By znów było jak dawniej... – walczymy o zdrowie Kamila!

6 turnusów rehabilitacyjnych
Zakończenie: 5 Kwietnia 2021
Opis zbiórki
To już prawie 3 lata od tragicznego wypadku... 22 grudnia, 2015 roku. Przygotowania do świąt Bożego Narodzenia, kolacja wigilijna zaplanowana, prezenty pod choinkę kupione. Święta mieliśmy spędzić wszyscy razem, w domu. Kiedy zadzwonił telefon, siedziałam jeszcze w pracy. Głos ze słuchawki powiedział mi, że mój syn miał wypadek, że jest w ciężkim stanie. Drogę do szpitala pamiętam jak przez mgłę, trzęsłam się ze strachu, nie wiedziałam, co zastanę na miejscu.
Co się dokładnie stało? Kamil, jadąc do pracy, zderzył się czołowo z ciągnikiem. Karetka zabrała go z miejsca wypadku. Chwilę później trafił na stół operacyjny. Stwierdzono rozległe wgłębienie kości pokrywy czaszki. Usunięto liczne odłamy kostne. Czekaliśmy na wiadomość od lekarza, chcieliśmy usłyszeć jakie są szanse, a te nie były dobre. Stan Kamila był bardzo ciężki. Nie dawano mu żadnej nadziei na przeżycie. Przygotowywano nas na najgorsze.
Podjęto decyzję – Kamil został przewieziony do szpitala w Białymstoku. Tylko tam miał szansę na przeżycie. Drugi raz w ciągu doby oddałam swego syna w ręce ludzi, którzy ocalili mu życie. Czuwaliśmy przy jego łóżku na zmianę z mężem. Czekaliśmy na jakikolwiek znak od Kamila – na ruch ręki albo powieki. Wpatrywaliśmy się w naszego syna i odliczaliśmy kolejne godziny. Próby wybudzenia spełzały na niczym. Kamil leżał jak zaklęty w kamień – nie reagował na żadne bodźce, nie poruszał kończynami, nie wodził oczami, nie reagował na głos.
Miałam tylko nadzieję, że życie Kamila nie skończy się tak szybko, że jedna chwila nie przekreśli całego jego życia. Mówiłam sobie – on ma tylko 22 lata. Modliłam się. Ciągle się modliłam i prosiłam o modlitwę każdego Po czterech tygodniach pobytu w szpitalu w Białymstok nic się nie zmieniło. Nikt nie potrafił mi powiedzieć, co się stanie, czy Kamil przeżyje, czy będzie widział, słyszał, mówił… Nie wiem, czy wtedy straciłam nadzieję, czy doszłam do pierwszego w życiu muru. Dwie niewyobrażalnie ciężkie operacje głowy i na koniec uszkodzony mózg... Zbyt wiele jak dla mnie. Czy Kamil miał zostać rośliną? Nie, nie, jeszcze raz nie – krzyczałam z bólu. Pamiętam pierwsze sugestie lekarzy o szukaniu ośrodka dla Syna. Kamil nie będzie taki jak dawniej, nie będzie samodzielny, będzie tylko rośliną – mówiono. Obiecałam wtedy sobie i Kamilowi, że ja, matka, nigdy do tego nie dopuszczę!
Zaczęła się codzienna walka, a my uwierzyliśmy wreszcie, że Kamil wróci do nas. I wrócił! W marcu 2016 roku wybudził się ze śpiączki. Był przytomny. Już wiedzieliśmy, że wszystkiego musi nauczyć się od nowa: chodzenia, mówienia, czytania i pisania. Potrzebna jest długotrwała rehabilitacja, taka bez przerwy, na granicy wytrzymałości. Rehabilitacja dawała rezultat. Z ośrodka w Opolu Kamil, korzystając z pomocy męża, wyszedł na własnych nogach! Niemożliwe stało się prawdą. Kamil będzie chodził. Wiedziałam, że to jeszcze nie koniec, że jest jeszcze jedna szansa – tym razem na odzyskanie mowy. Od grudnia 2017 roku jeździmy z Kamilem do Warszawy na rehabilitację mowy.
Kamila kochamy nad życie. Pracujemy ciężko, żeby było tak jak dawniej. Jednak droga do osiągnięcia pełnej sprawności przez Syna jest bardzo długa, wyboista i bardzo kosztowna. Pracujemy razem z mężem, ale to już przestaje wystarczać, a przecież nie możemy teraz przerwać rehabilitacji. Zwłaszcza, kiedy przynosi efekty.
Patrzenie na cierpienie własnego dziecka bardzo boli. Gdybym tylko mogła, oddałabym mu swoje zdrowie. Widzę jak Kamil ciężko pracuje. Widzę jego upór i determinację. Największe efekty przynoszą intensywne turnusy rehabilitacyjne.Po nich rodzi się w nas nowa nadzieja, że nasz syn odzyska sprawność i będzie samodzielny.
Koszty takiej rehabilitacji dochodzą do kilkudziesięciu tysięcy rocznie. Czasu nie jesteśmy w stanie cofnąć, ale staramy się zrobić dla Kamila wszystko, by odzyskał jak najwięcej sprawności. Prosimy o pomoc, bo każdy, kto zechce pomóc Kamilowi, musi wiedzieć, że odmienia jego życie, przywraca uśmiech i daje nadzieję. Wierzymy, że z Waszą pomocą damy radę. Prosimy, bądźcie z nami w tej trudnej walce..
Renata i Antoni Danowscy – rodzice Kamila