Your browser is out-of-date and some website features may not work properly.

We recommend updating your browser to the latest version.

On siepomaga.pl we use cookies and similar technologies (own and from third parties) for the purpose of, among others, the website proper performance, traffic analysis, matching fundraisers, or the Foundation website according to your preferences. Read more Detailed rules for the use of cookies and their types are described in our Privacy Policy .

You can define the preferences for storing and accessing cookies in your web browser settings at any time.

If you continue to use the siepomaga.pl portal (e.g. scroll the portal page, close messages, click on the elements located outside messages) without changing privacy-related browser settings, you automatically give us the consent to letting us and cooperating entities use cookies and similar technologies. You can withdraw your consent at any time by changing your browser settings.

Na tę chorobę nie ma lekarstwa, ale jest nadzieja na przyszłość...

Kuba i Jaś Brylowscy
Fundraiser finished
Fundraiser goal:

roczna rehabilitacja Kuby i Jasia

Fundraiser started by: Fundacja Słoneczko
Kuba i Jaś Brylowscy, 10 years old
Lębork, pomorskie
Deficyt Liazy Adenylobursztynianowej
Starts on: 02 May 2019
Ends on: 17 November 2019

Fundraiser description

Są takie sytuacje, które matce łamią serce. Kiedy patrzysz bezsilnie na cierpienie dzieci, kiedy nie możesz pomóc, a chciałabyś przytulić, schować, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Uratować. Kilkanaście starć dziennie. Napadów, które niszczą wszystkie zapory. Sprawiają, że Jaś i Kuba coraz bardziej zapadają się do swojego świata…

“Deficyt Liazy Adenylobursztynianowej” brzmi w moich uszach, kiedy wychodzę z gabinetu lekarskiego. Nie wiem, co to. Brzmi obco, przerażająco, lekarsko. Kiedy lekarz wyjaśnia, co będzie dalej, nie mogę złapać tchu. Mam ochotę płakać, krzyczeć, pytać: dlaczego my? Ale nie mogę. Mam przy sobie niespełna rocznego Jasia i 6-letniego Jakuba. Synów, którzy są dla mnie wszystkim. Trapieni przez straszną chorobę, na którą na całym świecie choruje tylko 100 dzieci!

Kuba i Jaś Brylowscy

Powtarzające się napady padaczki sprawiają, że życie naszej rodziny wygląda przerażająco dla osób patrzących z boku. To jak czekanie na atak bestii czającej się za rogiem. Kiedy zbliża się kolejny atak, chłopcy zaczynają potwornie krzyczeć i płakać. Wiedzą, że zbliża się to, co najbardziej ich przeraża. Ból, wyłączenie świadomości, ciemność. Powrót do rzeczywistości po każdym napadzie trwa bardzo długo. Kręta, wyboista ścieżka, którą muszą pokonać, by znów być sobą. Karetka pogotowia odwiedza nas częściej niż najbliższa rodzina. Szpital jest naszym drugim domem. Bywamy tam częściej niż z wizytami towarzyskimi gdziekolwiek. Naszymi przyjaciółmi są pielęgniarki, placem zabaw sala rehabilitacyjna.

Każdy napad to rabunek na ich małych organizmach. Walczymy o każdy bastion, ale wobec postępujących objawów możemy niewiele. Możemy zapewnić im codzienność, miłość, pielęgnację, ale to niewystarczające. By przywracać pamięć o tym, co już osiągnęliśmy, konieczna jest rehabilitacja. Długa, żmudna, niekiedy wykańczająca. Ale przynosząca efekty. Zapewniająca namiastkę zabezpieczenia przed skutkami okrutnych bitew toczonych w niewielkich ciałach.

Kuba i Jaś BrylowscyMoi mali rycerze często toczą walkę w milczeniu. Czasem wyrzucają z siebie cierpienie głośnym krzykiem, przerażającym płaczem. Ten dźwięk rozbija mnie na tysiące kawałków. Oddałabym wiele, by usłyszeć od któregoś z nich jedno wypowiedziane słowo…

W naszym całym domowym zamieszaniu jest jeszcze on, Nikodem, zdrowy 8-latek, który codziennie patrzy na to, jak szala zwycięstwa przechyla się na stronę choroby, jak Kuba i Janek prowadzą walkę, jak cierpią. Dla niego też chcę być mamą. Taką zwyczajną, która zabierze do zoo, na lody, pobawi się w domu. Zwykle nie mogę. Choroba rozbija naszą rodzinę na kawałki, zabiera ulotne chwile, które moglibyśmy wspominać przez lata.

Choroba zahartowała mnie jako człowieka. Choć jestem przerażona jej postępowaniem, zniszczeniem, które rozsiewa. Tym, co jeszcze może się wydarzyć. Pogodziłam się z losem i wiem, że nie uleczę chłopców. Moja ogromna miłość do nich, walka o każdy dzień, podróże między szpitalnymi salami… Rzeczywistość, której musiałam się poddać. Jaś i Kubuś to jedne z niewielu dzieci z tą chorobą, które się uśmiechają. To dla mnie najlepsza nagroda, motywacja. To moment, w którym chciałabym się zatrzymać... Nie wiem, co to znaczy, kiedy ktoś mówi do mnie "będzie dobrze". Dla mnie dobrze to jeden atak w tygodniu, napad bez interwencji karetki pogotowia. To dzień bez paraliżującego strachu, bez cierpienia chłopców. Spędzony z całą rodziną w jednym miejscu, nie na dwóch osobnych salach szpitalnych...

Na chwilę tracę ich wiele razy każdego dnia. Każdy atak odbiera ważną część, na którą pracowaliśmy czasem tygodniami, czasem miesiącami… Każdy z nich może odebrać jednego z moich ukochanych synków na zawsze. A ja nie mogę na to pozwolić. Błagam, pomóż nam przejąć życiowe stery i zapewnić im możliwość walki z chorobą.

This fundraiser is finished. You can support other People in need.

Follow important fundraisers