Rower – mój start ku wolności

Zakup Handbike'a – roweru dla osób niepełnosprawnych
Zakończenie: 26 Września 2018
Opis zbiórki
Najpierw huk fali, potem cisza. Oczy otworzyłem dopiero w szpitalu, kiedy usłyszałem diagnozę, której nie chciałbym usłyszeć nigdy – uraz rdzenia kręgowego i porażenie czterokończynowe. Wiedziałem, co to dla mnie znaczy, lekarz nie musiał mówić nic więcej... Niejedna osoba na moim miejscu poddałaby się, ale nie ja. Z życia można czerpać pełnymi garściami, nawet kiedy ogląda się je z perspektywy wózka inwalidzkiego. Dzięki wypadkowi odkryłem w sobie miłość do sportu. Aby móc ją pielęgnować, muszę mieć sprzęt. Czy przyłączysz się do mojej walki?
Minęło 20 lat… Dokładnie 1 maja 1998 r. pojechałem z rodziną nad morze. Nie wiedziałem,, że morze odbierze mi sprawność i posadzi na wózku. Wykonałem niewinny skok przez falę – taki, jakich w ciągu lata tysiące ludzi wykonują miliony razy. Ja miałem jednak pecha. Było zbyt płytko – głową uderzyłem w dno. Pamiętam moje ręce, które unosiły się bezwładnie. Nie czułem własnego ciała. Czułem tylko, jak bezwładnie opadam na dno. Na szczęście udało się mnie wyciągnąć z wody – dzięki temu żyję...
Diagnoza – uraz rdzenia kręgowego wraz z porażeniem czterokończynowym. Wyrok, czy „tylko” kolejny etap w życiu? Na początku było załamanie – leżałem przecież bezwładny na szpitalnym łóżku. Ja – dorosły facet – nagle stałem się zależny od innych. Z czasem musiałem jakoś to zaakceptować, zacząć walczyć. Gdybym wtedy się poddał, wyrządziłbym sobie jeszcze większą krzywdę. W wieku 20 lat nie mogłem przecież zrezygnować z własnego życia.
Przed wypadkiem miałem plany, szybko chciałem pójść do pracy. Już wtedy byłem w Ochotniczej Straży Pożarnej, żeby pomagać innym. Po wypadku musiałem wszystkie plany i marzenia zweryfikować. I tak – dość niespodziewanie – zostałem bibliotekarzem i archiwistą. Na tę pracę pozwalało mi moje ciało. Wróciłem do OSP – teraz jako współorganizator akcji charytatywnych. Przez swój stan nie mogłem działać w inny sposób, dlatego zacząłem w taki.
Im dłużej siedziałem na wózku, tym więcej chciałem od życia. Czułem, że sport będzie najlepszym na to sposobem, moją namiastką wolności. Trafiłem do drużyny rugby na wózkach. Czułem, że żyję, ale w końcu i tego było mi mało. Postanowiłem wrócić do pływania. Woda, która odebrała mi sprawność, nagle stała się moją pasją. Nie czułem urazu, ani strachu. Wiedziałem, że pływanie to forma rehabilitacji, a teraz to właśnie było najważniejsze. Z czasem przyszło też uczestnictwo w biegach – m. in. “Wings for life”, z którego dochód przeznaczony jest na badania nad urazami rdzenia.
W ramach treningu codziennie pokonuję ok. 10 km. Sport daje mi siłę i wiarę w to, że na wózku też można żyć “pełną piersią”. Trzy lata temu miałem okazję testować handbike. To rower, a właściwie przystawka do wózka, napędzana za pomocą rąk. To dla mnie szansa, by usprawnić barki. By zmusić się do siedzenia prosto i zmniejszyć skoliozę.
Rower to mój krok ku wolności. Pomożesz mi go postawić?