"To" już dawno miało być za nami. Wszystko było przygotowane. Niestety, zwykła infekcja zmieniła wszystko. Weszliśmy w życiowy zakręt, z którego wyjście na prostą oznaczało, że nasza córeczka będzie żyć. I mieliśmy pieniądze na operację, które w sekundę stały się papierkami, za które nie mogliśmy kupić życia ukochanego dziecka.
Marta urodziła się 27 października 2008 roku. Rodzice wiedzieli o wadzie serca (serce jednokomorowe), byli przygotowani na operacje. Na narodziny Marty wybrali szpital specjalizujący się w leczeniu wad serca. Pierwszy zakręt pokonali bez problemu – 7 listopada 2008 roku odbyło się cewnikowanie serca z zabiegiem Rashkinda, tydzień później przewężono pień tętnicy płucnej. Kolejna siódemka też była szczęśliwa – 17 czerwca 2009 roku Marta przeszła II etap korekcji wady. Tydzień po operacji była już w domu. Wydawało się, że szczęśliwa siódemka Marty nie opuszcza. A to szczęście przy tej wadzie serca było jej bardzo potrzebne.
Od 2011 roku serce Marty zaczęło wchodzić w coraz trudniejsze zakręty. Cewnikowanie serca ze zwężeniem tętnicy płucnej wykonane w grudniu 2011 roku dało mierny efekt. Pół roku później serce dało o sobie znać. Trzeba było wyjść poza plan operacji i zrobić dodatkowy zabieg – centralne zespolenie systemowo-płucne. Zespolenie miało poprawić parametry do III etapu operacji metodą Fontana. To miał być już ostatni etap. Podczas kontroli pooperacyjnej okazało się, że…zabieg się nie udał. - Zespolenie zarosło, wróciliśmy do stanu sprzed miesiąca – mówi mama Marty. Trzeba było sprawdzić przyczynę niedrożności – kolejne cewnikowania, na szczęście udane. Pomimo tego Marta wciąż nie otrzymała kwalifikacji do ostatniego etapu – zbyt wąskie tętnice jak na warunki polskiej kardiologii.

Rodzice Marty zaniepokojeni tym faktem niezwłocznie po powrocie ze szpitala skontaktowali się z prof. Edwardem Malcem, ten po przeanalizowaniu dokumentacji medycznej nie widział przeciwwskazań do przeprowadzenia u Marty operacji. Rodzice zaczynają zbiórkę pieniędzy. W październiku 2012 roku mają już całą kwotę. Początek 2013 roku ma być dla nich szczęśliwy, Marta ma być po operacji - w końcu pieniądze są uzbierane.
11 listopada 2013 roku zebrane pieniądze zaczęły tracić wartość. Marta trafiła do szpitala z pozornie niegroźną infekcją. Doszło do ostrej niewydolności krążenia, stan dziewczynki lekarze określili jako bardzo ciężki. Jedyna komora serca, jaką ma Marta, przestała prawidłowo pracować. Wtedy też pierwszy raz padło słowo – przeszczep serca. To już by była ostateczność, gdyby serce Marty dłużej nie mogło bić. Niezliczona ilość badań, zabiegów i długie leczenie pozwoliły oddalić widmo przeszczepu. Po 2,5 miesiąca Marta wyszła do domu z „walizką” leków. Po tej zapaści mama Marty zrezygnowała z pracy, żeby być obok córeczki bez względu na wszystko.

Po 20 miesiącach stało się coś, czego nikt się nie spodziewał, a o czym wszyscy marzyli – komora serca Marty wróciła do swojej funkcji sprzed zapaści. 20 czerwca 2014 roku Marta otrzymała na 2 grudnia kwalifikację do ostatniego etapu operacji. Zebrane pieniądze odzyskały swoją wartość, jednak okazało się, że jest ich za mało. Trzeba dozbierać na cewnikowanie serca.
Po tych wszystkich zakrętach w drodze po życie z wadą serca, ten wydaje się najmniejszy i najłatwiejszy do pokonania. Serce Marty, choć słabsze niż nasze, przedarło się już przez tyle przeszkód, żeby tylko dalej pompować w dziewczynkę życie. Pomóżmy mu wyjść z ostatniego zakrętu!