Zagadka dla lekarzy

Sympatektomia lędźwiowa i podanie kroplówki z nierefundowanego leku
Zakończenie: 31 Marca 2015
Rezultat zbiórki
Zbiórka na ratowanie nogi Michała zakończyła się sukcesem. W marcu 2015 roku Michał miał drugi wlew kroplówki.
Leczenie lekiem przebiegło książkowo. Na leczenie trafiłem z niegojącą się od miesięcy raną stopy, noga była opuchnięta i bardzo ciężko się jej używało, była ciężka, ledwo chodziłem, pomijając ból. Po wlewach z leku Prostavasin opuchlizna szybko zeszła, rana zagoiła się, a w nodze udało się przywrócić krążenie. Zamierzony efekt został osiągnięty. Rewelacja! I nie trzeba było przeprowadzać zabiegu sympatektomii lędźwiowej.
Pozostałe środki, które są na koncie, przeznaczam na dalsze leczenie nogi, pokrywając koszty leków. Ostatnio musiałem przymować nowe leki z powodu krytycznego niedokrwieniea żylnego nogi.
Dzięki zgromadzonym środkom jestem w stanie utrzymać nogę w zdrowiu, a co ważniejsze, zachować ją i cieszyć się życiem normalnego człowieka. Bez stresu, że nie będę mógł opłacić niezbędnego leczenia. Dziękuję!
Opis zbiórki
- To tylko kwestia czasu, kiedy stracisz nogę. Będzie tylko gorzej. - lekarz był pewien. - Nie można tego jakoś zatrzymać, spowolnić... puścić krążenia bokiem... nie wiem... zrobić cokolwiek - pytałem.
Michał pamięta, że bóle nogi zaczęły się, gdy miał 14 lat. Na w-fie podczas biegu noga zaczynała boleć, kulał. Biegał dalej, w końcu tylko jedna noga bolała, potem ból przechodził. I wracał podczas kolejnego wysiłku. Dla świętego spokoju rodzice Michała postanowili zrobić podstawowe badanie dopplerowskie. Wyniki nie przyniosły ulgi, tylko jeszcze bardziej zaniepokoiły - nie zgadzają się rozmiary tętnic. Tętnice w jednej nodze są mniejsze o połowę niż w drugiej. Prawdopodobnie stąd ten ból. Prawdopodobnie Michał miał nierównej wielkości tętnice od urodzenia, tylko przez lata nie dawały o sobie znać. Pewne było to, że nie można tego tak zostawić, bo krytyczne niedokrwienie nogi doprowadzi do jej utraty.
Lekarze nie byli tacy pewni tego, że trzeba coś z tym robić. Do końca nie wiedzieli, jak nazwać chorobę Michała. Na zaświadczeniach pojawiały się różne możliwe nazwy. Jednak to nie było ważne, nie o nazwę chodziło, tylko o to, żeby chorobę zatrzymać. - Pamiętam, że rodzice sami próbowali sugerować, że może jakaś operacja, może trzeba te tętnice poszerzyć. Lekarz bardzo się zdenerwował, cisnął długopisem o stół i powiedział: "Nic z tym nie można robić, bo będzie tylko gorzej. Taka jego uroda, trzeba się z tym nauczyć żyć."
I Michał żył z chorobą aż do teraz, stosując się do zaleceń lekarza. Gdy przestał rosnąć, zauważył, że jedną stopę ma mniejszą niż drugą - jakieś półtora rozmiaru. Zaczęły się pojawiać bóle spoczynkowe, głównie w nocy. Zasypiał, po 15 minutach, pół godzinie, godzinie - budził go ból, jakby ktoś wrzątkiem polał mu nogę. Wstawał i chodził, żeby krew mogła spłynąć do niedokrwionej nogi, wtedy ból ustępował. Na taki ból nie pomagały żadne środki przeciwbólowe, nawet duże dawki. Bezsenność coraz bardziej dawała się we znaki. Nieprzespanych nocy Michał nie mógł odespać w dzień - ból powracał, a poza tym w tygodniu pracował. Gdy nie był w stanie skupić się na pracy z powodu wyczerpania - zrezygnował, zanim jego błąd spowodowany niewyspaniem doprowadziłby do jakiejś tragedii.
- Moja choroba jest zagadką dla chirurgów naczyniowych zarówno w Polsce, Hiszpanii, czy Niemczech, gdzie byłem gościem jako pacjent tamtejszych szpitali.- mówi Michał. - Perspektywa utraty nogi wisi cały czas nade mną. Poza tym w sierpniu 2013 r. na stopie pojawiła się otwarta rana martwicza, która nie goi się po dziś dzień i do tego sprawia mi ogromny ból. Zaczęło się od małego otarcia po wewnętrznej stronie stopy, dosłownie wielkości główki od szpilki. Potem rana zaczęła rosnąć, robiła się coraz większa i głębsza. Ból. Znowu. Boli nie tylko podczas leżenia, ale też chodzenia.
- Ja nie wiem, czy kiedykolwiek coś takiego widziałem - mówił lekarz z Łodzi, oglądając stopę Michała. Jednak potem dodał, że nie wszystko stracone, że nogę można uratować. Jeszcze można, ale wcale nie jest powiedziane, że zawsze będzie taka szansa. Dlatego trzeba się spieszyć. Plan jest całkiem prosty. W pierwszej kolejności zabieg sympatektomii lędźwiowej. Chirurg wytnie fragment nerwu współczulnego, który odpowiada za kurczenie naczyń krwionośnych. Ryzyko? Zawsze jest, jednak kilku innych lekarzy potwierdziło, że zabieg może pomóc uratować nogę. Po kilku tygodniach od zabiegu Michał otrzyma 30-dniową kroplówkę z leku, który ma na celu dokrwić kończynę i tym samym usunąć infekcję oraz zamknąć uporczywą i bolesną ranę.
Amputacja nogi od początku była przedstawiana jako jedna z metod leczenia. Nie trzeba by było walczyć, bo nie byłoby już o co. Michał jednak woli najpierw zrobić wszystko, żeby mieć nogę. Nie zna przyczyny swojej choroby, do tej pory nie spotkał się z lekarzem, który byłby w stanie mu to wyjaśnić. Przez lata lekarze mówili, że operacja wiąże sie z ryzykiem utraty nogi, jednak brak operacji wiąże się dokładnie z tym samym - amputacją w przyszłości. Michał ryzyko podejmie, nie jest w stanie dłużej tak żyć. Potrzebuje jednak naszego wsparcia. Możemy mu pomóc uwierzyć, że życie zaczyna się po 30-tce, że po udanym leczeniu będzie mógł zacząć wszystko od nowa - pracę, przespane noce pełne snów, a nie bólu i życie bez obaw o to, że któregoś dnia straci nogę.