COOLawa Mama

COOLawa Mama
Zakończenie: 17 Grudnia 2010
Rezultat zbiórki
Kochani, jest, udało się!
W niedzielę 12.06.2011 po raz pierwszy usiadłam na moim nowym rumaku :). Wrażenia trudno opisać słowami. Po ponad 20 latach jazdy jedynie na rowerze stacjonarnym, mogłabym nie schodzić z mojego nowego jednośladu. Jest cudnie, przemieszczam się i mam nad tym władzę, nawet nie jesteście sobie wyobrazić, jakie to uczucie!
Teraz jeździmy całą rodzinką na wycieczki, na razie blisko, bo muszę popracować nad kondycją, ale zrobiłam już pierwsze 20 km. Piotruś – nasz dwuletni synek jest zachwycony i często „robi” za śpiewający klakson :) Wzbudzamy prawdziwą sensację i zaczepiają nas ludzie na ulicy, to takie pozytywnie zakręcone zjawisko i to Wy wszyscy macie w tym swój udział.
Rower przyjechał do mnie aż z Berlina, bo polski dystrybutor zamknął działalność, więc trzeba było znaleźć sklep z Polski, który ściągnie go dla mnie i sprzeda fundacji, co wiązało się z szeregiem dodatkowych zabiegów, papierków i kosztów – niestety zwiększyły się na tyle, że nie udało się z zebranych pieniędzy zakupić również bagażnika do przewozu roweru, więc nie będę go mogła ze sobą zabierać na dalsze wyjazdy, ale trudno… nie można mieć wszystkiego.

Dziękuję, dziękuję, dziękuje, wszystkim i każdemu z osobna! Za ten ogrom radości, wolności, szczęścia i dodatkowy sposób rehabilitacji, jaki mi podarowaliście. Jesteście CUDOWNI i nigdy Wam tego nie zapomnę!
Pozdrawiam Justyna – nadal Coolawa, ale już rowerowa mama :)
Opis zbiórki
„Jestem sobie taką mamą, choć kulawą – roześmianą.
Wejdę tam gdzie mnie nie chcecie, i zobaczę góry w lecie.
Udowadniam swoją siłę, to nie zawsze bywa miłe.
Choć na kulach się opieram, kiedy boli maści wcieram.
Żeby synek mój malutki, nie znał jakie tego skutki."
Od ponad roku jestem szczęśliwą mamą. Mam wspaniałego męża i cudownego synka. Jestem uparta i nigdy się nie poddaję, jeśli ktoś mówi, że coś jest poza zasięgiem moich możliwości zrobię wszystko, żeby udowodnić, że jest inaczej. Są jednak rzeczy, na które niestety nie mam wpływu.
"Ćwiczę nogi, no i ręce, by móc zrobić jak najwięcej.
Choćby z Piotrkiem samolocik, bo to mój mały, kochany pilocik.
Piorę, sprzątam i gotuję , zmywam, gadam i prasuję.
Taka ze mnie jest wariatka, czasem noszę w głowie kwiatka."
Mam na imię Justyna, mam 30 lat i od zawsze jestem niepełnosprawna. Urodziłam się z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym (paralysis cerebralis infantium). Dzięki zaangażowaniu rodziców, wielogodzinnej rehabilitacji i swojej wytrwałości, jestem w stanie w miarę samodzielnie funkcjonować. Kiedyś „chodziłam” tylko sunąc na kolanach, dziś chodzę o kulach, studiuję i opiekuje się synkiem.
"Teraz mi się rower marzy, może jakiś cud się zdarzy?
Rower sześć tysięcy kosztuje, więc ja cudu potrzebuję…
Pomkniemy tam, gdzie dla nóg za daleko, przyjrzeć się łąkom, lasom i rzekom.
Bo chcę być zwykłą, wesołą dziewczyną i gonić życie z moją rodziną”
Bardzo, bardzo chciałabym żeby mój syn wiedział, że są rzeczy, które mimo mojej niepełnosprawności możemy robić razem… Ot, choćby jazda na rowerze. Niestety tradycyjny rower odpada z racji moich zaburzeń w układzie równowagi.
Rozwiązaniem dla Justyny byłby, specjalny rower „ZIGO”, który pozwoliłby zrealizować jej marzenie. Dzięki niemu mogłaby jeździć razem z synkiem i jednocześnie rehabilitować się. Niestety jest poza jej zasięgiem finansowym. Jego koszt z podstawowym wyposażeniem oraz bagażnikiem do przewozu tego roweru to 8000 złotych.
Justyna powinna nieustannie się rehabilitować i przynajmniej dwa razy w tygodniu korzystać z basenu i masaży kręgosłupa, żeby nie stracić sprawności, którą udało się jej przez te wszystkie lata osiągnąć. Niestety ze względu na brak środków finansowych musiała z tego zrezygnować.
Opieka nad synkiem wiązała się z przymusowym pójściem na bezpłatny urlop wychowawczy. Niedługo po tym, jej mąż ze względu na powikłania powypadkowe, również musiał zrezygnować z pracy. Opłaty, kredyt hipoteczny i wydatki związane ze studiami pochłaniają większość ich oszczędności. Ponadto, od miesiąca, Justyna pozostaje pod opieką poradni dietetycznej. Jak się okazało, do końca życia musi być na specjalnej diecie, która wiąże się z ponoszeniem dodatkowych kosztów. W tej sytuacji nie ma szans na wygospodarowanie dodatkowych środków finansowych.
- Nie umiem prosić o pomoc, raczej przywykłam do tego, że organizuję pomoc dla innych. - mówi Justyna. - A teraz? No cóż widocznie czasami musi być inaczej. Wierzę, że kiedyś będę mogła spłacić dług wdzięczności, za rok kończę studia magisterskie na kierunku Pedagogika, wtedy to ja będę pomagać, przynajmniej taką mam nadzieję.
Czasem potrzeba bardzo niewiele, żeby ktoś mógł się uśmiechnąć. Jeden miły gest może spowodować, że czyjeś życie stanie się bardziej radosne.