Modlę się o cud, bo operacja już 7 czerwca. Zdążę przed rakiem?

operacja usunięcia zmiany nowotworowej
Zakończenie: 7 Czerwca 2018
Rezultat zbiórki
Dobre wiadomości są takie, że Pan Krzysztof jest juz po opercacji, odpoczywa, a lekarze mówią, ze udao się wyciąż wszystkie zmiany. Zrekonstruowano też język i wszystkie ubytki pooperacyjne. Zaskoczeniem było to, że guz 2 tygodnie po tomografie był już o wiele większy podczas operacji.
Jesteśmy pewni, że teraz będzie już dobrze, a Pan Krzysztof będzie wracał do zdrowia. Trzymamy kciuki...
Opis zbiórki
Nie wiem jak mam Was prosić o wsparcie. Życie sprawiło, że stoję teraz niczym bezradny mały człowiek pośrodku szalejącej burzy, spoglądając śmierci w oczy. I błagam, modlę się, żeby jak najwięcej ludzi usłyszało moje wołanie o pomoc. Mam cudowną rodzinę, której obiecałem, że się nie poddam, przecież mam dopiero 48 lat.
W ratowaniu życia największym wrogiem jest bezsilność, strach oraz uciekający czas, który aktualnie depcze mi po piętach.
A wszystko zaczęło się tak niewinnie w lipcu 2017, od zwykłej anginy i powiększonych migdałków. Do tego spadek wagi i ogólne osłabienie. Jednak to nie zaniepokoiło lekarza pierwszego kontaktu. Dopiero kiedy po serii antybiotyków dolegliwości nie ustąpiły lekarz zlecił usg i tomograf a zaraz po nim biopsję i badanie histopatologiczne. I wtedy jak grom z jasnego nieba przyszła straszna diagnoza – nowotwór złośliwy, płaskonabłonkowy migdałka podniebiennego. Świat się nam zawalił. Jak to? Dlaczego? Pytania zbędne, bo nie ma na nie odpowiedzi...
Przeszedłem leczenie serią radioterapii w połączeniu z chemioterapią, którą zakończyłem w grudniu 2017. Niestety nie przyniosła ona zamierzonego efektu i choroba zapukała na nowo do moich drzwi, tym razem ze zdwojoną siłą.
Wznowa – rak naciekający – nieoperacyjny. Śmierć uśmiechnęła się szeroko… Dawano mi najwyżej dwa miesiące życia. Niestety z powodu trudnego umiejscowienia nacieku po wznowie lekarz prowadzący oznajmił, że już nie jest w stanie nic zrobić…
Dostałem skierowanie do Poradni Leczenia Bólu, bo tak nazywa się hospicjum...
Pierwsza moja myśl – trudno, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, ale dzięki rodzinie, która jest moją siłą, szybko podniosłem głowę do góry i wspólnie zaczęliśmy szukać innych sposobów na walkę z tym podstępnym rywalem... W końcu znaleźliśmy chirurga, który podejmie się bardzo skomplikowanej ze względu na umiejscowienie operacji usunięcia nowotworu. Będzie to najprawdopodobniej operacja radykalna z usunięciem okolicznych narządów w jamie ustnej i gardle. Po przeanalizowaniu mojej dokumentacji pan doktor powiedział, że musi się ona odbyć jak najszybciej. Dlatego też musi zostać wykonana prywatnie. Ja nie mam już czasu na czekanie w kolejce. Liczy się każdy dzień. Choroba bardzo szybko postępuje.
Mam czas do 07.06.2018, na zebranie i wpłatę pieniędzy.
Mówią, że życie ludzkie nie ma ceny – moje ma konkterny kosztorys!
Niestety koszty są bardzo wysokie – sama operacja to koszt 120 tys. złotych, do tego dochodzą ogromne wydatki związane z późniejszymi operacjami rekonstrukcyjnymi usuniętych narządów oraz długa i kosztowna rehabilitacja. Dotychczasowe leczenie całkowicie wyczerpało nasz budżet domowy…
I właśnie ta nadzieja mnie trzyma w całości, odżyła we mnie na nowo, znowu zaczynam wierzyć w to, że mi się uda wygrać z chorobą, że doczekam się wnuków i ślicznych synowych. Bardzo chciałbym wraz z ukochaną żoną patrzeć na szczęście naszych dwóch synów! To jest moje największe marzenie.
Dostałem szansę od losu, mimo iż nie dawali mi tych szans i wierzę, że z pomocą dobrych ludzi pokonam śmierć.
Krzysztof