"Umieram na raka i bardzo się boję" – mamy mało czasu, by uratować Gabrysię. Zdążymy?

Terapia onkologiczna w klinice w Niemczech
Zakończenie: 18 Czerwca 2018
Rezultat zbiórki
Takie informacje najtrudniej jest przekazywać. W piątek, 22 lutego, Gabrysia odeszła. Jej walka z rakiem trwała ponad rok, zjednoczyła tysiące ludzi o wielkich sercach...
Niestety – rak to bezlitosny przeciwnik. Na początku lutego rodzice Gabrysi dowiedzieli się o wznowie nowotworu. Do samego końca mieliśmy nadzieję, że i tym razem uda się go pokonać.
Gabrysiu, wierzymy, że jesteś w miejscu, w którym nie ma już bólu i cierpienia. Do zobaczenia, nasza Bohaterko! Zostaniesz na zawsze w naszych sercach.
––––––––––––––––––––––––––––
Kochani,
Gabrysia jest po trzecim zabiegu chemii regionalnej w Medicas Klinikum w Burghausen! 12 marca zrobiono tomograf komputerowy. Wyniki są dobre! Masa guza praktycznie uległa zwapnieniu, co za oznacza, że niemal wszystkie komórki nowotworowe zostały zniszczone. Tak samo z tkankami miękkimi. Guzy w płucach zniknęły, zostały tylko nacieki. Leczenie działa! Po następnej chemii regionalnej profesor Aigner ma zamiar konsultować się ze specjalistami co do wstawienia protezy do ręki na odcinku kości, która została zniszczona przez nowotwór.
Gabrysia jest coraz bliżej powortu do zdrowia – wszystko dzięki Wam, ludziom, którzy mają wielkie serca! Razem wielką mamy MOC!
Opis zbiórki
Czas jest naszym zabójcą! Gabrysia umiera i jak najszybciej musi rozpocząć leczenie! Za pierwszy cykl chemii musimy zapłacić do poniedziałku, 29 stycznia! Nowotwór złośliwy kości z przerzutami do płuc – tak brzmi wyrok, który został wydany na moje dziecko pół roku temu. Za nami kilka długich miesięcy bólu, przeszywającego strachu, odbieranej i powracającej nadziei. Czas ucieka, a życie mojego dziecka powoli gaśnie. Gabrysia wie, że umiera, a kiedy pyta mnie, czy lekarzom uda się ją wyleczyć, nie wiem, co mam powiedzieć, bo nie wiem, czy zdążę zebrać pieniądze na jej leczenie. Błagam Cię, pomóż mi ratować Gabrysię!
Najgorsze dla matki są chyba pytania własnego dziecka o śmierć; pytania, na które tak ciężko jest znaleźć odpowiedź Nie wyobrażam sobie, że mogłabym się żegnać z Gabrysią. Ona ma dopiero 13 lat. Jest jeszcze dzieckiem, chociaż choroba zdążyła już sprawić, że szybciej wydoroślała, bo onkologiczne dzieci to “mali dorośli” – ci, którym przyszło zmierzyć się ze śmiercią zdecydowanie za wcześnie.
W Polsce zaproponowano nam jedno rozwiązanie – amputację ręki i ogólną, bardzo drastyczną chemię, która daje 50% szans na przeżycie. Jako matka nie mogę ryzykować życia własnego dziecka. Ratunek znalazłyśmy w Niemczech. Tam nikt nie mówi od razu o amputacji, a szanse na to, że Gabrysia wygra z rakiem są zdecydowanie większe. Chemia skierowana będzie przez tętnicę bezpośrednio do guza...
Październik chyba już zawsze będzie nam się kojarzył z koszmarem, który razem przeżyłyśmy. Chwilę wcześniej Gabrysia wyjechała na kolonię. Któregoś dnia dostałam telefon, że upadła i mocno stłukła sobie rękę. Nie było złamania, ale ból nie ustępował. Ręka mocno spuchła, w końcu ciężko było nią poruszać. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, ale ani razu nie przeszło mi przez myśl, że to może być rak, że tak właśnie zaczyna się wyścig o życie...
Pojechałam z Gabrysią na badanie rentgenowskie. Co wtedy myślałam? Że włożą jej rękę w gips i na tym się skończy. W momencie, kiedy zobaczyłam minę lekarza, wiedziałam już, że powie mi coś o wiele gorszego.
U Gabrysi zdiagnozowano nowotwór złośliwy kości (osteosarcoma) z przerzutami do płuc – najczęściej spotykany nowotwór złośliwy u dzieci, rozwijający się z komórek tworzących rosnącą kość. Onkolog potwierdził IV stopień złośliwości.
W szpitalu w Warszawie usłyszałam, że jedynym wyjściem jest amputacja i późniejsza agresywna chemioterapia, które daje Gabrysi tylko 50% szans na przeżycie. Zaczęłam szukać innego rozwiązania. Szczęściem w całym tym nieszczęściu było to, że na naszej drodze spotkałyśmy lekarza – doktora Majdyło z Centrum św. Łukasza w Gdańsku – który wyniki Gabrysi postanowił skonsultować z niemieckim lekarzem specjalizującym się w leczeniu tego rodzaju nowotworów. Pojawiło się światełko w tunelu! W Niemczech rokowania są o wiele lepsze, niż w Polsce...
Dr Arno Thaller kazał nam od razu przyjeżdżać do jego kliniki. Zaproponował chemioterapię regionalną (celowaną) – kierowaną przez tętnicę bezpośrednio do guza, a nie do całego organizmu. Celem regionalnej chemioterapii jest zmniejszenie wielkości guza przed operacją, aby późniejsza interwencja mogła być jak najmniejsza. W najlepszym przypadku guz może całkowicie zniknąć. Dodatkowo planwane jest leczenie wzmacniające, zakładające wszczepienie wirusa, który zniszczy guza oraz kroplówki, które rozbijają komórki nowotworowe.
Za nami dwa miesiące leczenia, po których stan Gabi znacznie się poprawił. Najgorsze jest to, że wydałam już wszystkie oszczędności, a terapia planowana jest jeszcze na pół roku. Kiedy zobaczyłam kosztorys, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wiem, że jeśli teraz przerwiemy leczenie, wszystko pójdzie na marne.
Odkąd Gabrysia zachorowała, codziennie dowiaduję się, jak bardzo boli bezsilność wobec cierpienia własnego dziecka. Dzisiaj ta bezsilność jest jeszcze większa, bo wiem, że istnieje ratunek dla Gabrysi, ale sama nie jestem w stanie za ten ratunek zapłacić!
Do 29 stycznia muszę zapłacić za początek leczenia. Nowotwór nie da nam więcej czasu, w każdej chwili może zaatakować jeszcze mocniej i zabrać mojemu dziecku życie. Przed nami jeszcze kilka cykli, ale ten pierwszy Gabrysia musi rozpocząć już teraz! Dla nas każdy dzień jest na wagę życia. Błagam Cię o pomoc, bo tylko z Tobą jestem w stanie uratować moje dziecko!
–Marta, mama Gabrysi