Lek na czerniaka dla Janka

Zakończenie: 30 Sierpnia 2015
Opis zbiórki
Pieprzyk na plecach Janek miał, od kiedy pamięta. Jednak w 2012 roku z ciemnego znamienia zaczęło coś się sączyć, wyglądało jak czarna krew. Wydawało się, że wycięcie zmiany rozwiąże problem. Jednak tak się nie stało. Po 3 tygodniach wśród listów była przesyłka z badaniami wycinka pieprzyka. Nie można było zrozumieć, co tam jest napisane. Dopiero lekarz wyjaśnił, że wykryto nowotwór - jedną z najokrutniejszych odmian czerniaka złośliwego w stopniu IV z BRAF +.
W życie szczęśliwej i kochającej się rodziny wkroczył rak. Wywołał strach, ale też ogromną siłę, żeby go pokonać. Rozpoczęła się walka, żeby zahamować chorobę i żyć jak najdłużej dla żony i dwójki małych dzieci. Kolejna operacja miała poszerzyć margines - wycinano po kawałeczku skóry. Rana była wielkości teczki A4. Pojawiły się nacieki w węzłach chłonnych, dlatego trzeba było je wyciąć. Janek sam zbudował urządzenie do rehabilitacji - zawsze był złotą rączką, umiał zrobić wszystko. Co chwilę sprawdzano, czy choroba nie postępuje. Podczas jednego z badań znaleziono guza w nerce, na dodatek okazał się nieoperacyjny. Wtedy też trzeba było wyciągnąć cięższe działa do walki – Janek został przeniesiony do Warszawy. Tam od 18 czerwca do końca roku był leczony Zelborafem. Czerniak postępuje bardzo szybko, dlatego trzeba było zrobić wszystko, co jest możliwe, żeby go pokonać. Jednak kolejny tomograf pokazał powiększone węzły śródpiersia. Od stycznia 2014 roku co tydzień Janek przyjmował chemioterapię. Woziła go żona, ponieważ sam po chemii nie byłby w stanie wrócić do domu. O 10:00 pobieranie krwi, potem stanie w kilometrowej kolejce do rejestracji, podłączenie chemii, powrót do domu o 19:00. I tak tydzień w tydzień przez kilka miesięcy.
Standardowa chemia nie pomogła, rak zaczął wygrywać. Chemioterapia spowodowała uszkodzenia nerwów kończyn, co utrudnia poruszanie się. Janek zaczął się przewracać podczas chodzenia, nogi spuchły, cały czas czuje w nogach okropne zimno, które nie reaguje na żadne próby ogrzewania. Po chemii wykryto też, że pojawił się guzek przerzutowy w płucach, a ten, który był w nerce, zaczął rosnąć (ma teraz 6 cm). Janek skończył chemioterapię w lipcu 2014 roku. Co dalej? Przecież nie udało się pozbyć choroby… Przecież musi istnieć sposób, żeby zatrzymać chorobę, a tym samym zatrzymać Janka przy żonie i dzieciach… Musi być jakiś ratunek. Zaczęli szukać badań klinicznych za granicą – wszyscy odpisywali, że nie prowadzą naboru.
Mimo wycieńczenia organizmu szeregiem operacji, dzięki Bogu Janek zaskakuje lekarzy i żyje. Lekarze w Polsce nie mogą już dla niego nic zrobić. Mimo że istnieje lek, który ratuje życie setkom osób na świecie i mimo że teoretycznie jest on refundowany w Polsce od 1 marca 2014 roku, to Janek jest obecnie poza możliwością refundowanego leczenia. Lek może pomóc zatrzymać czerniaka, przedłużyć życie o lata, jednak sami muszą uzbierać na 4 dawki drogiego leku. Jedyną możliwością, żeby śmierć nie odebrała ojca dzieciom, to kupić ten lek. Janek przed chorobą pracował jako kierowca, jego żona pracuje w biurze jako zwykły pracownik. Pieniądze, jakie są w stanie zebrać wśród rodziny, sąsiadów i przyjaciół to kropla w morzu. Tym bardziej, że nie ma dużo czasu – pierwszą dawkę Janek powinien otrzymać w styczniu 2015 roku, kolejne w 3-tygodniowych odstępach. Ze względu na wyniki badań podanie pierwszej dawki zostało przesunięte o kilka miesięcy, prawdopodobny termin rozpoczęcia leczenia lekiem, to maj 2015.
- Nigdy nie były nam potrzebne zagraniczne wakacje, samochody. Wystarczył nam nasz ogródek. A teraz okazuje się, że wystarczą pieniądze, żeby Janek żył – mówi Dorota, żona Janka. – Nie wyobrażam sobie życia bez niego, wydaje mi się, że on czekał na mnie całe życie, a ja na niego. Mamy dwójkę wspaniałych dzieci, które potrzebują ojca. Diety, ekologiczne jedzenie, soki zdrowotne, własne pieczywo – próbowaliśmy wszystkiego, co mogło pomóc. Szukałam pokrzywy po całej okolicy, żeby zrobić z niej sok dla Janka :) Jednak do walki z chorobą potrzebny jest ten drogi lek. A my mamy tylko to, czego dorobiliśmy się własnymi rękami. Rak uświadamia mi, jakie to wszystko na ziemi jest kruche, łatwopalne. Nie czujemy się bezpiecznie, jakby w każdej chwili mógł przyjść koniec. Czujemy się jak na wojnie, tyle że w oblężeniu nowotworu.
Dla wszystkich choroba Janka była szokiem. Grał w piłkę, jeździł na nartach, biegał, zdrowo się odżywiał. Przez sport miał silny organizm, co pomaga w walce z chorobą, jednak zdrowy styl życia nie uchronił przed zachorowaniem na groźny nowotwór.
Rodzina Janka prosi o ratunek dla wspaniałego męża i cudownego taty. Dzieci Janka (córka 9 lat, synek 11) codziennie przed snem żegnają się z nim, jakby widziały go ostatni raz. Tulą się, nie chcą go puścić. – A jutro nas obudzisz? A jutro wstaniesz? – pytają. Chcą wiedzieć, że będzie z nimi kolejnego dnia. Pomóżmy im, żeby tata był z nimi każdego kolejnego dnia, żeby choroba go im nie zabrała.