehabilitacyjnej dla naszej rodziny jest olbrzymim wyzwaniem, a takich kuracji trzeba w roku minimum 3-4. Rehabilitacja dla potrzebna jest Artiomkowi jak powietrze, dlatego jeśli z niej zrezygnujemy odbierzemy mu szansę na odzyskanie sprawności.
Jeszcze rok temu mogliśmy tylko pomarzyć o wyspecjalizowanej rehabilitacji w Warszawie, ale dzięki pomocy ludzi o wielkich sercach, nasze marzenie się spełniło. Dzięki temu pojawił się kontakt pomiędzy Artemem i otoczeniem. Synek odpowiada na nasze pytania i, co dla nas bardzo ważne, umie odpowiadać na pytania gestami oczu. Niestety – dziś znowu jesteśmy pod ścianą i musimy poprosić o pomoc, żeby móc kontynuować rehabilitację.
Wiemy, co czuje się stojąc w obliczu śmierci własnego dziecka. Dobrze pamiętamy, co czuliśmy kilka lat temu, kiedy nasz synek umierał. Dzisiaj wraca strach. Tym razem o zdrowie Artiomka, bo jeśli zaprzestaniemy rehabilitacji, zaprzepaścimy to, co udało się osiągnąć do tej pory. Wiemy, że bez Waszej pomocy nie damy rady, a wtedy zawiedziemy nasze dziecko, które dziś tak bardzo na nas liczy...
Błagamy, pomóżcie nam ratować zdrowie naszego synka...