Skrzywdzona przez los pani Danusia nie ma szans na nowy wózek. Potrzebuje Twojego wsparcia!

zakup wózka inwalidzkiego elektrycznego
Zakończenie: 30 Września 2019
Opis zbiórki
Wypadek w szkole miał tragiczny wpływ na całe życie pani Danusi. Uśmiechnięta dziewczynka, która uwielbiała grać w klasy i skakać na skakance, musiała przesiąść się na wózek inwalidzki. I choć od tych dramatycznych chwil minęło już przeszło 60 lat, to nadal jest to bolesne wspomnienie.
Pani Danusia za niecałe 3 miesiące skończy 74 lata. Urodziła się miesiąc przed zakończeniem II Wojny Światowej w małej wsi na granicy polsko-ukraińskiej. Być może, gdyby mieszkała tam do dziś, jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Całą rodziną wyprowadzili się na Pomorze z powodu stanu zdrowia jej ojca. Lekarz zalecił mu zmianę klimatu ze względu na chore serce. W lipcu 1954 roku przeprowadzili się, a we wrześniu doszło do tragedii…
Pani Danusia:
Zaczęłam 3 klasę podstawówki. Bardzo się martwiłam, czy będę miała nowe koleżanki. Zaczęło się nienajgorzej do czasu tego wypadku. Jeden z chłopaków pchnął mnie bardzo silnie na ławkę. Uderzyłam kręgosłupem. Niewyobrażalny ból przeszył całe moje ciało. Po 3 dniach nie byłam już w stanie chodzić. Rodzice zawieźli mnie do szpitala. Zrobili rentgen i punkcję. Po tym zabiegu zostałam sparaliżowana od pasa w dół. Przestałam w ogóle czuć nogi. Pamiętam jedynie, że bardzo płakałam i nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie mogę już chodzić… Po wyjściu ze szpitala pojechałam do sanatorium w Konstancinie. Skończyłam tam 3 klasę i na tym skończyła się moja edukacja. Praktycznie połowę mojego życia spędziłam w szpitalach i uzdrowiskach. W domu byłam tylko gościem.
Elżbieta, siostrzenica:
Ciocia nauczyła się żyć na wózku. Przez to, że mieszkamy w jednym domu, od dziecka patrzyłam, jak doskonale sobie daje radę. Potrafiła zrobić przy sobie wszystko. Sama się ubierała i wyjeżdżała z domu. Jeździła z psami na spacery, wychodziła z koleżankami. Kilkanaście lat wcześniej, kiedy miała silne ręce, wystarczał jej tylko wózek manualny. Wszystko się zmieniło, gdy 10 lat temu zmarła babcia. Ciocia ogromnie przeżyła śmierć mamy i od tego czasu bardzo podupadła na zdrowiu i siłach. Rzutem na taśmę udało się załatwić pieniądze z PFRON, za które kupiliśmy cioci wózek elektryczny, który używa po dziś dzień. Sprzęt jest już w opłakanym stanie. Nie jest on w ogóle przystosowany do poruszania po nierównościach. A takie mamy podwórko, na które ciocia chętnie wyjeżdżała. Bo już nie może.
Wózek dosłownie się sypie. Cały czas psuje się napęd, siada akumulator, a każda naprawa kosztuje. To się po prostu już nie opłaca. Dodatkowo ciocia zaczęła mieć problemy z krążeniem. Lekarz zalecił, aby miała nogi wysoko. Do tego starego wózka doczepiliśmy rurki, deski, sznurki, nałożyliśmy gąbkę i stworzyliśmy taką platformę na nogi. Wiem, że jest to tylko chwilowe, a sam wózek musi być przystosowany do cioci. Ona na starym nie może już siedzieć. Kiedy przenosimy ją do samochodu i wieziemy do lekarza, a potem z powrotem siadamy na wózek, przez tydzień boli ją kręgosłup.
Specjalistyczny sprzęt kosztuje ponad 25 tysięcy złotych. Na żadne dofinansowanie ciocia już liczyć nie może ze względu na wiek. To ogromnie niesprawiedliwe, że każda z państwowych instytucji skreśla człowieka, bo jest za stary na pomoc. Ciocia dostaje nieco ponad 1 tys. zł renty. Nie może odłożyć nic. Może liczyć jedynie na dobroć innych ludzi i prosić o pomoc.
„Osobę niepełnosprawną trzeba przede wszystkim dostrzec, zbliżyć się do niej i wtedy dopiero można zobaczyć w niej zwyczajnego człowieka, który tak samo jak my, ma uczucia, talenty, ambicje, różne potrzeby i bardzo chce żeby go normalnie traktować” - Anna Dymna
Pani Danusi do normalności potrzebny jest tylko nowy wózek…