"Dokładnie nie wiem, kiedy wszystko się zaczęło. Pamiętam niewiele. Jednak wiem, że było strasznie, było ciemno… Nikt nie był w stanie pomóc. Nikt nie wiedział, jak. Dziś wiem, że mam szansę. Jeszcze mogę wyjść z tej ciemności, ze straszliwej męczarni, którą przeżywam każdego dnia, w każdej minucie, sekundzie mojego życia… Bo jeszcze ono jest, choć słabe, ale jest… Pomóż mi, proszę, by nie odeszło.
Wiem, część z Was pomyśli, że mam za swoje, że sama się w to wszystko wpakowałam, ale to nie tak… To wszystko nie tak…"
Mówi się o niej choroba duszy. Anorexia Nervosa dla wielu oznacza chorobę na „własne życzenie”. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że jest to wynik poważnych problemów psychicznych, krzyk rozpaczy, wołanie o pomoc. Mało kto zdaje sobie sprawę, że anoreksja często prowadzi do śmierci, a jej konsekwencje dla zdrowia są nieodwracalne. Kasia ma 22 lata i waży 30 kg.
"Ciągle sobie powtarzam, że przecież początek był tak niewinny. I nadal nie mogę zrozumieć, jak to się stało... Postanowienie: Zacznę się odchudzać, by zmienić coś w swoim życiu. Zaczęłam przeglądać młodzieżowe gazety i szukałam artykułów o „zgubieniu paru kilo”. Zwykłe ograniczanie słodyczy przerodziło się stopniowo w ograniczanie innych pokarmów - już po roku jadłam tylko 1 łyżkę serka 0% tłuszczu dziennie i opijałam się hektolitrami wody. Nie pamiętam, co się dalej działo. Pamiętam, że cierpiałam, że krzyczałam, że biegałam i ćwiczyłam do utraty sił, nawet nie wiem, kiedy straciłam nas sobą kontrolę, ale jednocześnie czułam, że ją mam, bo umiem kontrolować, co jem i jak wyglądam.

Jeszcze kilka lat temu, gdy „moja choroba” rozwijała się we mnie, o zaburzeniach odżywiania mówiono niewiele. Na początku choroba była prawie niewidoczna. Dopiero po dłuższym czasie trafiłam na terapię, która jednak tylko utwierdzała mnie w chorobie - terapeutka kazała mi kupić psa, by móc chodzić i spalać kalorie. Nikt wtedy nie pomyślał o skierowaniu mnie do szpitala. W końcu organizm sam upomniał się o pomoc. Pamiętam, że było popołudnie, a ja nie wstawałam z łóżka, nie dawałam rady. Wiedziałam, że jak wstanę, to będę musiała coś zjeść, a nie chciałam tego. Ojciec próbował mnie obudzić, nie udało się nawet głośnym dzwonkiem… Ja coś słyszałam, ale jakby to było bardzo, bardzo daleko. Zapadałam w śpiączkę... Pogotowie zawiozło mnie do szpitala, gdzie podano kroplówki i kazano jeść. Nikt nie rozumiał, dlaczego chudy szkielet nie chce jeść i krzyczy, że jest gruby.
Z anoreksji nie sposób szybko się wyrwać. Któregoś dnia zagroziłam, że się zabiję. Pamiętam tylko płaczącego ojca, karetkę i potem dziura… „Dziura” trwała dwa miesiące… Nie wiedziałam, gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Ciągle płakałam… Po dwóch miesiącach dowiedziałam się, a może bardziej przyjęłam do wiadomości, że jestem w szpitalu psychiatrycznym. Do szpitala wracałam jeszcze 4 razy. W szpitalu przybierałam na wadze ze względu na to, że musiałam to robić, aby np. porozmawiać z kimś przez telefon lub obejrzeć telewizję - taki system kar i nagród za jedzenie.
Od ostatniego pobytu w szpitalu minęły trzy lata, a choroba nadal trzyma mnie w swych szponach. Pobyty w szpitalu nie były dla mnie właściwą drogą do zdrowia. Pojawiło się jednak dla mnie światełko nadziei. Prywatne leczenie, w części finansowane przez Fundację Światło Dla Życia, która prowadzi ośrodek terapii zaburzeń odżywiania z programem opartym na polskich realiach. Jedyną i ostatnią moją szansą jest pobyt ośrodku, który mam rozpocząć 28 czerwca 2015 roku. Jednak koszt pobytu jest dla mnie nieosiągalny. Nie chcę, by jedzenie kierowało moim życiem. Muszę nauczyć się żyć na nowo, we właściwy sposób dostrzec podłoże problemu. Wierzę, że terapeuci wskażą mi drogę i delikatnie popchną, bym dalej mogła iść już sama.
Dziś wiem, że straciłam 9 lat. Prawdopodobnie najpiękniejszych lat mojego życia. Ale jeszcze chcę walczyć, chcę zacząć żyć normalnie. Teraz liczy się czas. Nie mogę dopuścić, by moja waga wciąż spadała. Jest mi bardzo trudno jeść. Ten lęk mnie obezwładnia, nie daję już rady. Obecnie ważę 30 kg, moje BMI to 12, jest to stan zagrożenia życia. A ja chcę żyć. Błagam o pomoc."