Ukąszenie, które odebrało mi męża i zabrało ojca synkowi!

Półroczny turnus rehabilitacyjny
Zakończenie: 11 Grudnia 2020
Opis zbiórki
1 września już co roku będzie wzbudzał we mnie panikę i niepokój. Miniony poranek wspomnianego, pechowego poranka nie zapowiadał żadnego dramatu. Ten wtorek miał być niezwykły i radosny dla naszej rodziny – nasz synek Oktwian pierwszy raz szedł do szkoły. Zjedliśmy razem śniadanie, odwieźliśmy Oktawiana do szkoły i jako dumni, zakochani rodzice pojechaliśmy do pracy. Dzień szybko przerodził się w koszmar, którego efekty odebrały nam szansę na kontynuację szczęśliwego życia.
Dramat, którego efektów nie da się zapomnieć nawet na chwilę, spowodował, że muszę zwrócić się do Państwa o pomoc i wsparcie zbiórki na półroczny turnus rehabilitacyjny mojego kochanego męża Dawida. Telefon z informacją, że męża zabrała karetka po ukąszeniu owada, automatycznie wywołała u mnie panikę. Informacja o wstrząsie anafilaktycznym wstrzymała mój oddech. Ani, ja ani mąż nie byliśmy świadomi jego uczulenia i alergii. Moje nogi ugięły się, a serce stanęło.
Dawid nigdy nie chorował, nie przyjmował leków. Oktawian jest jego oczkiem w głowie i sensem życia. Dla Oktawiana tata jest bohaterem. Synek każdego dnia patrzy przez okno i wyczekuje taty, który do nas wróci. Czeka, by tata wydrukował mu foremki do piasku na drukarce 3D. Oktawian wie, że to nastąpi prędzej czy później. Opowiada o tym swoim kolegom i koleżankom.
Nie możemy odwiedzać Dawida w szpitalu z powodu obostrzeń związanych z koronawirusem. Ten brak bliskości i niemożność usłyszenia głosu syna, Dawid z pewnością boleśnie odczuwa.
Kolejne informacje od lekarzy nie poprawiały humoru i nie zmniejszały bólu. Ze względu na niedotlenienie doszło do obrzęku mózgu. Następne 17 dni mąż był nieprzytomny. Z dnia na dzień silny, zdrowy i radosny mężczyzna wylądował na szpitalnym łóżku z niewydolnością krążeniowo-oddechową. 17 najdłuższych dni w moim życiu, wypełnionych oczekiwaniem na cud. Każdego poranka miałam nadzieję na jakąkolwiek, minimalną poprawę jego stanu. Bez rezultatu. Stan Dawida był i pozostaje wegetatywny.
Czułam, że nie mogę mu pomóc. Nie wiedziałam co robić, dlatego obsesyjnie zaczęłam umawiać wizyty do najróżniejszych lekarzy w poszukiwaniu ratunku dla męża. Wbrew moim nadziejom, otrzymywałam bardzo smutne informacje. Traciłam siłę, ale nie mogłam zapomnieć o naszym synku, który nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji. Nie umiałam ukryć troski o życie jego taty. Chciałam zacząć przygotowania na najgorsze.
Tylko jak przygotować kilkuletnie dziecko na odejście jego kochanego taty? Jak miałam przygotować siebie do utraty męża, w którym jestem zakochana od 16 lat?
Życie utknęło w martwym punkcie, aż w końcu przyszła długo wyczekiwana pozytywna informacja. 18 września obrzęk mózgowia znacznie się zmniejszył, co potwierdzone zostało tomografią komputerową głowy. Jeszcze tego samego dnia rozpoczęło się wybudzanie męża ze śpiączki farmakologicznej. Liczyłam na całkowitą odmianę naszej sytuacji, niestety do dziś mąż nie odzyskał świadomości i przebywa na oddziale intensywnej terapii.
Chciałabym, aby dramatyczna rzeczywistość, w której żyjemy od początku września, już wkrótce została tylko wspomnieniem koszmarnego snu. Nie będzie na to szans bez rehabilitacji.
Nierefundowana rehabilitacja, która ma pobudzić mózg do działania, musi rozpocząć się jak najszybciej, by uwolnić męża ze stanu, w którym się znalazł i zwrócić go życiu, które wspólnie wiedliśmy. 25 września mąż został zakwalifikowany na rehabilitację w Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej "Votum" w Krakowie. Miesięczny koszt rehabilitacji znacząco przekracza moje możliwości finansowe.