Cierpienie Maksia przekracza wszystkie granice!

Operacja w Paley European Institute
Zakończenie: 17 Czerwca 2020
Opis zbiórki
Biodro nie wytrzymało, rozpadło się, zdeformowało i nie spełnia już swojej funkcji. Maksiu, czuje tylko ból, tak silny, jak przy złamaniu całego stawu. Dwa lata temu obiecałam mu, że jeśli przetrwa operację i wytrzyma ból, będzie chodził. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego, nigdy nie widziałam takiej nadziei w jego oczach...
Zawiodłam go, nie dotrzymałam słowa, operacja pomogła tylko na chwilę, potem pojawił się ból, a noga zaczęła rotować do środka. Wiedzieliśmy, że się nie udało, że Maksiu nie będzie normalnie chodził, nie da rady – przegra z ogromnym bólem.
Dostaliśmy się na konsultację do dr Paleya i dr Feldmana. Wystarczyło jedno spojrzenie na prześwietlenia, by wszystko stało się jasne. Maksia trzeba jeszcze raz operować i to w trybie pilnym!
Główka kości udowej jest bardzo mocno wytarta. Zniszczona jest też panewka stawu i całe biodro. Teraz, żeby pomóc mojemu dziecku potrzebna jest bardzo inwazyjna operacja. Lekarze długo oglądali Maksia – chcą mu dać drugą szansę na to, że będzie chodził na własnych nogach bez tego potwornego bólu.
Postawili warunek, którego sama nie jestem w stanie spełnić – 8 kwietnia Maksiu musi być na stole operacyjnym! Jak mam tego dokonać, skoro kosztorys to niemal 350 tys. zł. Cały czas krzywi się też kręgosłup mojego synka – skolioza to już skrzywienie sięgające 42 stopni. To cud, że ktoś jeszcze chce się podjąć leczenie, że następstwa poprzedniej operacji można jeszcze cofnąć i naprawić zniszczone biodra.
Maksiu, urodził się jako wcześniak w Anglii, miał 1,5 kilograma, ale był zdrowym chłopcem. W Polsce, gdy na USG wychodzi, że dziecko nie rośnie, matka trafia na oddział patologii ciąży. Angielscy lekarze niedoszacowali wagi dziecka. W czwartym miesiącu życia po szczepieniu Maks zapadł w śpiączkę, po wybudzeniu pojawiły się drgawki.
Jak mówi jego mama – jej serce nie wytrzymałoby tej straty. Urodziła zdrowe dziecko, a poszczepienne zapalenie mózgu spowodowało porażenie dziecięce, małogłowie i padaczkę. Dlaczego to przytrafiło się właśnie nam, dlaczego ze skutkami złych decyzji przyjdzie nam już żyć zawsze? Kiedy Maks skończył roczek, dostał trzydniowej gorączki. Zwykły wirus spowodował, że chłopiec przestał oddychać. Musiał być długo reanimowany, a po przyjeździe do szpitala dostał silnych drgawek, których lekarze nie byli w stanie opanować. Rok później sytuacja się powtórzyła. Znów zapaść chciała rozdzielić Maksa i jego rodziców. Znów długa reanimacja i próba ustabilizowania chłopca, który umierał.
Dzisiaj ma 9 lat, jest dzieckiem niepełnosprawnym, opóźnionym psychoruchowo, nie mówi, nie chodzi samodzielnie, musi być pieluchowany. Przeszedł bardzo dużo – dwukrotnie był reanimowany, przeszedł depresję szpiku kostnego z podejrzeniem białaczki, choruje na leukopenię (spadek liczby leukocytów prowadzący do skrajnego osłabienia układu odpornościowego), przebył serię bardzo ciężkich zapaleń płuc oraz ostre i przewlekłe ropne zapalenie zatok.
Z tyloma rzeczami Maksiu musi borykać się na co dzień. Nie zaakceptuje tego nigdy i nie pogodzę się, że moje dziecko tak bardzo cierpi. Chcę dać mu szansę, najchętniej wiele szans, ale rozum podpowiada co innego. Ta szansa będzie ostatnia!
Chłopiec tak okrutnie okaleczony przez los może stracić to, co do tej pory łączyło go z normalnym życiem – samodzielne poruszanie się. Cierpienie ma swoje granice, nawet u tak uśmiechniętego i pogodzonego ze swoim życiem dziecka. Kiedy dochodzi do zwichnięcia stawu, ból pochłania wszystko. Operacji nie można robić w nieskończoność, zwłaszcza że Maksiu bardzo źle znosi narkozy. Po ostatniej lekarze z trudem zdołali go obudzić. Od tego bólu możemy Maksia wybawić pod warunkiem, że zrobimy to wszyscy razem. Granicy cierpienia nie można już dłużej przesuwać.