Dziurawe serduszko Kasi

Ends on: 07 January 2015
Fundraiser result
5 marca 2015 roku Profesor Malec naprawił serce Kasi. Operacja przebiegła zgodnie z planem. Kasia na własnym oddechu trafiła na OIOM, gdzie spędziła tylko 4 doby. Już 9 marca znalazła się na oddziale kardiologii, gdzie pod świetną opieką lekarzy i pielęgniarek szybko wracała do sił po tak poważnej operacji. Dzień po dniu ubywało kabelków. 16 marca Kasia dostała przepustkę i mogła wyruszyć na pierwszą godzinną wyprawę poza klinikę. 18 marca, czyli 13 dni po operacji otrzymaliśmy wypis z kliniki i mogliśmy wracać do domu.
Jesteśmy już po pierwszej kontroli kardiologicznej. Serduszko Kasi pracuje prawidłowo. Nie ma już w jej organizmie płynów, które gromadziły się po operacji. Saturacja, czyli wysycenie krwi tlenem, która przed operacją spadała nawet do 70 %, obecnie jest na poziomie 96-98 %, czyli saturacji zdrowego dziecka. Kasia już się nie męczy podczas jedzenia. Jest dzieckiem bardzo pogodnym i ruchliwym.
Ciężkie chwile jak koszmar senny powoli odchodzą w niepamięć. Wszystko to dzięki Wam, Kochani Pomagacze! To dzięki Wam Kasia mogła wyjechać
do kliniki w Munster i trafiła w ręce Profesora „Serce” i jego zespołu.
Nadszedł czas radości i spokoju.
Fundraiser description
13 lipca 2014 roku około godziny 9 rano zadzwonił telefon. To była żona. Usłyszałem tylko jedno zdanie przeplatane płaczem: "Przyjeżdżaj, chcą ochrzcić Kasię". Bez chwili wahania wsiadłem do samochodu i pognałem do szpitala. W głowie miałem tysiące myśli, łącznie z tą jedną, że nasza mała córeczka umiera.
Tego dnia Kasia miała zaledwie jeden dzień. Urodziła się 3,5 tygodnia za wcześnie. Ważyła niecałe 2 kilogramy, jednak dostała 10 punktów w skali Apgar, więc nie było powodów do obaw. Aż do następnego dnia, kiedy zadzwonił telefon. Pielęgniarka ochrzciła Kasię. Wykryto niepokojące szmery w sercu, trzeba było natychmiast przewieźć malutką do innego szpitala. Diagnoza lekarzy w Poznaniu zabrzmiała jak wyrok - bardzo poważna sinicza wada serca - zarośnięcie zastawki tętnicy płucnej i ubytek międzykomorowy, czyli "dziura w sercu". Naszą córkę czekała operacja. Dni oczekiwania na operację to ciągła podróż między dwoma szpitalami. W jednym leżała samotna żona wśród szczęśliwych matek ze swoimi nowo narodzonymi dziećmi, w drugim maleńka, bezbronna Kasia w inkubatorze…
- Serca nie widzę, ale bije - rodzicom Kasi przypomniały się słowa lekarza podczas badań prenatalnych. Czy gdyby wiedzieli wcześniej o poważnej wadzie serca zagrażającej życiu córeczki, mogliby się przygotować na to, co ich czekało? Być może wcześniej zaczęliby się bać i pytać: dlaczego? Jednak na pewno walczyliby o swoją jedyną córeczkę Kasię, nie poddaliby się.
Kasia mamę widziała tylko przez dwa pierwsze dni. Potem je rozdzielono - było ciężko, jednak życie córeczki było najważniejsze. Jej maleńki świat to był inkubator, mnóstwo kabelków i widok taty. 6-dniowa Kasia musiała przejść pierwszy zabieg - założenie zespolenia systemowo-płucnego. Zabieg nie leczy wady serca, pozwala jednak przeżyć do czasu, gdy operacja serca będzie możliwa. Po zabiegu przez 11 dni Kasia była podłączona do respiratora, nie dała rady oddychać samodzielnie. Gdy przeszła na własny oddech, rodzice mogli zabrać córeczkę do domu. Czuli radość, ale też ogromny strach - jak chronić małe dziurawe serduszko? - Pierwsze tygodnie to nieustanny lęk i ciągłe spoglądanie na monitor bezdechu... żeby mieć pewność, że Kasia żyje.
Co dalej? - myśleli rodzice. Przecież chore serduszko w każdej chwili może przestać bić. Jak każdy rodzic, chcieli dla swojego dziecka jak najlepiej, zwłaszcza, że chodzi o dalsze życie dziecka. Operacja serca to potężny cios dla organizmu. Serce wielkości piąstki niemowlęcia trzeba zatrzymać, skorygować wadę, a następnie przywrócić je do życia. Rodzice konsultowali się z różnymi lekarzami, rozmawiali z rodzicami innych dzieci, które są już po operacjach. Zdecydowali się powierzyć serduszko Kasi w ręce profesora Malca, który spróbuje całkowicie naprawić serduszko Kasi i to podczas jednej operacji, a nie kilku. Jeśli jego plan się powiedzie, Kasia będzie miała załatane serce, co więcej, z okresu leczenia nie będzie nic pamiętała, ponieważ operacja odbędzie się, gdy Kasia będzie miała pół roku.
Mamy plan ratowania życia Kasi, mamy profesora, który podejmie się operacji, nie mamy jednego - pieniędzy. Operacja za granicą w Klinice w Munster jest płatna, kosztuje ponad 37 tysięcy euro. Rodzice muszą zebrać pieniądze do końca roku, żeby naprawić serduszko Kasi. Nie proszą o to, żeby ktoś cofnął czas, nie proszą o to, żeby ktoś zdjął z nich strach i ból o to, czy Kasia doczeka operacji, proszą o to, by wesprzeć ich walkę o pieniądze na ratowanie życia córeczki.