Mama chce wrócić... Wyciągnij pomocną dłoń!

Półroczny turnus rehabilitacyjny - szansa na powrót do zdrowia
Zakończenie: 13 Maja 2020
Opis zbiórki
Moja mama doskonale znała szpitalne sale, znała ten niepowtarzalny zapach, emocje towarzyszące przygotowaniom do zabiegu. Na stole operacyjnym lądowała 6 razy z powodu problemów z kręgosłupem. Zawsze była niesamowicie dzielna i robiła wszystko, by jak najszybciej wrócić do formy. Moja mama zawsze była wojowniczką, nigdy nie myślałam o niej w inny sposób… Pokazywała, że chcieć to móc, a najważniejsze jest skupienie się na celu.
To była pierwsza wizyta mamy u neurologa po jakimś czasie. Stara kontuzja znów się odezwała i konieczna była interwencja. Tego dnia niestety wszystko poszło nie tak. Zwyczajna wizyta kontrolna, jakich wiele. Mama wróciła do domu, wzięła lekarstwo. Chwilę później leżała w łazience bez ruchu… Gdyby nie było mnie wtedy w domu, teraz mogłabym ją odwiedzać na cmentarzu. Splot okoliczności spowodował, że tego dnia byłam obok i czuwałam. Tak jak ona nade mną przez całe moje życie. Zadzwoniłam pogotowie, w pośpiechu przekazano mi instrukcje i kazano czekać. Na pomoc czekałam 4 minuty. Najdłuższe oczekiwanie w moim życiu… Trzymałam ją za rękę i dosłownie błagałam, by się trzymała. Walczyłam ze łzami, z rosnącym przerażeniem. Tego dnia przekonałam się, że nieważne, ile wie się o pierwszej pomocy, w pierwszej chwili, kiedy patrzysz na osobę bliską leżącą na ziemi strach może paraliżować. Kiedy myślałam, że w chwili przybycia pogotowia wszystkie problemy znikną okazało się, że może być znacznie gorzej. W momencie wejścia do domu ratowników, serce mamy się zatrzymało. Reakcja była natychmiastowa, reanimacja trwała 14 minut. Mogłam tylko stać obok i czekać. To było przerażające…
Szpital i powtarzane przez lekarzy informacje, że zrobili wszystko, co mogli, ale w tej sytuacji są bezradni. Czuliśmy, co chcą nam powiedzieć, ale w żadnym razie nie dopuszczaliśmy do siebie takiej możliwości. W końcu przyszedł dzień, w którym zaproponowali żebyśmy zastanowili się nad odłączeniem mamy od aparatury, bo ta walka z góry skazana jest na przegraną. Inną podpowiedzią było oddanie mamy do hospicjum. Miałam ochotę krzyczeć, że się mylą, że nie wiedzą nic o kobiecie, która leży na szpitalnym łóżku. Być może to podświadomość mamy, a może nasze błagania, jednak następnego dnia wydarzyło się coś, co dla naszej rodziny stało się małym cudem. Mama zaczęła samodzielnie oddychać! Była jeszcze taka słaba
Za każdym razem, kiedy wchodziłam na szpitalną salę, porażała mnie cisza. Mama zawsze miała dużo energii, sporo mówiła, zarażała uśmiechem. Mimo że nie miała wiele, chętnie dzieliła się z innymi. To właśnie dzięki ludziom, którym kiedyś pomogła, udało nam się zapewnić jej pierwsze, niezbędne kroki leczenia po wyjściu ze szpitala. Dzięki temu pokonaliśmy kolejne etapy: odłączenie cewnika, wyjęcie rurki tracheotomijnej, przywracanie zakresu ruchów. Zawsze będziemy im wdzięczni, jednak to za mało. Powrót mamy to mnóstwo pracy jej własnej i specjalistów, którzy z zaangażowaniem będą stymulować odpowiednie obszary. Lekarz powiedział nam, że możemy uznać, że mama wróciła, kiedy zacznie do nas mówić. Na razie zaczęła gaworzyć, ale przyjmujemy to jako dobry znak na przyszłość. Wszystkie siły skupiłam na walce o jej zdrowie. To moja mama, nie kolejny przypadek, jak w przypadku lekarzy. Mimo, że nie może tego powiedzieć, widzę jak prowadzi tę walkę, jak wiele siły w nią wkłada. Musimy jej zapewnić wszystko, co najlepsze. Opiekę pozwalającą na powrót do naszego świata z pułapki, w której się znajduje. Niestety, koszt pobytu w ośrodku dającym nadzieję na zdrowie, jest ogromny i znacznie przewyższa nasze możliwości. To sprawiło, że została nam tylko jedna możliwość: proszenie o pomoc.
Wasze wsparcie to dla mnie możliwość pokazania, że ludzi po 60-tce, nie należy zrzucać do kategorii “bez szans”. Mama zrobiła ogromne postępy, mimo tego co zapowiadali lekarze tuż po wstrząsie. Walka trwa. Jesteś jedną z osób, które zadecydują o jej wyniku. Gdyby to dotyczyło Twojego rodzica, pewnie zrobiłbyś to samo, prawda? Jesteś moją nadzieją na to, że jeszcze usłyszę jej śmiech, zobaczę, jak samodzielnie idzie do ogrodu… Małe rzeczy, o których na długo musiałam zapomnieć.
To wydarzenie, choroba, sekundy, decydujące o tym, że mama żyje, zmieniły moje podejście do wszystkiego. W jednej chwili możesz przewartościować wszystko i poświęcić się walce. Bo tak naprawdę nigdy nie wiesz, czy role się kiedyś nie odwrócą i osoba, która opiekowała się tobą zawsze, nie będzie potrzebowała wsparcia. To kilka sekund i jedna decyzja: wyciągniesz pomocną dłoń?