Lekarze mówili, że nie przeżyje. Franek zaskoczył wszystkich, ale walczy o pierwszy krok!

Rekonstrukcja stawów biodrowych w Paley European Institute - szansa na sprawność
Zakończenie: 13 Listopada 2019
Opis zbiórki
Franek wbrew wszystkiemu i wszystkim zwyciężył. Wciąż jednak żyje z piętnem choroby. Operacja w listopadzie. Pomocy!
_____
Lekarze od początku nie pozostawili wątpliwości i otwarcie powtarzali, że mój synek nie ma szans na życie takie, jak inne dzieci. Mówili, że jeśli przeżyje, powinnam się cieszyć. Byłam jedyną osobą, która wierzyła, że to nie koniec. Która w szpitalu czekała na żywe dziecko,
Miał nie chodzić, nie mówić, nie oddychać samodzielnie. Właściwie, Franciszek miał nie żyć. Kiedy przyszedł na świat nie mogłam go zobaczyć, znieczulenie odebrało mi świadomość i możliwość przywitania mojego małego szczęścia… Przez jakiś czas obawiałam się bólu po porodzie. Szybko okazało się, że to nic w porównaniu do tego, co mnie czeka. Wybudziłam się i usłyszałam najgorsze słowa w moim życiu. Poinformowano mnie, że stan Frania jest ciężki, wręcz krytyczny, w skali Apgar dostał 0 punktów. Długa reanimacja, ratowanie życia, a potem tygodnie oczekiwania. Mogło się wydarzyć wszystko, lekarze nie chcieli nam robić zbędnych nadziei. A ja jako jedyna się jej trzymałam.
W pewnym momencie lekarze zapytano nas, czy chcemy by nasz syn był w ogóle reanimowany, czy chcemy go ratować, gdy zajdzie taka potrzeba… Byłam zbulwersowana. Jak mogłabym z niego zrezygnować?! Przecież to moje dziecko, które pod kilkunastoma rurkami walczy o to, by przeżyć kolejną godzinę… Ten widok wręcz bolał mnie fizycznie. Po 6 tygodniach nie mogłam wytrzymać, błagałam pielęgniarki, żeby dały mi go na ręce. Musiałam go przytulić. Potrzebowałam tej bliskości, wierzyłam, że to da mu siłę.
Najgorszy koszmar marki - oddawanie dziecka pod opiekę lekarzy i czekanie pod salą operacyjną. Długie godziny męki. Przechodziłam to 4 razy. I, mimo że wiedziałam, że ma to pomóc naszemu synkowi, byłam kłębkiem nerwów, a w myślach powtarzałam, że musi być dobrze. Każda z nich wiązała się ze śmiertelnym niebezpieczeństwem…
Minęły ponad 4 lata, wbrew wszelkim przewidywaniom lekarzy Franeczek oddycha, mówi więcej niż niejeden rówieśnik i jest samodzielny. Jest bardzo inteligentny i ciekawy świata. Kiedy na naszej drodze spotykamy lekarzy, którzy opiekowali się nim na początku, przecierają oczy ze zdumienia. Synek rozwija się wbrew przewidywaniom i zapowiedziom. Niestety, życie rzuca nam wyzwania wciąż i wciąż. Jedno za drugim, a my ciągle stawiamy mu czoła. Nóżki Frania nie działają. Nie może chodzić, nie postawi samodzielnego kroku, mimo wielu godzin spędzonych na sali przeznaczonej do ćwiczeń. Życie całej rodziny podporządkowane jest leczeniu Frania, jego rehabilitacji, turnusom, konsultacjom. Powtarzam synkowi, że nie ma rzeczy niemożliwych, ale kiedy po raz kolejny pyta: “Mamo, kiedy pobiegniemy?” bezradnie rozkładam ręce i powtarzam, że już niedługo. Na razie mam jedno rozwiązanie, wziąć synka na ręce i biec. Chociaż ręce palą i omdlewają, plecy bolą, a ciało się buntuje, biegam z Frankiem na rękach za innymi dziećmi. Dźwięk jego śmiechu rekompensuje ból i zmęczenie. To coś, dla czego jestem w stanie poświęcić wszystko…
Po wielu latach oczekiwania pojawiła się niepowtarzalna szansa na ratunek dla naszego synka - Franek po konsultacji dostał kwalifikację do operacji nóżek. To jedyna możliwość ratunku dla Franka. Na to, że będzie mógł wstać i pójść, biegać z dziećmi na placach zabaw. To dla niego dopełnienie walki, którą toczy od urodzenia. Niestety, koszt operacji to suma, której nie jesteśmy w stanie zdobyć. Termin zabiegu został wyznaczony na połowę listopada. Do tego czasu musimy zebrać ogromną kwotę! Nie mamy czasu. Nie możemy tego przełożyć! Nie możemy skazać naszego synka na wózek inwalidzki! Mamy szansę, jednak bez Twojej pomocy nie możemy nawet o tym marzyć. Franio może chodzić na własnych nóżkach - możesz przyczynić się do spełnienia jego największego marzenia!
Za kilka miesięcy chciałabym na pytanie Franka “Mamo, pobiegniemy?”, odpowiedzieć “ruszaj przed siebie” i patrzeć jak pokonuje kolejne kroki. Kiedy mam szansę na ratunek dla synka, wiem, że warto podjąć trud. On ma dopiero kilka lat, a w świat może ruszyć na własnych nóżkach, nie na wózku będącego wyrokiem. Zostań naszym promykiem nadziei, o nic innego nie proszę.