Choroby nie wybierają. Wskazują palcem na dowody cierpienia. Niewinne istoty, które wraz z początkie życia - rozpoczynają nierówną walkę o każdy kolejny dzień...
Kinga urodziła się 11 lat temu w ciężkiej zamartwicy. Przez 23 minuty cały sztab medyczny walczył o przywrócenie życia dziewczynce… Tuż po narodzinach żaden z lekarzy nie potrafił zdiagnozować, co dzieje się w organizmie dziewczynki, jak jej pomóc i na co choruje. Po kilkunastu dniach, kiedy dziewczynka wraz z mamą wróciły do domu, rozpoczęła się niełatwa opieka nad niepełnosprawną Kingą. Ojciec zniknął z życia rodziny jeszcze przed narodzinami Kingi. Nieustający płacz, wyginające się w nienaturalne pozycje ciało dziewczynki, problem ze spożywaniem pokarmów oraz ze złapaniem podczas napadów padaczkowych oddechu – to wszystko przerosło młodą, niedoświadczoną mamę. Kobieta zrezygnowała z opieki nad córeczką, z czym do dzisiaj nie może pogodzić się babcia Kingi. Bez zawahania postanowiła zaopiekować się chorą wnuczką. W porę udało się załatwić wszystkie formalności, aby uchronić dziewczynę przed wydaniem jej w obce ręce. Babcia stała się pełnoprawnym opiekunem dziewczynki.
Przez 6 lat starała się zapewnić dziewczynce najlepszą, na jaką było ją stać, opiekę dla Kingi. Wielogodzinne noszenie na rękach, podawanie niewielką łyżeczką posiłków, codzienne kąpiele... Póki babci starczało sił – zajmowała się dziewczyną najlepiej, jak potrafiła. Niestety, stan zdrowia babci z dnia na dzień się pogarszał, aż w końcu trafiła na kilka tygodni na oddział szpitalny, gdzie przeszła skomplikowaną operację. Niestety, w tym czasie, nikt inny nie potrafił zapewnić odpowiedniej opieki Kindze, dlatego i ona trafiła na oddział szpitalny. Wiek babci w znaczący sposób utrudniał powrót do zdrowia. Coraz słabsza, nie miała siły nosić coraz większej i cięższej dziewczynki.

Gdy Kinga skończyła 6 lat, babcia podjęła decyzję, że dziewczynka zamieszka w Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej. Od ponad 5 lat przebywa pod stałą opieką siostry Miriam, która nie odstępuje dziewczynki na krok. Babcia, choć już ma swoje lata, stara się jak tylko może odwiedzać dziewczynkę w oddalonym o ponad 100 kilometrów ośrodku. „Czasem wypożyczam samochód, a czasem jakiś sąsiad mnie podwiezie” – wspomina babcia. Niestety, choroba dziewczynki cały czas postępuje. Niedowład spastyczny oraz lekooporne ataki padaczki sprawiają, że każda nawet najmniejsza infekcja może odebrać jej oddech.
Zalegająca w płucach wydzielina, brak odruchu odksztuszania sprawiają, że z każdym dniem oddech Kingi staje się coraz płytszy. Ręczne oklepywanie nie jest tak precyzyjne, jak w przypadku specjalistycznej kamizelki, która podczas swojej pracy nie ominie żadnego fragmentu płuc. Niestety, ośrodek, w którym dzienna dawka żywieniowa dla jednego dziecka wynosi 6,32 zł, nie jest w stanie pokryć kosztów zakupu urządzenia dla Kingi. Udało się jedynie na okres 3 miesięcy wypożyczyć urządzenie z hospicjum. Oddech stał się miarowy, mniej charczący i ciężki, a usuwana za pomoc ssaka wydzielina przynosiła ulgę podczas każdego oddechu. Niestety, urządzenie po wskazanym terminie trzeba było zwrócić, a wraz ze zbliżającą się jesienią i chłodnymi dniami czas namnażających się infekcji może okazać się nie lada wyzwaniem.
11 lat temu udało się tchnąć życie w niewinne ciało dziewczynki. Los jednak jest okrutny. Nie zważa na przeciwności. Przez wiele lat rzucał kłody na drodze życia dziewczynki. Dotychczas zawsze udało się komuś na czas uchronić dziewczynkę przed kolejną tragedią. Prosimy o pomoc w zebraniu środków na kamizelkę, która pomoże oklepać płuca Kingi i podarować spokojny oddech życia.