"Raku, nie zabieraj naszego tatusia!" Już 7 lutego Piotr musi wziąć lek, inaczej będzie za późno...

Lek ostatniej szansy - Nivolumab (12 miesięcy leczenia)
Zakończenie: 1 Marca 2018
Rezultat zbiórki
Walka się skończyła. Piotr tak bardzo chciał żyć - dla swojej żony i dzieci. Niestety, choroba chciała inaczej...
W piątek, 2 marca Piotr zasnął za zawsze. Zostawił pogrążoną w bólu rodzinę, która już na zawsze zapamięta olbrzymi hart ducha i wolę życia, którą miał w sobie. Świat bez Piotra już nie będzie taki sam... Nowotwór to bezlitosny wróg. Gdy wydaje się, że już jest lepiej, człowiek odważy się snuć plany, marzyć, przypomina o sobie i jednym brutalnym ruchem odbiera to wszystko. To takie niesprawiedliwe, nie tak miało być...
Leczenie Nivolumabem przynosiło pozytywny efekt! Piotr zaczął się uśmiechać, wierzyć w wygraną... Niestety, nagła niewydolność krążeniowa przyniosła niespodziewany koniec walki. Walki, która przecież miała być wygrana...
Bliskim Piotra składamy najszczersze wyrazy współczucia.
Wiadomość od żony Pana Piotra:
Pragnę serdecznie podziękować całej fundacji "Siepomaga" oraz wszystkim Darczyńcom za okazane wsparcie w tych ciężkich dla mojej rodziny chwilach.
Dzięki Waszej pomocy udało się zebrać pieniądze na tak ważny dla mojego męża lek. Piotr dostał dwie dawki NIVOLUMAB'u, dzięki czemu poczuł się o wiele lepiej. Wstąpiła w nas nadzieja i jeszcze większa siła do walki. Niestety, mój mąż zmarł 2 marca.
Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję.
Ewelina Żmuda
Opis zbiórki
Dzisiaj wiem, że tragedia może spotkać każdego, w każdej chwili. Ale jak być gotowym na cios, po którym zawala się wszystko? Jak przygotować się na wiadomość, że najważniejsza osoba w życiu umiera? Mój ukochany mąż ma raka. Ma też rodzinę, dwoje małych dzieci, dla których musi żyć… Jednak chemia nie działa, lekarze kazali łapać się każdej deski ratunku. Dzisiaj największą szansą dla Piotra jest leczenie nivolumabem - nierefundowane przez NFZ. Proszę o pomoc dla mojego męża. Nie umiem sobie wyobrazić świata bez niego…
Jesteśmy zwyczajną, kochającą się rodziną. Nasz synek Kubuś ma 12 lat, córka Patrycja 10. Żyliśmy sobie skromnie, ciesząc się każdą chwilą. I nagle, niespodziewanie wszystko się skończyło... W czerwcu ubiegłego roku Piotrek źle się poczuł - ucisk w płucach, ból. W szpitalu powiedzieli, że to zapalenie płuc, przepisali leki. Po tygodniu nic się nie zmieniło, mój mąż znowu trafił do szpitala, ale tym razem przepisali zastrzyki. Po pierwszej dawce było jeszcze gorzej… Piotrek musiał zostać w szpitalu. Ale nawet wtedy przez myśl nam nie przeszło, że to może być coś gorszego, niż zapalenie płuc. A było o wiele gorzej…
Po kilku dniach do Piotrka przyszedł lekarz. W rękach trzymał wyniki badań. Bez wstępu, żadnego przygotowania powiedział: - To nie zapalenie płuc. Ma pan raka. Nie ma sensu pana trzymać tu w szpitalu, bo my nic nie pomożemy.
To wiadomość, której każdy z nas się boi, którą podświadomość spycha w najczarniejsze otchłanie umysłu, byle tylko nie ujrzała światła dziennego. Ale to na nic… Mój mąż nie powiedział mi od razu, nie chciał przez telefon. Gdy wróciłam z pracy, on już był w domu. Wtedy dowiedziałam się, że w jego płucach jest guz. Rak, nowotwór - każde z tych słów ledwo przechodziły przez usta, ale od tego dnia słyszeliśmy je dziesiątki razy…
Nie mogliśmy pozwolić sobie na rozpacz, bo czas uciekał, a z każdą chwilą rak zyskiwał nad nami przewagę. Piotrek trafił do szpitala, tym razem na oddział onkologiczny. Tam pobrali wycinek z guza, a kolejne 3 tygodnie żyliśmy nadzieją, że to jeszcze nie wyrok, że to pomyłka… Prawda kolejny raz okazała się brutalna. Wynik histopatologii - złośliwy nowotwór płuc. Od razu włączyli chemię, ale po 3 cyklach okazało się, że nie zadziałała. Nie można zastosować radioterapii - guz jest ogromny, a na dodatek otacza go mnóstwo małych guzków. Nie da się słowami opisać uczuć, które wtedy przychodzą. Nikt jeszcze nie wymyślił takich słów, a szok, rozpacz i bezradność to zdecydowanie za mało.
Najtrudniej było powiedzieć dzieciom. Przecież tata był oparciem, zawsze niezawodny, silny, nie do zdarcia! Jak bohater naszych dzieci, człowiek, który był prawdziwą opoką, miał po prostu odejść? Przecież byle rak nie jest w stanie go pokonać! Dzieci wiedzą, że tata jest chory, ale widzą, jak walczy. Nie może go zabraknąć w ich życiu, nie teraz, nie tak szybko… 37 lat to przecież nie czas na śmierć!
Dzisiaj wiemy, że jedyną szansą dla Piotrka jest nivolumab - lek, który do tej pory nie jest refundowany. Lekarze planują rozpocząć terapię już 7 lutego i wtedy musimy mieć ogromną sumę 30 tysięcy złotych - tyle kosztuje miesiąc leczenia. Ile będzie trwało? Wszystko zależy od wyników, jednak na pewno wiele miesięcy. O ile będzie nas na to stać… To strasznie niesprawiedliwe, że walcząc o życie, mój mąż musi też walczyć o pieniądze na leczenie. Przecież całe życie ciężko pracował, a teraz, gdy śmierć zagląda głęboko w oczy, zostaliśmy zupełnie sami… Proszę o pomoc dla mojego męża, dla ojca naszych dzieci. Nie umiemy sobie wyobrazić świata bez niego...