Właśnie zwyciężam ze swoim rakiem

Zakończenie: 2 Sierpnia 2012
Rezultat zbiórki
Aktualizacja 3.08.2012
Komitetowi dla Joachima udało się znaleźć Partnera Strategicznego, który zdecydował się przejąć patronat nad całą wyprawą.
Zamykamy cel na Siepomaga.pl, ponieważ zgodnie z obietnicą Partner wesprze projekt brakującą kwotą, dzięki której rehabilitacja Joachima w Australii choć delikatnie opóźniona, dojdzie do skutku.
Opis zbiórki
U Joachima Czerniaka w wieku 18 lat zdiagnozowano nowotwór mózgu - guz szyszynki. Ten nietypowy (szybko rosnący), rzadki (stanowi zaledwie 1% wszystkich nowotworów) i trudny w operowaniu (usadowiony tuż pod oczami) guz sprawił, że świat Joachima w jednej chwili stanął na głowie. Wszystkie marzenia i plany musiały zostać odsunięte na boczny tor.
W ciągu kilku następnych tygodni Joachim przeszedł szereg badań, które miały na celu przygotować go do operacji. Zaczął również przyjmować leki oraz sterydy w celu zmniejszenia narastającego obrzęku wewnątrz głowy.
Operacja miała zostać przeprowadzona w szpitalu w Sosnowcu, jednym z najlepszych w Polsce ośrodków walki z nowotworami mózgu. Jak w przypadku każdej operacji istniało ryzyko niepowodzenia...Joachim postawił wszystko na jedną kartę i poddał się skomplikowanemu zabiegowi usunięcia guza.
Udało się. Operacja, choć trwała znacznie dłużej niż planowano (ponad siedem godzin) powiodła się. Jednak w trakcie zabiegu doszło do niedokrwienia w rdzeniu kręgowym w efekcie czego Joachim stracił zupełnie władzę w nogach. Został sparaliżowany od pasa w dół.
Joachim podłamał się, ale wtedy dodatkowe siły do walki dał mu jego tata, Pan Robert. Kiedy okazało się, że jego syn ma guza mózgu, rzucił wszystko i bez reszty poświęcił się leczeniu. Zaczął sam rehabilitować syna. Przez następne 3 miesiące przychodził dzień w dzień do szpitala i przez 8 godzin pracował intensywnie z synem, ćwicząc jego nogi i ręce, które w pewnym stopniu miały zastąpić Joachimowi siłę jego nóg.
Musiałem być dobrym aktorem i zagrać świetnie tę życiową rolę. Jakikolwiek cień zwątpienia na mojej twarzy odbijałby się na wierze we własne siły u Joachima. Kiedy jechałem do szpitala i z niego wracałem cały czas myślałem, jak to będzie, czy będą przerzuty, ale do szpitala zawsze wchodziłem uśmiechnięty i taki też wychodziłem.
Żelazna dyscyplina, jaką obaj sobie narzucili, zaczęła przynosić efekty. Kilka razy w ciągu dnia Joachim miał przypinany do łóżka rowerek treningowy, na którym intensywnie ćwiczył. Potem przyszedł etap pionizacji (bardzo trudny, bo wymagający podniesienia się z łóżka oraz związany ze skokami ciśnienia i nudnościami). Kolejnymi etapami rehabilitacji były chodzik i ćwiczenia na przyrządach. - Gdy po raz pierwszy, na kilka sekund, Joachim o własnych siłach wstał z wózka, popłakał się ze szczęścia – wspomina Pan Robert.
Po trzech miesiącach pobytu w szpitalu chłopak wrócił do domu, aby nabrać sił przed radioterapią. Wskutek naświetlań mających zniszczyć resztki nowotworu, w ciągu pół roku od operacji schudł 40 kg. Przy wzroście 195cm ważył zaledwie 69 kg.
Przez długi czas jego mózg nie kontrolował również oddawania moczu, dlatego chłopak miał podłączony cewnik. Z tego też powodu, wielokrotnie dochodziło do zakażenia układu moczowego, co zawsze oznaczało kilkudniową przerwę w rehabilitacji.
Chłopak wciąż jest pod kontrolą lekarzy. Rokowania są bardzo pomyślne, dlatego zamiast zamartwiać się bez potrzeby, całą swą energię skupia na rehabilitacji. U Joachima stwierdzono kilkanaście powikłań pooperacyjnych: niedowagę, zaburzenia czucia głębokiego, zaburzenia czucia temperatury ciała, zespół Parinauda, zaburzenia równowagi oraz niedowład spastyczny kończyn dolnych ze stopotrząsem.
Porażone połączenia nerwowe w mięśniach sprawiają, że kiedy chłopak na chwilę usiądzie, nie może wstać. Przynosi to też potworny ból. Są trzy sposoby rehabilitacji tego schorzenia: basen, hipoterapia i długotrwała jazda na rowerze.
I właśnie dlatego, powstał projekt „Właśnie zwyciężam ze swoim rakiem, czyli 10 000 kilometrów na rowerze przez Australię”, który ma na celu poprzez długotrwałą jazdę na rowerze odbudować nie tylko połączenia nerwowe, ale przede wszystkim masę mięśniową, którą Joachim utracił w wyniku porażenia w rdzeniu.
W wyprawie wezmą udział cztery osoby: Joachim, który jest głównym beneficjentem akcji i będzie odpowiadał za naprawę rowerów, jego ojciec Robert, który będzie pełnił rolę kucharza, wolontariusz Bartek, który będzie odpowiedzialny za kontakty z Polonią i uzupełnianie wpisów na blogu oraz lekarz–fizjoterapeuta, który cały czas będzie czuwał nad zdrowiem Joachima.
W celu ograniczenia kosztów związanych z podróżą do Australii i wykupu długookresowych wiz australijskich lekarz zostanie zrekrutowany na miejscu. W tej chwili jest czterech kandydatów, ale decyzja o tym, który z nich będzie uczestniczył w wyprawie, zostanie podjęta na miejscu, po przylocie ekipy.
Planowany start wyprawy to 15 sierpnia 2012, zakończenie 31 grudnia 2012 roku. Dziennie „podróżnicy” będą pokonywać dystans 70 kilometrów, a koszt dziennego pobytu jednego członka wyprawy wyniesie około 50 dolarów australijskich. Aby zrealizować ekspedycję, będącą w głównej mierze formą rehabilitacji Joachima został powołany specjalny „Komitet dla Joachima”, który uzyskał pozwolenie MSW na zorganizowanie zbiórki publicznej na jego rzecz. Koszt półrocznej ekspedycji został oszacowany na 130 000 złotych. Przez Siepomaga.pl chcemy zebrać część tej kwoty 20 000 złotych.
Obecnie Joachim razem z tatą intensywnie przygotowują się do wyprawy, pokonując dziennie dystans około 40-50 kilometrów. Joachim chcę wsiąść na rower i przejechać 10 000 kilometrów. Potrzebuje tego, aby znów uwierzyć we własne siły i możliwości. Uporać się z dolegliwościami pooperacyjnymi i w konsekwencji odmienić swoje życie.
Mam nadzieję, że będzie to już ostatni etap mojej rehabilitacji i definitywne zwycięstwo z chorobą.
Opiekujący się chłopakiem lekarz neurolog twierdzi, że z medycznego punktu widzenia wyzwanie, jakiemu chcę podołać, nie tylko mu nie zaszkodzi, ale na pewno pomoże w odzyskaniu pełnej sprawności.
Chcę pokazać całemu światu, że osoby chore, tak jak ja, (a przynajmniej ich część) mogą i powinny walczyć o swoje zdrowie.