Kiedy tancerz tańczy, ziemia pod nim jest święta. Gdy Martika tańczyła, choroba stała pod ścianą. W tańcu nie widać, że dziewczyna jest chora. Być może dlatego taniec stał się jej pasją. Światem, w którym była taka, jak inni. Światem, w którym nikt nie patrzył na to, co skrywa pod włosami. Ona cała była tańcem. Jednak choroba powiedziała stop.
W wieku 4 lat pojawiło się pierwsze wygięcie. Lekarze kazali ćwiczyć, mówili, że wyrośnie z tego i wszystko się wyprostuje. Po pół roku wygięcie kręgosłupa zwiększyło sie do 17 stopni - taka wada występuje u nastolatków, a Martika miała niecałe 5 lat. Złe ćwiczenia zalecone przez lekarza pogłębiały skoliozę, prawa noga nosiła ciężar ciała, szybko pojawił się garb. I ból - narastający, towarzyszący każdego dnia. Dziś Martika ma 12 lat i ze zwykłej, wydawałoby się, skoliozy wada urosła do takich rozmiarów, że bez operacji może odbić się na narządach wewnętrznych - m.in. wątrobie, sercu, uciskając je i prowadząc do niewydolności.
- Dlaczego ja? - Martika pyta o to, od kiedy była małą dziewczynką. I nie ma na świecie osoby, która znałaby odpowiedź. Jej wada ma charakter idiopatyczny, czyli nieznana jest przyczyna jej występowania. Martika musi nosić gorset, przez co za jej plecami pojawiały się przykre komentarze - że wygląda jak robot, że jest w zbroi. Udawała, że nie słyszy, a w domu płakała w poduszkę. Taka śliczna dziewczyna - piękna na zewnątrz, a w środku zrujnowana przez chorobę.

Taniec był jej odskocznią. Pomagał mięśniom zachować miękkość. A jednocześnie był jej antidotum na wszystkie złe chwile, na całą truciznę, którą przynosił jej świat poza salą, w której tańczyła. Wiedziała, że kręgosłup wygina się coraz bardziej, coraz częściej to ból głowy budził rano Martikę.
44/60/34 - to są wymiary choroby Martiki - o tyle stopni jest powykręcany jej kręgosłup. Wygląda jak pozwijany wąż. Widmo operacji wisiało nad Martiką już od jakiegoś czasu. Ale była niebezpieczna w fazie wzrostu. Dopiero, gdy Martika skończyła 12 lat, operacja może być wykonana. Może, ale prywatnie. Bo na NFZ trzeba czekać 2 lata. W przypadku Martiki to tak, jakby postawić na niej krzyżyk - za dwa lata wygięcie będzie tak duże, że operacja może je przywrócić najwyżej do takiego stanu, jak jest teraz. Dlatego nie można czekać. Kolejne dwa etapy będą już na NFZ, jednak ten pierwszy musi się odbyć już teraz, żeby nie doprowadzić do patologii narządów wewnętrznych. Termin operacji jest wyznaczony na 13 sierpnia. Brakuje jeszcze niecałe 20 tysięcy zł.
"Byłam w swoim żywiole, gdy tańczyłam. Tego nie będę już mieć" - Martika napisała kartkę, żegnając się z tańcem. Wiele rzeczy robiła po raz ostatni - po operacji pierwszy krok będzie nie lada wyczynem, a szczytem marzeń będzie zawiązanie sznurówek w bucie.
Pomóżmy Martice jeszcze kiedyś zatańczyć. Bez szybkiej operacji, jej kręgosłup stanie się tak poskręcany, że uciśnie narządy wewnętrzne, a wtedy ani pręty, ani haki, ani śruby nie będą go w stanie "odkręcić" i wyprostować. Podobno gromadka aniołów może tańczyć na koniuszku szpilki. Bądźmy aniołami Martiki, które w niecały miesiąc uzbierają potrzebną kwotę na operację. Wydaje się to niemożliwe, czasu jest tak mało, ale zrobienie tego, co niemożliwe, daje właśnie największą radość.
Martika Piłat