Waleczne serduszko Mai potrzebuje pomocy

pokrycie kosztów 12-miesięcznego leczenia
Zakończenie: 17 Kwietnia 2016
Opis zbiórki
Maja ma cztery latka. Gdy patrzy na świat błękitnymi oczami, tuląc do siebie ukochaną lalkę Dorę, wygląda niemal jak zdrowe dziecko. Nikt by nie przypuszczał, że większość swojego życia spędziła w szpitalnym łóżeczku, podłączona do różnych urządzeń. Że trzy razy cudem wyrwała się śmierci. Że los doświadczył ją tak poważnymi problemami zdrowotnymi, a mimo to ciągle ma ochotę żyć, bawić się i kochać.
28 tydzień ciąży. Ginekologa mamy Mai, Angeliki, niepokoi serduszko dziecka, daje jej skierowanie na badania prenatalne. Tam wiadomość, która odmienia wszystko. Maja ma wadę serduszka i podejrzenie wady genetycznej. Jeśli to drugie się potwierdzi, to takich dzieci się nie leczy, a rodzice Mai mają przygotować się na najgorsze. Trzy tygodnie oczekiwania na wynik badania. Szczęście w nieszczęściu: Maja nie ma wady genetycznej. Wciąż jednak jest złożona wada serca - hemodynamicznie pojedyncza komora, przełożenie wielkich pni tętniczych, atrezję zastawki mitralnej oraz ubytek międzykomorowy. Wada, którą trzeba będzie naprawić, z którą będzie trzeba walczyć...
Maja przychodzi na świat 29 sierpnia 2011 roku. Dostaje 8 punktów w skali Apgar i szybkiego całusa od mamy, bo od razu trafia do respiratora. Potem do kolejnego szpitala. Angelika, która jest po cesarskim cięciu, musi zostać na porodówce, z innymi matkami, które tulą już do serca swoje dzieci. Udaje jej się ubłagać lekarzy, żeby wypuścili ją po dwóch dniach. Gna do Mai. Maluszek przechodzi pierwszy zabieg, banding na tętnicy płucnej. Trafia z rodzicami do domu, nie rozstając się z nimi już ani na moment. Maja ma miesiąc, kiedy śmierć wyciąga po nią ręce. Angelika zauważa, że zsiniała dziewczynka zaczyna ciężko oddychać. Potem nie oddycha niemal wcale, słabnie, zamyka oczy. Mieszkają wtedy daleko od szpitala, karetka nie zdążyłaby dojechać. Dziadek Mai zabiera je do szpitala do Kościana, pędząc na złamanie karku. Jedyne, co Angelika może wtedy zrobić, to sztuczne oddychanie. Wpuszcza powietrze do buzi dziewczynki i błaga, żeby zdarzył się cud, żeby udało się przeżyć...
W szpitalu udaje się uratować dziewczynkę, która jest niewydolna krążeniowo i oddechowo. Okazuje się, że u Mai zaczął zarastać ubytek międzyprzedsionkowy, który musi być operacyjnie poszerzany. Lekarze wykonują operację, a Maja po kilku dniach czuje się znacznie lepiej. To cud, cud Bożonarodzeniowy – parę dni przed Wigilią Angelika z Mają trafiają do domu. Kolejna operacja za 10 miesięcy, w trakcie których Majka może być radosnym, beztroskim dzieckiem, które wypełnia dom swoim śmiechem. W październiku 2013 roku ma trzecią operację – zespolenie Glenna. 8 godzin operacji, najdłuższe 8 godzin w życiu Angeliki… Bardzo niska saturacja w mózgu i płucach dziewczynki. Ale Maja wychodzi z tego. Wraca do domu, po krótkim czasie zaczyna znowu skakać, biegać, śmiać się…
Mikołajki 2013 roku. W nocy burza z piorunami, jak zapowiedź czegoś strasznego. Angelika budzi się rano i idzie do córeczki. Coś jest nie tak – Maja płacze, wymiotuje. Kiedy mama bierze ją na ręce, widzi, że lewa połowa ciałka bezwładnie zwisa. Szpital, diagnoza: udar niedokrwienny mózgu. Maja nie mówi, nie chodzi, nie je. Mama wpada w rozpacz, ale wtedy zdarza się drugi cud – Maja zadziwia wszystkich. Po kilku dniach poprawia się jej. Zaczyna mówić więcej niż przed udarem, dokazuje. Te Święta spędzają w szpitalu, ale dwa miesiące później trafiają już do domu. Maja rośnie, rozwija się, wkrótce jednak przypomina o sobie jej serduszko – dziewczynka słabnie, nie może nawet chodzić po schodach. 10 marca 2015 roku, kolejna operacja – trzeci etap leczenia. Tym razem operacja nie trwa 8 godzin, a 11. Po 6 godzinach do Angeliki przychodzą lekarze. Mówią, że Maja ma krwotok z klatki piersiowej, z buzi, z nosa. Przestają jej pracować nerki. Dziewczynka przeżywa, ale jest w stanie krytycznym. Ma ostrą niewydolność krążenia i oddechową. Po tygodniu mama zauważa, że Maja nie może ruszać prawą ręką. Sparaliżowana jest cała prawa strona ciała, lewa też ulega przykurczowi. Wylew. Lekarze mówią, że Maja jest jak roślina. Przechodzi kolejną operację, obniżenie przepony, która uciska płuco, cewnikowanie serca. Wychodzi na jaw, że za stan Mai pogarsza jej nadciśnienie płucne, dopiero lek sprowadzony z zagranicy sprawia, że jej stan się stabilizuje.
W maju Maję odłączają ją od respiratora. Uczy się wtedy wszystkiego od początku. Nie umie samodzielnie utrzymać smoczka, jeść. Dziewczynka pamięta, że kiedyś biegała, mówiła, dokazywała. Śmierć wyciągnęła po nią ręce, zabrała jej umiejętności, ale nie życie. Teraz, z pomocą rehabilitantów, Maja uczy się wszystkiego od początku. Inne czterolatki to żywioł, który ciężko opanować. Maja uczy się tego, co potrafią niemowlaki. Umie już jeść. Na ćwiczeniach stawia nawet do sześciu kroczków. Oddycha przez rurkę. Nie mówi. Jej umysł jest jednak sprawny, tak jak była bystrą dziewczynką, tak nią pozostała. Reaguje na słowa mamy, rozumie wszystko. Uwielbia książeczki, bajki po angielsku. Wszystko chce mieć z lalką Dorą, którą uwielbia. Ale najbardziej na świecie kocha mamę.
Maja jest pod opieką wielu specjalistów – fizjoterapeuty, logopedy, przyjmuje leki na serce. Działania, które mają na celu przywrócenie jej do stabilnego są stanu, są bardzo kosztowne. Mama Mai sama wychowuje córeczkę. Zbiera pieniądze na pokrycie rocznych kosztów leczenia, wierzy też, że rehabilitacja sprawi, że jej córeczka będzie znów uśmiechniętą, rezolutną dziewczynką. Wystarczy bowiem jeden całus Mai – i wie, że warto.