Karolina i jej "fajny" chłoniak

Zakończenie: 1 Maja 2016
Opis zbiórki
Nazywam się Karolina Linde, mam 20 lat. 2 lata temu, w klasie maturalnej, zauważyłam, że mam powiększony węzeł chłonny nad obojczykiem. Założyłam, że to nic groźnego (kto w wieku 18 lat spodziewa się, że ma nowotwór?) i czekałam aż sam zniknie...
Kiedy jednak się to nie stało, postanowiłam pójść do lekarza rodzinnego. Dostałam skierowanie na USG węzłów chłonnych szyi, później do onkologa, na rezonans magnetyczny i ostatecznie na biopsję. Ponad pół roku trwało zanim w ogóle została postawiona diagnoza: nowotwór – chłoniak Hogdkina, zwany inaczej ziarnicą złośliwą. Chyba nie muszę mówić, że nagle świat się zawalił? W jednej sekundzie runęły wszystkie marzenia, plany na przyszłość. Wiadomość o nowotworze to dramat dla każdego, bez względu na wiek. Ja jednak miałam akurat wkroczyć w okres przez wielu nazywanym „najpiękniejszym okresem życia” – studia. Wyprowadzka z domu, mieszkanie z przyjaciółmi, nowe znajomości, coś zupełnie nowego, ekscytującego. Byłam zrozpaczona, że mnie to ominie, w tamtej chwili byłam przekonana, że nowotwór to wyrok śmierci.
Okazało się jednak, że mam spore szanse na wyleczenie, lekarze narobili mi wielkich nadziei: „Może to głupio zabrzmi, ale powinna się pani cieszyć, że ma chłoniaka. To najlepszy możliwy nowotwór, 80% przypadków jest całkowicie wyleczalnych, za dwa lata nawet nie będzie pani pamiętać, że była chora!”. Cóż, pamiętam. Mijają dwa lata, a ja wciąż ze swoim „fajnym” chłoniakiem nie mogę się uporać. Okazało się, że jestem wśród tych 20% „szczęśliwców”, u których ziarnica jest oporna na leczenie. Pierwszą (i wtedy miałam naiwną nadzieję, że ostatnią) zastosowaną chemioterapią było ABVD, 12 kursów, pół roku terapii. Kiedy patrzę na to z perspektywy tego, co jeszcze musiałam znieść, myślę „bułka z masłem”. Wtedy jednak był to dla mnie dramat, cierpienie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. Po kilku chemiach wymiotowałam na sam widok kroplówki czy wenflonu. Do tego utrata włosów, które zawsze były moją dumą. Nikt, kto sam przez to nie przeszedł, nie jest w stanie zrozumieć co oznacza chemia. Miałam jednak ogromne wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół i dzięki temu zdołałam przetrwać te pół roku regularnych tortur.
Łatwo sobie wyobrazić moją radość, gdy po badaniu kontrolnym usłyszałam od onkologa słowa „pacjentka zdrowa”. Lekarze rozważali jeszcze dodatkowe naświetlenie zajętych miejsc, ale ostatecznie uznali, że mój organizm jest zbyt wyczerpany po chemii, by dobijać go jeszcze radioterapią. A szkoda. Kto wie, może gdyby radioterapia została zastosowana, to teraz zamiast pisać te słowa, trudziłabym się nad jakąś pracą zaliczeniową na studia? Miała normalne życie? Nie ma jednak sensu "gdybać", naświetleń nie było, zamiast tego był nawrót choroby po trzech miesiącach. Nie byłam nawet specjalnie zdziwiona. Następnego dnia po otrzymaniu wyników miałam już termin przyjęcia do szpitala onkologicznego. Tym razem czekały mnie dwa kursy chemii schematem DHAP, a gdy te nie przyniosły skutku - dwa kolejne - tym razem IGEV. Również nieskuteczne. Jednak chemia miała być tylko przygotowaniem do ciężkiego działa wytoczonego przez lekarzy – autoprzeszczepu szpiku. Przeprowadzono cztery próby mobilizacji komórek macierzystych niezbędnych do tego przeszczepu, ale nie udało się ich zebrać.
Obecnie ostatnią opcją jest terapia lekiem, niestety, nie jest on refundowany przez NFZ, a koszt 6 dawek tego leku to ponad 200 tysięcy złotych. Nie jesteśmy w stanie samodzielnie zgromadzić takiej kwoty, a bez tego leku nie ma już dla mnie szans na powrót do zdrowia. Pragnę wierzyć, że z pomocą dobrych ludzi uda się uzbierać pieniądze i zamiast listy „Zobaczyć/zrobić przed śmiercią” będę mogła zrobić listę „Zobaczyć/zrobić, gdy wyzdrowieję”.
__________________
Aktualizacja: Do tej pory Karolina przyjęła 2 dawki leku po przeszczepie. 23 grudnia 2015 roku wyszła ze szpitala.
29 lutego 2016: Leczenie przynosi efekty! Aktualnie jest całkowita reemisja, ale lekarze zalecają przyjęcie przynajmniej jeszcze 3 dawek, dlatego przedłużamy zbiórkę i zbieramy dalej :)