Spacer... Przypadkowo napotkane osoby serdecznym uśmiechem witają mamę z wózkiem. Mama zagląda do wózka, a z niego wygląda roześmiana, pełna wzruszającego uroku buzia Marysi. To nic, że przez 23 lata poza skromnymi, nie do końca zidentyfikowanymi dźwiękami, nie wypowiedziała żadnego słowa, to nic, że bez wsparcia pomocnych dłoni matki nie potrafiłaby samodzielnie egzystować – bardzo wrażliwa, szczerym uśmiechem potrafi wydobyć radość tam, gdzie bywa ona niemożliwa…
Choroba na dziewczyny spadła niespodziewanie. I choć nigdy łatwo nie było – przez wiele lat nauczyły się codziennego życia, połączenia obowiązku rehabilitacji oraz pracy zarobkowej matki, by miały za co żyć. Marysia każdego dnia poddawać działaniu bodźców, dzięki którym rozwija swój intelekt, rozumienie, co się do niej mówi, a i ona nauczyła się dzięki komunikatorom przekazywać swoje myśli i pragnienia.

Niestety, gdy dziewczyna ukończyła 21 lat, świat nagle stał się jak mur. Zimny, nie do przepchnięcia ani dostosowania się do potrzeb samotnej matki oraz niepełnosprawnej dziewczyny. Nauka w szkole się zakończyła, autobus (ze względu na ukończenie pełnoletności) już nie może po nią przyjeżdżać ani odwozić do szkoły. By to było możliwe jedyną opcją jest prywatna szkoła, na którą samotnej matki żyjącej jedynie z zasiłków nie stać. Mama dziewczyny nie dopuszczała myśli, by zostawiać na 10 godzin dziennie Marysię bez opieki – nie miała wyjścia – musiała zrezygnować pracy. Tak, razem od 5 lat, bez wsparcia rządu, by Marysia mimo niepełnosprawności mogła dalej się rozwijać, bez możliwości pracy, gdyż mama nie jest atrakcyjną kandydatką w oczach pracodawców, żyją samotnie. Mama jak potrafi stara się dziewczynie zapewnić ćwiczenia oraz zajęcia szkolne w warunkach domowych, niestety, wielu z przyrządów edukacyjnych w ich zasięgu jest niedostępnych, dlatego i nauka stała się bardzo okrojona i ograniczona.
Marysia mimo ukończonych 23 lat waży 40 kilogramów, ale dla samotnej matki, która kilkanaście razy w ciągu dnia przenosi jej ciała z łóżka, do kąpieli, na spacer i do wózka to ciężar, który już odcisnął piętno na jej zdrowiu. Mama pragnie zebrać środki na pionizator, dzięki któremu Marysia mogła by oglądać świat z innej perspektywy niż łóżko, a i dla zdrowia jest to niezbędne, by poza tymi codziennymi zmaganiami z przykurczami, godzinnym spożywaniem posiłków nie pojawiły się kolejne znacznie osłabiające jej wątłe ciało. Sytuacja finansowa matki nie pozwala na sfinansowanie zakupu niezbędnego sprzętu, dlatego wspólnymi siłami staramy się zebrać środki.
Miłość. Zapewne każdy z nas zna to uczucie, które przywołuje na myśl bliskie nam osoby. Ale czy kiedykolwiek zadaliśmy sobie pytanie, czym tak naprawdę jest? Być może nie będziemy mieli okazji poznać innej jej perspektywy... Dla nas to postawa samotnej matki w każdej codziennej czynności w obliczu nieuleczalnej choroby własnego dziecka, która nadała sens ich istnieniu...