Życie w ilości oddechów mierzone

kapnograf, agregat prądotwórczy, pulsoksymetr, rehabilitacja
Zakończenie: 25 Marca 2016
Opis zbiórki
Jak niezwykle kruche jest maleńkie, zbyt wcześnie oddane na świat życie, przekonali się rodzice bliźniąt drugiego dnia po porodzie. Zosia i Antoś zamiast bezpiecznie w pływać w brzuchu mamy, rozpoczęli życie z uderzeniową dawką leków, w tym również morfinę, by mogłli żyć. Maluszki, zamiast w ramiona rodziców, trafiły prosto za szybę inkubatora. Bez czułych całusów, radosnych zdjęć. Rurka w nosku, zamiast tulenia do piersi, rurka w buzi, zamiast domowej radości starszego rodzeństwa, metry kabelków oplatających ich ciała...
Antoś, choć drugi w kolejce, nieco mniejszy okazał się dużo silniejszy. 32 tygodnie wystarczyły, by drugiego dnia mógł podjąć walkę o samodzielny oddech. Zosia nie miała tyle szczęścia. Układ odpornościowy maleńkiej dziewczynki nie potrafił uporać się ze szpitalnymi bakteriami. To, że przeżyła to, nie tylko szczęście, ale cud. Bakterie za wszelką cenę pragnęły odebrać maleństwu życie, zatruwając organizm dziewczynki od środka, wyłączając pracę kolejnych narządów wątroby, nerek i płuc. Do przerażająco wysokiej gorączki doszły obrzęki maleńkiej buźki, w której nie sposób nie dostrzec przerażająco smutnych oczu Zosieńki…
Nieustająco zainfekowany bakteriami organizm pokonał 8 zapaleń płuc, ciągłej walki o gasnący oddech i troski o każdy kolejny niepewny dzień. Kiedy po 3 miesiącach pobytu Antoś był gotowy na powrót do domu i rodzeństwa, kruche pękające od ilości wkuć żyły Zosi nie pozwalały na najdelikatniejszy dotyk, leczyliśmy kolejne zapalenie płuc, licząc każdy oddech, aby nie okazał się ostatnim…
Każda komórka jej maleńkiego ciała przesiąknięta jest bólem, w osłabionym organizmie brakuje sił na płacz. Grymas wykrzywia buzię, a po policzkach bezgłośnie spływają łzy cierpienia. Nigdy nie słyszeliśmy głosu dziewczynki, żadnego dźwięku. Do dzisiaj lekarzom nie udało się odnaleźć przyczyny, dlaczego maleństwo nie może odzyskać zdrowia, a szpital stał się jej domem.
Powrót do domu miał być pierwszy krokiem ku odzyskaniu utraconej normalności dla stęsknionych sióstr i całej naszej rodziny. Niebezpieczeństwo czyhało na Zosię nawet w domu. Już raz umierała na moich ramionach, gdy w naszym rodzinnym domu wyłączyli prąd, koncentrator tlenu nie załączył się, a ciało maleńkiej Zosi w ciągu kilku sekund zaczęło sinieć, saturacja zaczęła gwałtownie spadać. Widok, którego żaden rodzic nawet najgorszemu wrogowi nie życzy. Dla maleńkiej Zosi to codzienność, z którą resztkami sił walczy, a z nią jej rodzina. Na jak długo wystarczy jej sił, tego nie wie nikt…
Po prawie 8 miesiącach walki Zosia nadal przebywa na oddziale intensywnej terapii, walcząc o każdy oddech. To niezwykle trudny czas nie tylko dla maluszka, ale również dla całej rodziny. Rozłąka z mamą, która od prawie roku rozrywana jest między szpitalem, a domem jest niezwykle trudna i nie do końca zrozumiała dla starszych sióstr Zosi.
Zosia nie raz pokazała, jak bardzo silnym maluszkiem być potrafi. Wierzymy, że przyjdzie dzień, w którym rozpocznie nadrabiać zaległości, by dogonić brata bliźniaka Antosia. W najbliższym czasie lekarze rozpoczną próbę domowej wentylacji, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Zosia otrzyma szansę na powrót do domu.
Wraz z ostatnimi wynikami rezonansu pojawiło się światełko nadziei. Wiemy, że Zosia jeszcze nie potrafi nam o tym powiedzieć, podobnie jak my pragnie wrócić do domu, w którym dużo łatwiej uniknąć infekcji i przyśpieszyć nadrabianie zaległości. Najsilniejsza w człowieku moc, która daje kopa do dalszego działania, nadzieja, każe nam wierzyć, że uda nam się poprzez systematyczną rehabilitacje ściągnąć kajdany z ust, pokonać miłością, rzucone na jej ciało złowrogie zaklęcie.
Ciężko o oszczędności, w domu w którym zamieszkała choroba. Do walki z nieznanym przeciwnikiem poza dobrym sercem, bardzo potrzebne są również pieniądze. Aby Zosia mogła wrócić do domu potrzeba wielu sprzętów. Przenośny koncentrator, aby uwięzione na sznurku maleństwo mogło uczęszczać na rehabilitację oraz wszelkie badania u specjalistów. Pulsoksymetr pozwoli kontrolować poziom saturacji i natlenowania organizmu oraz kapnograf, który w razie konieczności zaalarmuje, gdy organizm dziewczynki zaczął, by się podtruwać dwutlenkiem węgla. Ze względu na nieustające przerwy w dostawie prądu, konieczny jest również zakup agregata.
Niezbędny sprzęt, w otoczeniu domowego ogniska oraz specjalistyczną rehabilitacją pozwoli pokonać przeciwności losu, jakie na swojej drodze spotkała Zosia. To niezwykle silny, wielki mały człowiek, który bardzo pragnie żyć. Wspólnie możemy pomóc dopisać szczęśliwe zakończenie tej historii i podarować szansę powrotu do zdrowia. Razem mamy taką moc, aby strach w ilościach mierzonych oddechów Zosi, zmienić na ilość zabierających dech w piersiach chwil szczęścia w jej maleńkim życiu.