- Mateusz, co ci jest? Słyszysz? Mateusz, nie wygłupiaj się, wstawaj! - wystraszony kolega nie wiedział co robić, gdy Mateusz potknął się i upadł. Wyszli pojeździć na deskorolce, jak każdego dnia. Zdarzały się upadki, ale ten był inny. Mateusz był nieobecny, nic do niego nie docierało. Mógł iść, lecz jakby nie słyszał, co się dzieje wokół niego. Gdy dotarli do domu, rodzice wezwali karetkę.
- Prawdopodobnie mamy udar mózgu, bądźcie gotowi. - ratownik dzwonił do szpitala z ambulansu. Udar mózgu u 14-letniego chłopca? - nie tylko rodzice nie mogli uwierzyć. - Nie ma innej opcji, chyba że syn brał narkotyki. Badania wykluczyły wszystkie domysły, pokazując 2,5-centymetrowego intruza, który zlokalizował się w najgorszym możliwym miejscu - w rdzeniu kręgowym. Guz został wykryty zupełnie przypadkiem i gdyby nie wypadek na deskorolce, to Mateusz chodziłby dalej z „tykającą bombą ” w głowie.
- Tata, ja nie czuję, że mnie trzymasz - mówił Mateusz, gdy tata trzymał go w ramionach. Guz uciskał. Gdy czucie wróciło, lekarze byli zdziwieni. Według nich Mateusz powinien mieć niedowłady i odrętwienia. - To jest rak. - powiedział lekarz bez ogródek - Dajemy chłopcu pół roku życia. Zrobimy operację, ale i tak ma praktycznie zero szans. Będzie sparaliżowany, nie będzie samodzielnie oddychał. Rodzice pojechali do innego szpitala, nie chcieli wierzyć w to, co usłyszeli. W drugim szpitalu lekarze dawali 25% szans, że po operacji Mateusz nie będzie do końca życia jeździł na wózku. W kolejnym szpitalu lekarze nie byli przekonani co do słuszności decyzji kolegów. Co robić, komu wierzyć? Jedna zła decyzja i cały świat Mateusza mógłby runąć. Nieodwracalnie.

Od mamy dziewczynki, która też chorowała na to, co Mateusz i też nie dostawała żadnych szans, rodzice chłopca dowiedzieli się o klinice neurochirurgicznej w Niemczech w Tubingen. Jest najlepsza w Europie, specjalizuje się w guzach rdzeniowych. Lekarze z tej kliniki widzą przyszłość Mateusza zupełnie inaczej. Podjęli się natychmiastowej operacji i dają duże szanse, że Mateusz będzie normalnie oddychał, a po rehabilitacji chodził i wróci do normalnego życia. Termin operacji został wyznaczony na 26 listopada 2014 roku, więc mamy miesiąc, żeby zebrać pieniądze.
Mateusz wie, co go czeka, wie, że najbliższy miesiąc to będzie być może najważniejszy czas w jego życiu. Jeden niepoprawny ruch skalpela może przekreślić jego całe życie. Tutaj potrzebne są doświadczone ręce chirurga, które wytną guz tak, żeby nie uszkodzić nerwów. Potrzebne są też ogromne pieniądze, żeby zdążyć zanim guz zacznie mocniej uciskać i powodować niedowłady, których dotychczasowy brak zdziwił lekarzy zajmujących się Mateuszem.
29 sierpnia 2014 roku od jednego upadku zaczęła się walka z nowotworem centralnego układu nerwowego. Paradoksalnie w dniu wypadku Mateusz był smutny, że to już koniec wakacji i musi wrócić do szkoły, a teraz oddałby wiele, żeby móc do niej wrócić. Czasu nie cofniemy, nie mamy wpływu na przeszłość. Jednak wciąż mamy wpływ na przyszłość, możemy nadać jej bieg. Możemy sprawić, że 25 listopada Mateusz będzie operowany przez najlepszych chirurgów i pokona chorobę.