Pomocy! Natychmiastowa operacja ocali życie Julii!

Operacja serca przez prof. Carottiego w Rzymie
Ends on: 29 October 2019
Fundraiser description
Julcia została na OIOM-ie, niestety, nie mogłam z nią nocować, przez całą drogę do domu towarzyszyła mi przerażająca cisza. Gdy podjechaliśmy na miejsce, nie potrafiłam wysiąść z samochodu, nie chciałam wejść do pustego domu do pokoju, gdzie stoi puste łóżeczko. Moje serce krzyczało – dlaczego los jest tak okrutny i niesprawiedliwy?
Pamiętam ten dzień – 4 lipca, kiedy szłam szpitalnym korytarzem, przede mną szedł lekarz, który powiedział – dzisiaj Pani urodzi! Uśmiechnęłam się tylko, bo przecież do terminu porodu jeszcze dwa tygodnie.
Dwie godziny później byłam na sali porodowej.
Julcia pojawia się na świecie...
Nagle tętno dziecka zaczęło spadać, położna zaczęła głośno krzyczeć – Dziewczyny, wołajcie lekarza, szybko! Pamiętam, że dostałam coś na przyspieszenie porodu i zaczęło się... Maleństwo przyszło na świat – zaczęło płakać dopiero po dłuższej chwili.
Pamiętam, że zapytałam, co się dzieje, było dużo osób wokół mnie i czułam, że dzieje się coś złego. Moja córeczka była owinięta dwukrotnie pępowiną. W końcu dostałam moje dziecko i mogłam ją przytulić, żeby czuła bicie mojego serca. To była najwspanialsza chwila w moim życiu!
Była bardzo sina wręcz fioletowa, pomyślałam, że to normalne, była jeszcze nieumyta po porodzie, ale i tak dla mnie była piękną, najpiękniejszą istotką na świecie.
Po dwóch dniach daliśmy jej na imię Julia. Zastanawiacie się, dlaczego po dwóch dniach? Ponieważ wcześniejsze USG wskazywało na to, że będzie syn. Wpatrywałam się w nią godzinami...
Niepokój rozdarł szczęście…
Na drugi dzień mieliśmy wychodzić do domu. W trakcie karmienia zauważyłam, że Julia strasznie charczy i ciężko oddycha. Zapytałam położnej, czy to normalne. Wzięła Julię na badanie, a po pół godziny i przywieźli mi ją z powrotem. Powiedzieli, że może zostać ze mną do rana. Rano koło 4:00 może 5:00 przyszedł ktoś z personelu i zabrał Julię ponownie na badanie, rano zaczęłam się niepokoić, ale cierpliwie czekałam. W końcu zapytałam, dlaczego nie przywożą Julii. Usłyszałam, że po wizycie lekarskiej mam przyjść do pokoju do pani pediatry – to, co się potem działo, pamiętam jak przez mgłę…
Pani córeczka ma wadę serca, będzie przetransportowana karetką do szpitala w Zabrzu – Śląskiego Centrum Chorób Serca. To był jak grom z jasnego nieba, nie mogłam nic powiedzieć, o nic zapytać, ścisnęło mi gardło, nie mogłam oddychać. Informacja o chorobie dziecka powala niczym tornado... Przeżywasz śmierć kliniczną, jednocześnie nie umierając, wiesz, że to musi być sen, bo nie może dziać się naprawdę. Przecież miałyśmy w ten dzień wyjść do domu. Nie da się opisać, co czuje matka, gdy dowiaduje się o chorobie własnego dziecka, nie ma takich słów, którymi można by wyrazić ból pękającego serca.
Na drugi dzień przywieźli Julię na oddział kardiochirurgii, podano leki, prowadzono ciągłe badania, tomografię, prześwietlenia... Wieczorem powiedziałam do narzeczonego, że muszę się przespać, byłam już skrajnie zmęczona. Pojechaliśmy na noc do domu, a z samego rana przyjechaliśmy, weszłam na salę i od razu zrobiło mi się biało przed oczami – Julii nie było. Boże, co ja wtedy pomyślałam. Okazało się, że w nocy saturacja spadła i przenieśli Julię na OIOM. Przysięgam sobie wtedy, że już nigdy jej nie zostawię nawet na chwilę.
Siedzieliśmy przy sali – pani doktor powiedziała, że powinniśmy ochrzcić naszą córkę, że jest tu ksiądz i może przyjść w każdej chwili. Nie chciałam się żegnać z moją córeczką, powiedziałam sobie, że wygramy walkę – muszę być silna dla niej, że będę walczyć o każdy dzień. Po miesiącu w końcu wyszliśmy do domu. Przyszedł strach, przerażenie, bo każdy płacz to był dla Julii ogromny wysiłek. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby uspokoić naszą małą kruszynkę, żeby nie płakała. Nasze życie zdominowały nieprzespane noce, zaglądanie do łóżeczka, czy oddycha...
Po dwóch miesiącach przeszła cewnikowanie serduszka, były komplikacje podczas znieczulenia, musieli również przetaczać jej krew, w końcu usłyszeliśmy, że nie są w stanie pomóc naszemu dziecku, ze względu na bardzo wysokie ryzyko i szczególną anatomię choroby Julii!
Powiedzieli nam, że we Włoszech jest profesor Carotti i on jest w stanie nam pomóc, jest specjalistą w tego typu wadach i ma ogromną wiedzę i doświadczenie, operuje bardzo ciężkie przypadki. Wysłaliśmy wiadomość i po kilku dodatkowych badaniach dostaliśmy odpowiedź, że profesor z operuje naszą Julię.
Choroba serca w naszej Julii spowodowała anatomiczne zmiany krążenia płucnego, w każdej chwili może wystąpić nadciśnienie płucne i wtedy na ratunek będzie już za późno. Biorąc pod uwagę wiek dziecka i szczególną anatomię choroby, operację Julii w tym momencie należy wykonać jak najszybciej. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc. Kwota operacji jest dla nas samych nie do zebrania. Błagamy, pomóżcie uratować serduszko naszej córeczki. Julia jest pełna radości, życia, zawsze uśmiechnięta, jest naszą iskierką, nie chcemy, żeby zgasła w chwili, gdy jest szansa, by ją uratować!