Sebastian tak bardzo pragnął spotkać się ze swoją rodziną, że postanowił przyjść na świat wcześniej - dwa tygodnie przed planowanym porodem. Jednak gdyby wiedział, co wydarzy się później, być może zaczekałby jeszcze chwilę w brzuszku mamy…
Jesień 2008 roku - młode małżeństwo z niecierpliwością czeka na pierworodnego synka. Wszystko układa się wspaniale, wyniki badań USG rozwiewają wszelkie wątpliwości – to zdrowy chłopiec! Lekarz uspokaja, mówiąc, że wszystko jest w najznakomitszym porządku. Rodzice przygotowują dom na przyjście dziecka. Cała rodzina pomaga przy dopracowaniu najdrobniejszych szczegółów.
28 listopada 2008 roku. Sebastian przychodzi na świat przedwcześnie, ze zniecierpliwienia i chęci szybkiego pojawienia się przy mamie, przekręca swoje ciało. Lekarz przyjmujący poród nie widzi w tym zachowaniu nic nadzwyczajnego – po prostu zwinnie przekręca chłopczyka, myśląc, że to najbardziej odpowiednia decyzja. Kobiecy i macierzyński instynkt mamy od razu podpowiedział, że ta czynność będzie brzemienna w skutkach, niemal od razu pojawiło się pytanie zadawane potem nieustannie: Dlaczego nie dokonano cesarskiego cięcia?!

Dwie doby po narodzeniu Sebastian zaczął sinieć, trafił na OIOM. Rezonans wykazał 2 i 3 stopień wylewu dokomorowego, zdiagnozowano również silne przykurcze. Zmartwieni rodzice przewożą swojego malutkiego syna do Warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka w celu dalszego rozpoznania i leczenia. Ze względu na dysmorfie, czyli wrodzone odstępstwa od normy budowy anatomicznej, lekarze podejrzewają zespół Freemana-Scheldona, wyniki kariotypu były negatywne, jednak by ostatecznie zdiagnozować syndrom należy pobrać wycinek z ciała dziecka. Zabieg jest tak bolesny dla dziecka, że rodzice postanowili zaprzestać diagnostyki, a skupić się na odpowiedniej rehabilitacji chłopca. Późniejsze badania cytogenetyczne wykazały nieprawidłowość chromosomową pod postacią chromosomu markerowego w mozaice. Dwutygodniowy pobyt w szpitalu ukazał również bardzo małą reakcję na dźwięk i światło.
O ile wszelkie zniekształcenia są wynikiem uszkodzenia genu, tak słaby słuch i wzrok jest skutkiem ręcznej ingerencji pana doktora, który podczas porodu okręcił Sebastianka. Konsekwencje tego błędu ponosi TYLKO mały Sebastianek i jego rodzina, to on do końca życia będzie musiał zmagać się z niedosłuchem, to on nigdy nie usłyszy wołania mamy!
W kwietniu 2009 roku Sebastianek dzielnie przeszedł chirurgiczną korekcję roszczepu podniebienia miękkiego. Kilka miesięcy później otrzymał swój pierwszy aparat słuchowy. Dzięki temu przynajmniej w części ma możliwość usłyszenia świata, usłyszenia kojącego głosu mamy. Niestety, z czasem nawet najlepszy sprzęt okazuje się być nieprzydatny ze względu na swoje funkcje. Słuch chłopca się pogarsza, potrzebny jest nowy, lepszy i bardziej czuły aparat, by dziecko mogło usłyszeć jak brzmią dźwięki przyrody, jakie odgłosy wydają zwierzęta, jak głośno wyje syrena z ulubionego wozu strażackiego.
Rodzice do dzisiaj mają ograniczone zaufanie do lekarzy i żal do służby zdrowia, że nikt nie potrafi przyznać się i wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Możemy wspólnymi siłami zdać egzamin z człowieczeństwa, pokazując, że jako ludzie pragniemy pomagać, a nie szkodzić drugiemu człowiekowi.