Nowotwór wydał na mnie wyrok śmierci... Błagam, pomóż go odroczyć!

Nowotwór wydał na mnie wyrok śmierci... Błagam, pomóż go odroczyć!
lek ostatniej szansy (Kadcyla) - 3 cykle
Zakończenie: 19 Września 2018
Rezultat zbiórki
W piątek, 12 października, Pani Jola zasnęła na zawsze...
Nie odchodzą ci, co zostają w naszej pamięci. Pani Jola toczyła ciężką, nierówną walkę z nowotworem do końca wierząc - mimo prognozom - że stanie się cud. My także mieliśmy nadzieję, jej nie traci się do końca. Była bardzo dzielna i taką ją właśnie zapamiętamy.
Pani Jola odeszła w otoczeniu najbliższych. Rodzinie składamy najszczersze wyrazy współczucia.
******
20 września 2018:
Nie takie wiadomości chcieliśmy usłyszeć... Niestety, nowotwór jest już bardzo zaawansowany. Lek Kadcyla - ze względu na stan zdrowia Pani Jolanty - nie może zostać podany.
Córka Pani Joli cały czas jest przy niej, rodzina otacza ją najlepszą opieką. Kończymy zbiórkę, a za zebrane środki zostanie zakupiony wózek inwalidzki, specjalny materac i łóżko rehabilitacyjne, schodołaz oraz podnośnik.
Pani Jolanta dzielnie walczy, choć rak to trudny przeciwnik. Zabiera coraz więcej... Cały czas jednak wierzymy w cud, bo nadzieja umiera ostatnia.
Rodzina z całego serca dziękuje za wasze wsparcie - sprawiliście coś dobrego, daliście szansę i nadzieję. Teraz pozostaje tylko modlitwa i wiara...
Opis zbiórki
Rak wrócił - zaatakował płuca, oskrzela i mózg. Zabija mnie, a ja tak bardzo nie chcę umierać… Jest lek, który da mi więcej życia, da mi czas, by wychować syna - niczego bardziej nie pragnę. Czas - przez innych niedoceniany, dla mnie najdroższy na świecie. Czy uda mi się go kupić? Bardzo proszę - pomóż mi, tak bardzo chciałabym już wziąć Kadcylę, usłyszeć od lekarza dobre wieści. Oprócz Ciebie nic mi już nie zostało…
Zaczęło się jak w tysiącu innych przypadków - pewnego dnia wyczułam guz na piersi. Wystraszyłam się, wiedziałam już, co to może oznaczać! Mój syn miał dopiero 12 lat, a ja przecież jeszcze byłam młoda - to nie był czas na umieranie… Miałam USG i już podczas badania miałam wrażenie, że się rozpadam. Lekarz nic nie powiedział, ale jego mina nie zdradzała nic dobrego. Potem był szpital, niekończące się badania i to najważniejsze - biopsja…
Ma pani guza w piersi, to nowotwór złośliwy. Musimy od razu zacząć leczenie. Z tymi słowami przyszła prawdziwa ciemność… Podejrzewałam, że jest źle, ale właśnie dostałam potwierdzenie prosto w oczy - w moim ciele jest rak, który mnie zabija. Nie wiem, skąd w takiej chwili bierze się siła do walki - z ogromnej chęci do życia? Na pewno z miłości do dzieci, bo nagle uświadamiasz sobie, że możesz zniknąć, zostawić ich na tym świecie samych, bezbronnych…
Wiedziałam, że nie mogę się poddać. Zaczęło się wyniszczające leczenie - niszczyło i mnie, i raka. Ścigaliśmy się, kto ulegnie pierwszy… Miałam chemię czerwoną, potem białą, operację, leczenie herceptyną i oxifenem. Nowotwór niezwykle agresywny, więc trzeba było wytoczyć najcięższe działa. Chciałam ochronić moich bliskich przed tym strasznym widokiem, przed chłodnymi szpitalnymi salami, przed zapachem śmierci. Ale nie było innej możliwości - musiałam powiedzieć rodzinie, że jestem śmiertelnie chora… Najbardziej przeżył to mój nastoletni syn. Widział, jak słabnę, jak się zmieniam nie do poznania, marnieję w ochach, a włosy wychodzą mi garściami.
Ale w końcu leczenie zadziałało, rak się zatrzymał! Minęło bezpośrednie zagrożenie, a ja wróciłam do życia. Musiałam jednak uważać, cały czas być w trybie czuwania, bo wróg znowu mógł się obudzi.
I obudził się… W lipcu zeszłego roku zaczęło się dziać coś złego. Miałam duszności, problemy z wejściem do mieszkania na 3 piętrze. Co chwilę łapałam zapalenie oskrzeli, moje płuca jakby się skurczyły, brakowało mi powietrza. Wrócił też strach, paniczny lęk przed rakiem, który już na zawsze zagościł w moim sercu. Niestety, badania potwierdziły najgorsze - nowotwór powrócił…
Od stycznia wróciłam na nowotworowy ring. Ale tym razem jest znacznie trudniej… Mam przerzuty w płucach, w oskrzelach, węzłach chłonnych, ale te najgorsze są w mojej głowie - kilka ognisk, wszystkie nieoperacyjne… Nie da się go wyciąć, pewnie nie da się wyleczyć. Jedyne, co mogą zrobić lekarze, to powstrzymać śmierć, odroczyć ją, dać mi więcej czasu, który spędzę w domu z dziećmi… Pragnę wychować syna, wprowadzić go w dorosłość, doczekać wnuków…
Dzisiaj nie poznaję się w lustrze - moja twarz jest spuchnięta od leków, włosy się przerzedziły, jest ich znów coraz mniej. Ale nie to jest przecież najważniejsze. Skupiam się tylko na jednym - by przeżyć. Moją jedyną, ostatnią szansą na zatrzymanie raka jest lek Kadcyla. Działa cuda, daje o wiele więcej czasu osobom chorym na raka. Może mi pomóc odroczyć wyrok, który wydała choroba. Powstrzymać śmierć… Proszę - pomóż mi, bo lek nie jest refundowany, a mnie na niego nie stać… Jestem pełna wiary, że się uda. Tak bardzo nie chcę umierać...