Wykupić babcię od śmierci

Leczenie metodą hipertermii w Niemczech
Zakończenie: 19 Marca 2018
Rezultat zbiórki
Takie informacje przekazywać najtrudniej. 12 marca Pani Ela odeszła. Walczyła dzielnie do samego końca - by jak najdłużej zostać ze swoją rodziną. Nie ma słów, by opisać ból po tym, jak odchodzi ktoś bliski.
Środki ze zbiórki pomogą innemu podopiecznemu z Fundacji W Związku z Rakiem – Panu Januszowi https://www.siepomaga.pl/januszfaber
Rodzinie i bliskim Pani Eli składamy ogromne wyrazy współczucia.
Opis zbiórki
Kiedy naszemu tacie udało się pokonać raka, wydawało nam się, że oto nasza rodzina uwolniła się od ciężkich chorób. Bo przecież statystyka, bo rachunek prawdopodobieństwa, bo przecież ile zła może nas spotkać? Tak bardzo się myliliśmy, tak bardzo byliśmy naiwni. Dzisiaj na raka umiera nasza mama i babcia, a wraz z nią cierpimy my: jej dzieci, wnuki i prawnuczka.
Spróbuj sobie wyobrazić najwspanialszą mamę i babcię świata. Troskliwą i ciepłą, czułą i łagodną. Taką, którą przytuli, gdy jest źle, która dobrym słowem rozwieje wszystkie smutki. Taką, która zawsze ma dla Ciebie czas. Która Cię wspiera, ale nie kontroluję, taką, przy której czujesz się bezpieczna. Przy której jest Ci po prostu dobrze, nawet wtedy, kiedy wydaje się, że cały świat wali Ci się na głowę. Kimś takim jest moja mama. Dla wielu to zwykła, niczym niewyróżniająca się starsza kobieta, która ginie gdzieś w tłumie innych ludzi. Dla mnie to największy autorytet i opoka; ktoś na kogo oparcie mogę liczyć zawsze.
To ona przez całe życie była wsparciem dla mnie i dla mojego rodzeństwa. Dzisiaj wspiera nas w wychowaniu wnuków i prawnuczki. Tak jak dla nas była najwspanialszą mamą, tak dla nich jest najwspanialszą babcią, taką jak z baśni. Bo wnuków mama doczekała się sześcioro, a do tego jedną prawnuczkę. Każde z nich to oczko w głowie babci, której nic na świecie nie cieszy bardziej niż odwiedziny tej rozkrzyczane gromady. Wnuki to jej największa radość, sens życia. Nic nie daję jej większej satysfakcji niż obserwowanie tego, jak się rozwijają. A teraz tak bardzo się boi, że odejdzie i nigdy nie zobaczy jak dzieci, które ukochała całym swym sercem, dorastają.
Problemy z wątrobą zaczęły się u mamy 8 lat temu. To wtedy mama zmagała się z żółtaczką. To wówczas na jej wątrobie znaleziono torbiel. Podobno niegroźną i niekwalifikującą się do usunięcia. Mama poradziła sobie z chorobą, wyszła ze szpitala i żyła tak, jak dawniej — była tą samą, pełną ciepła mamą i babcią, jaką znaliśmy. W tym czasie na raka zachorował nasz tata. Mama całą energię poświęciła temu, by być przy nim, by trwać i wspierać swojego ukochanego mężczyznę. Nie miała czasu ani głowy do tego, by zająć się własnym zdrowiem. Taka była zawsze — dobro bliskich było dla niej ważniejsze niż jej własne. Rodzina była całym jej światem.
Musiało minąć siedem długich lat, by mama w końcu pomyślała o sobie. Siedem lat po tym, jak pokonała żółtaczkę, postanowiła ponownie przebadać swoją wątrobę. Lekarz wykonał USG i zamilkł. Czegoś takiego nie widział nigdy wcześniej. Narząd cały usiany był guzkami, których było tak wiele, że niemożliwe było nawet wykonanie biopsji. Krótko po tym, jak z rakiem wygrał nasz tata, do walki z nowotworem stanąć miała mama, a role miały się odwrócić. Wcześniej to ona opiekowała się ojcem, teraz sama wymagała opieki.
Mama trafiła do szpitala. Na duchu podnosiły ją jedynie odwiedziny wnuków, ale widziałam, że przy każdych odwiedzinach gdzieś głęboko w niej tli się obawa, że to ostatni raz, że więcej swoich wnuków już nie zobaczy. Kiedy okazało się, że pomimo przyjmowanej chemii, na wątrobie pojawiły się nowe guzy, mamie powiedziano, że wyczerpano wszystkie refundowane metody leczenia, że jeżeli chcę żyć, musi zapłacić.
Stivarga, tak nazywa się lek ostatniej szansy. Lek, który może uratować naszą mamę. Wydaliśmy wszystkie oszczędności, ale nie żałujemy ani złotówki. Guzy przestały rosnąć, nowych nie ma, a mama czuje się coraz lepiej. Tylko, że jesteśmy dopiero na początku terapii, a już nie mamy pieniędzy. Życie naszej mamy jest dla nas bezcenne, ale ktoś postanowił wyznaczyć za nie cenę. Cenę, której nie jesteśmy w stanie zapłacić…
Mama marzyła o tym, by wspólnie z Tatą świętować Złote Gody. Są już ze sobą 48 lat. Jeszcze niedawno wydawało się, że to tak blisko, że już wkrótce. Dzisiaj mama niczego już nie planuję. Żyje z dnia na dzień, pełna strachu przed śmiercią. Śmiercią, której można uniknąć. Śmiercią, od której można się wykupić…