Krwiak - tykająca bomba, która zabrała mi to, co najcenniejsze...

Robert Wierzbicki
Fundraiser finished
Fundraiser goal:

specjalistyczny turnus rehabilitacyjny

Fundraiser started by: Fundacja VOTUM
Robert Wierzbicki, 53 years old
Cerkwica, zachodniopomorskie
krwiak śródmózgowy prawej półkuli mózgu
Starts on: 31 January 2017
Ends on: 03 April 2017

Fundraiser result

Dzięki Wam się udało!

Dziękuję wszystkim osobom, które dołożyły swoją cegiełkę dobra do mojej zbiórki! Wiem, że gdyby nie Wy, nie byłoby to możliwe. Wasza pomoc sprawiła, że mogłem wyjechać na turnus rehabilitacyjny, na którym intensywne ćwiczenia sprawiły, że zacząłem sprawniej chodzić, moja ręka była mniej spastyczna, a przede wszystkim mogę wykonywać więcej ruchów samoczynnie. To turnus sprawił, że mogę być bardziej samodzielnym człowiekiem, dlatego już teraz proszę o pomoc, w zebraniu środków na kolejny!

Fundraiser description

Życie nie oszczędzało mnie od najmłodszych lat. Opuszczony przez ojca i zapomniany przez matkę, szybko musiałem nauczyć się sam dbać o siebie. Dorosłem wcześniej niż rówieśnicy, a niezależność stała się dla mnie największą z wartości. Tak ciężko jest pogodzić się z jej utratą...

Silny i zdrowy facet. Szczęśliwy mąż i ojciec dorastającej córki. To ja 9 lat temu. Wszystko wtedy wydawało się takie proste. Można było snuć plany, a potem powoli, konsekwentnie wdrażać je w życie. Byłem kierowcą ciężarówki. Życie na walizkach czasami dawało w kość. Tęskniłem za rodziną, ale jadąc setki kilometrów przez Europę, bez stojącego nad głową szefa, czułem się wolny. Wolny także finansowo. W końcu, po latach, udało nam się uzyskać zdolność kredytową. Postanowiliśmy zaryzykować i kupić mieszkanie. Słowem, zaczynało się nam układać.

Robert Wierzbicki


Byliśmy wtedy u dawno niewidzianych znajomych. Nagle poczułem się słabiej, zaczęło mi się kręcić w głowie. Pamiętam tylko, że przyjaciele zaproponowali, żebym się położył… Przytomność odzyskałem kilka tygodni później, ale i tamten okres pamiętam jak przez mgłę. Myślałem, że to koszmar, że zaraz się obudzę. Chciałem uciekać ze szpitala, ale nie mogłem. Nie mogłem, bo odzyskałem przytomność, ale straciłem sprawność.

W mojej głowie przez lata rósł krwiak. Nie miałem o nim zielonego pojęcia, nie dawał żadnych objawów. Nie miałem bólów czy zawrotów głowy, jak to często bywa przy tego typu przypadłościach. To była tykającą bomba zegarowa. Wybuchła tego fatalnego dnia u znajomych. Z opowieści wiem, że czym prędzej przywieziono mnie do szpitala, gdzie natychmiast trafiłem na stół operacyjny. Gdy się obudziłem, cała lewa strona mojego ciała była sparaliżowana.

To była katastrofa. Przez całe swoje życie radziłem sobie sam, a teraz miałem stać się zależnym od innych kaleką. Chciałem to wyprzeć. Buntowałem się, sam już nie wiem przeciwko czemu czy komu… Potem była rozpacz. Przytłaczający strach o to, co dalej. Przecież dopiero co wzięliśmy kredyt, a ja nie miałem szans na to, żeby wrócić do ciężarówki.

Choroba dotknęła nie tylko mnie. Rykoszetem uderzyła także w moją rodzinę. Moja córka nigdy nie dała mi odczuć, że jestem niepełnosprawny, ale wiem, że brakowało jej wspólnych spacerów, wycieczek. Wiem, że z powodu problemów finansowych, będących konsekwencją mojego stanu zdrowia, musiała zrezygnować z wielu potrzeb nastolatki. Zdaję sobie również sprawę z tego, że byłem wówczas, w okresie największego załamania, nie do zniesienia dla moich bliskich. Po prostu potrzebowałem czasu na to, by się podnieść.

Robert Wierzbicki


W końcu stwierdziłem, że dosyć już tego rozdrapywania ran. Nie chciałem dłużej tylko egzystować. Zacząłem uczęszczać na rehabilitacje. Szybko wstałem z wózka, a moja sprawność regularnie się poprawiała. Zdarzało się też niestety uderzać głową w mur. Tak było wtedy, gdy NFZ wyznaczył mi termin specjalistycznej rehabilitacji na 2036 rok. Byłem załamany. Na szczęście sprawą zainteresowały się media. Dzięki ich wsparciu udało się wtedy, na ten jednorazowy turnus, znaleźć sponsorów. Dalej musiałem radzić sobie sam.

Nie chciałem żyć tylko z zasiłków i pieniędzy żony. Pomimo swoich ograniczeń zaczałęm rozglądać się za pracą. Tak bardzo pragnąłem choćby namiastki utraconej samodzielności. Udało mi się. Znalazłem pracę jako ankieter telefoniczny. Nie jest to szczyt mojej ambicji, ale dzięki temu zajęciu czuję się choć odrobinę bardziej potrzebny. Poza tym mogę na chwilę oderwać się od tego powracającego ciągle i ciągle natrętnego pytania: dlaczego ja?

Pracuję, ale pieniędzy ledwo wystarcza nam na spłatę rat za mieszkanie. Na tak potrzebne rehabilitacje nie mam już środków, a tylko one dają szanse na powrót do dawnej sprawności. Chcę aktywnie uczestniczyć w życiu społecznym i rodzinnym. Bez ćwiczeń z teraputami nie mam na to szans. Przez całe życie radziłem sobie sam i nigdy nie prosiłem nikogo o pomoc. Byłem z tego dumny, ale teraz przyszedł czas, by przestać unosić się honorem. Potrzebuję pomocy i bardzo Was o to proszę. Bez rehabilitacji zamiast powrotu do aktywności, czeka mnie powrót na wózek...

This fundraiser is finished. You can support a current fundraiser.

Follow important fundraisers