Superbohater Jaś ponownie potrzebuje pomocy!

terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku - 8 podań i koszty przelotu
Zakończenie: 6 Sierpnia 2019
Opis zbiórki
Na zdjęciu wyżej widzicie dwóch najbliższych mojemu sercu mężczyzn. Ten młodszy chciałby kiedyś być tak duży i silny, jak ten większy. Niestety będzie to bardzo trudne... Nasz syn Jaś urodził się właściwie martwy. Lekarze spisali go na straty. Nie dawali maleństwu żadnych szans i kazali nam się z nim pożegnać. On jednak, za bardzo chciał żyć i się nie poddał. Wrócił i niedawno skończył półtora roczku, a my każdego dnia walczymy o jego zdrowie i sprawność. Fatalne skutki porodu zostaną z nim już jednak na zawsze, a oprócz intensywnej rehabilitacji jedyną szansą na poprawę i lepszą przyszłość jest terapia komórkami macierzystymi. Już raz dzięki wsparciu wielu wspaniałych ludzi udało nam się wyjechać do Bangkoku i terapia przyniosła rewelacyjne efekty. Musimy tam polecieć raz jeszcze! Oto historia naszego synka:
Ciąża przebiegała bez komplikacji. Nie było żadnych ostrzeżeń ani przesłanek, że coś może pójść nie tak. Niedawno minęło 1,5 roku od tamtych wydarzeń, ale moje przerażenie jest tak samo świeże i bolesne, jakby wydarzyło się wczoraj. Podczas akcji porodowej pojawiły się komplikacje, podjęto decyzję o cesarce. Za późno. Nagle obudziłam się na patologii ciąży i zupełnie nie wiedziałam co się stało. Z radością zadzwoniłam do mamy i przyjaciółki, nie mając świadomości, że coś poszło nie tak.
Dzień, który miał stać się najpiękniejszym w życiu, przerodził się w koszmar, którego nie byliśmy sobie nawet w stanie wyobrazić. Maleństwo rosło we mnie przez 9 miesięcy, planowałam gdzie będę z nim chodzić na spacery, a nagle początek jego samodzielnego życia miał okazać się szybkim końcem. Jaś urodził się w głębokiej zamartwicy, reanimowali go przez 23 minuty. Powróciło tętno, ale przez kolejne 10 dni oddychać za niego musiała maszyna - respirator. Leżał tam samotny pod plątaniną przewodów, a ja tak bardzo chciałam go przytulić. Nie mogłam jeść, spać, myśleć. Wiedziałam, że muszę dla niego być twarda.
Lekarze nie musieli nic mówić, wystarczał pusty wzrok i gest bezradnie rozkładanych rąk. Kazali się z nim pożegnać. Po kilku dniach jednak pojawiły się pojedyncze samodzielne oddechy i zostaliśmy postawieni przed dramatycznym wyborem. Mieliśmy zgodzić się na odłączenie Jasia od respiratora bez możliwości ewentualnej reanimacji. Na szczęście syn podjął decyzję za nas i po prostu zaczął oddychać własnymi siłami. Kamień, który wtedy spadł nam z serca, słychać było w całej okolicy.
Kolejne tygodnie spędziliśmy w hospicjum. Jasiu jest na świecie już 1,5 roku, a przez ten czas przeszedł już kilka zapaleń płuc i oskrzeli, dopadła go też padaczka ze 150 atakami dziennie. Ma dużą spastyczność i wzmożone napięcie, a każdą wolną chwilę poświęcamy na rehabilitację.
Dzisiaj przez lekarzy jest opisywany jako cud. Po 7 miesiącach zaczął samodzielnie połykać, po 10 zjadł pierwszą zupkę. Po 11 miesiącach po raz pierwszy się uśmiechnął, a w naszym życiu pojawił się promyk nadziei. Niedotlenienie okołoporodowe, niczym tsunami, wyrządziło niewyobrażalne szkody w mózgu Jasia, jednak widzimy, że jego skutki można jeszcze złagodzić. Pomóc nam w tym może jedynie terapia komórkami macierzystymi.
Dzięki wsparciu wielu wspaniałych osób polecieliśmy w styczniu na miesiąc do Bangkoku. Tamtejsi lekarze, mając ogromne doświadczenie, wspaniale opiekowali się Jasiem. Syn otrzymał 300 mln komórek w 6 podaniach w ciągu 25 dni i miał zapewnioną przez ten czas opiekę również rehabilitantów w formie rehabilitacji ruchowej, rehabilitacji buzi i ręki, elektrostymulacji mózgu, aquaterapii, komory hiperbarycznej i akupunktury.
Minęły już prawie 4 miesiące. Jaś ma lepszą koordynację ruchową, bez problemu obraca głowę. Odpuściło znacznie napięcie mięśni, co ułatwia układanie go w pozycji siedzącej. Poprawiła się stabilizacja mięśni brzucha, a Jasiu lepiej się pionizuje. Otworzył rączki, które wcześniej były zaciśnięte. Poprawia się akomodacja wzroku, lepsze skupienie. Jest lepiej, dużo lepiej. Jasiu był najmłodszym pacjentem z Polski i drugim na świecie. Ten karkołomny wyjazd był wart swojej ceny i ogromnej logistyki, jaka się z nim wiązała. Dlatego musimy dla Jasia spróbować raz jeszcze i prosić Was raz jeszcze o pomoc.
Nie poddamy się! Wierzymy, że razem z Wami nam się uda, a Jaś już niedługo sam będzie mógł Wam podziękować i przybić świadomie piątkę. On będzie miał trudno w życiu, wiemy o tym doskonale. Chcemy jednak zrobić wszystko, aby mógł żyć normalnie, bez przeszkód ciesząc się życiem jak jego rówieśnicy.
Kasia - mama