Matka zaocznie skazana na podwójne dożywocie walczy o zdrowie swoich synów.

Dwuletnia rehabilitacja dla dwóch braci
Zakończenie: 1 Grudnia 2020
Opis zbiórki
Nikt jej nie pytał o zdanie. Nikogo nie interesowało, czy będzie miała na to wszystko siły. Czy chce zostać superbohaterem o nadludzkich zdolnościach we własnym domu. Zwykle wystarcza 15, czasami 20, w ekstremalnych przypadkach 25 lat. Tyle czasu otrzymują statystyczni rodzice, żeby wychować samodzielne dziecko. Pani Małgorzata będzie opiekować się dwójką swoich dorosłych, niepełnosprawnych synów bezapelacyjnie i do samego końca. Swojego lub ich...
Nie mam już siły. Czasami myślę, żeby pójść do stodoły i z tym skończyć... - mówi pani Małgorzata, ocierając dłonią łzę.
Ubieranie - karmienie - przewijanie. Ubieranie - karmienie - przewijanie. Trójkąt bermudzki, który pochłania ją każdego dnia. Od 35 lat, bo tyle w maju skończy Sławomir. Starszy z dwójki jej synów. Gdy po 15 latach urodził się Tomek, miała nadzieję, że w dorosłym życiu młodszy syn pomoże Sławkowi. Diagnoza lekarzy była brutalna, wyrok ten sam jak u brata - mózgowe porażenie dziecięce. A co za tym idzie, dożywotnia potrzeba wspierania we wszystkim. We wszystkim. Nawet w najprostszych czynnościach, jak poruszanie, jedzenie czy toaleta. Niczym małe dziecko. Tylko, że ani on, ani jego brat już dawno nie są maluchami. To dorośli faceci, o dorosłych rozmiarach i dorosłej wadze.
Chwila oddechu - pojęcie dla pani Małgorzaty równie abstrakcyjne jak lot na księżyc. Wykreśliła połączenie tych słów ze swojego słownika bo i tak od wielu lat nie było używane.
Kocha swoich synów nad życie i zawsze jest w pełnej gotowości, żeby poświęcić dla nich wszystko. Mimo tego, każdego dnia zastanawia się, jak wygląda życie ludzi, którzy wypuścili swoje dorosłe dzieci w świat. Ubieranie, karmienie, przewijanie to podstawowe składniki powietrza, którym musi oddychać.
Mężczyźni w wieku jej synów często jeżdżą już swoimi samochodami, gdzie jednym z głównych kryteriów wyboru jest ilość koni mechanicznych pod maską. Sławek i Tomek też mają swoje cztery kółka. Z tą różnicą, że ich silnikiem, siłą napędową zdolną przemieścić pojazd z pasażerem może być tylko drugi człowiek. Najczęściej jest to ona, ale lampka przy wskaźniku paliwa u pani Małgorzaty już dawno świeci na czerwono. Kiedyś bardzo pomagał pan Jerzy, jej mąż i ojciec chłopaków. Obecnie, po dwóch zawałach, z niewydolnością nerek, cukrzycą i łuszczycą, sam wymaga opieki. Kilka lat wcześniej zmarła ich najstarsza córka.
Bracia są w stanie przejść samodzielnie kilka metrów w mieszkaniu. Sławek codziennie spędza pół godziny w pionizatorze. Na krótki spacer mogą wybrać się tylko o kulach, przy nieustannej asekuracji. Żeby utrzymać ten, i tak już mocno ograniczony, poziom sprawności, oboje potrzebują intensywnej i regularnej rehabilitacji. Kampanii - szeregu zorganizowanych działań, prowadzonych przez specjalistę i nakierowanych na osiągnięcie celu. Trzy lata temu podczas wakacji Tomek przeszedł taką ścieżkę pomocy, która przyniosła niesamowite efekty - mógł o własnych siłach przemieścić się z jednego pokoju do drugiego. Dla zdrowego człowieka to niewiele, dla Tomka - kamień milowy.
Wtedy pani Małgorzacie udało się jeszcze opłacić zabiegi. Dzisiaj rodziny nie stać już na podjęcie takiego wyzwania i bracia odczuwają to na własnej skórze. Są słabsi, powoli gasną w oczach. Wieloletnia, intensywna rehabilitacja dwójki osób potrafi wykończyć każdy domowy budżet. Jest jednak niezbędna, konieczna, po prostu nie ma innego wyjścia. Sławek i Tomek już do końca swoich dni będą potrzebowali pomocy ze strony mamy i innych ludzi. Im będą sprawniejsi, tym ta pomoc będzie łatwiejsza. Musimy dać im szansę.