Stwardnienie rozsiane – choroba, która niszczy życie na oczach rodziny!

Roczna rehabilitacja, fotel do masażu, likwidacja barier architektonicznych
Zakończenie: 30 Września 2019
Opis zbiórki
Na dzień ojca miałem tylko jedno życzenie – żeby żyć i być przy moich dzieciach jak najdłużej. Jestem ojcem, który ma do stoczenia walkę o samego siebie, po to, by być ojcem nadal, jak tylko długo się da, ile tylko wystarczy mi sił! Broniłem się wiele lat, udawałem, że jestem silniejszy, że dam radę. W tym czasie kolejne połączenie nerwowe zabijała choroba. Zaczynałem utykać, bo drętwiała mi noga. Niby nic wielkiego, ale jeśli jednego dnia chodzisz, a kolejnego nie możesz podnieść się i wstać z łóżka.
Pani neurolog, do której trafiłem, powiedziała mi tak: ”wiem, co Panu jest, ale nie powiem, dopóki nie zrobimy badań". Po kilku godzinach miałem już diagnozę. Stwardnienie rozsiane. Choroba nieuleczalna, która krok po kroku odbiera sprawność, ale na tym nie poprzestaje!
Walczyłem, jak umiałem, wiele lat, dzięki temu chodziłem, ale od roku wszystko się zmieniło. Choroba okazuje się silniejsza, pokonuje mnie, wepchnęła mnie na wózek inwalidzki, nie pozwoliła dłużej oszukiwać, że nic się nie dzieje. W chwili kiedy usiadłem na wózku – straciłem szansę na cudowne leczenie eksperymentalne. Warunkiem takich terapii jest to, żeby pacjent samodzielnie się poruszał.
Świat z perspektywy wózka inwalidzkiego wygląda inaczej! Człowiek zdrowy nie uświadamia sobie wszystkich barier, nie zastanawia się na tym, jak wygląda poranna toaleta, poruszanie się po mieszkaniu. Obecnie, by się wykąpać, potrzebuję drugiej osoby, a co będzie, gdy choroba da kolejny rzut?
Kilka lat temu byłem zwyczajnym silnym i sprawnym mężczyzną, który może opiekować się swoją rodziną. Teraz mam problem, żeby wejść do wanny.
Teraz walczę już jedynie o czas, a do tego niezbędna jest rehabilitacja, którą muszę prowadzić niemal cały czas. To wszystko bardzo dużo kosztuje, ale innego wyjścia nie ma!
Ostatnie ćwiczenia z egzoszkieletem dają mi ogromne możliwości – przede wszystkim znów chodzę, stawiam kroki.
Paradoks tej sytuacji jest taki, że nie mogę przestać o siebie walczyć w sytuacji, kiedy chce nadal być z moimi dziećmi, jeśli widzę w tym, choć odrobinę sensu i mam siły. Nie mogę się też leczyć za wszelką cenę, bo rodzina musi mieć środki na życie. Tego bym sobie nie wybaczył.
Za każdą wpłatę mogę kupić cenną minutę rehabilitacji, a te minuty składają się na kolejne dni, które będziemy razem z żoną i naszymi dziećmi. Dziękuję – Piotr!
O pomoc dla Piotra prosi też jego ukochana żona:
Poruszyłabym niebo i ziemię, aby wyleczyć Piotra. I choć to niemożliwe to marzę, aby jak najdłużej być jego żoną. Aby Piotr mógł patrzeć, jak dorastają nasze dzieci. Błagam, pomóż nam! Piotr ma w sobie siłę i nadzieję, które sprawiają, że się nie poddaje. Spraw, aby mógł na własnej skórze przekonać się, ile dobrych ludzi jest wokół niego!
Edyta, żona Piotra