Nowotwór nie może wygrać! Ratujemy babcię Ewę...

Leczenie olejami CBD
Zakończenie: 9 Sierpnia 2018
Opis zbiórki
Jak powiedzieć wnukom, że babcia, która ich wychowała, umiera na raka? Jak odejść na zawsze, wiedząc, że nawet kilkudniowa rozłąka jest dla wnuków największą tragedią? Lekarze nie są mi już w stanie zaoferować zbyt wiele, a ja przecież muszę żyć. Jestem żoną, mamą i babcią. Głową kochającej rodziny, która jest dla mnie całym światem i której staram się pomagać każdego dnia. Mam raka i, jeśli nie będę z nim walczyć, umrę. Moje dzieci i wnuki będą patrzyły, jak rak powoli mnie zjada...
W marcu tego roku zmarła moja siostra. Późno zdiagnozowany rak jajników doprowadził do najgorszego. Powoli umierała nadzieja. Szpital onkologiczny, operacja, przerzuty – rak cały czas wygrywał. W końcu stało się najgorsze. Żegnałam siostrę, nie wiedząc jeszcze, że ja również jestem ciężko chora. Badałam się co roku, a ostatnie wyniki nie wskazywały na nic złego. Na wszelki wypadek zrobiłam cytologię i USG. Cytologia nie pokazała nic niepokojącego, ale na USG widać było guzy. Badanie markerów nowotworowych pokazało, że nie są złośliwe. Lekarz kazał je wyciąć i na tym cały strach miał się skończyć. Wykonano laparotomię oraz poszerzone usunięcie macicy i przydatków. Niemal codziennie odwiedzały mnie wnuki, pytały, kiedy wrócę do domu. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to nie koniec, a dopiero początek walki o moje życie.
Badanie histopatologiczne wykazało rzadki nowotwór złośliwy: guz Krukenberga (przerzut do jajników z przewodu pokarmowego). Pierwotnym ogniskiem raka był żołądek. Kilka tygodni po śmierci siostry dowiedziałam, że ja również umieram. A przecież ja nie mogę umrzeć, nie mogę tego zrobić dzieciom.
Mówią, że wnuki z ramion babci nie wyrastają nigdy. Wnukami opiekuję się od lat, smażę ich ukochane naleśniki, piekę ulubiony makowiec na święta, skracam za długie spodnie i przytulam, kiedy im smutno. Niestety nie wiem jak długo jeszcze… Wiem, że moje dzieci i wnuki mnie kochają. Moja córka pracuje, a ja spędzam z nimi każdy dzień. Nie chcę jeszcze umierać. Kiedy ostatnio mój wnuczek wyrecytował mi wierszyk, myślałam, że pęknie mi serce...
Kto mnie może kochać więcej?
Zmarznę - grzejesz moje ręce
Zszywasz spodnie, budzisz rano
Miód smarujesz mi na chlebie
Ty mnie kochasz – a ja babciu
Bardzo, bardzo kocham Ciebie.
Słysząc takie słowa, wiem, że muszę walczyć o swoje życie i zdrowie. Mojej siostrze się nie udało, nie zdążyła. Ja mam szansę żyć. Niedawno rozpoczęłam leczenie metodą niekonwencjonalną, która choć pomogła już wielu osobom, niestety nie jest finansowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Terapia olejami CBD sprawia, że moje życie nie jest już niekończącym się bólem. Mogę spać, chodzić, spotkać się z wnukami. Do tej pory żyłam od jednego ataku boleści do drugiego, od jednych wymiotów do kolejnych. Byłam cieniem człowieka, wrakiem dawnej siebie. Kiedy zachorował wnuczek, nie mogłam być przy nim i choć ta świadomość bolała, nie byłam w stanie z nim zostać. Pytał, dlaczego nie ma mnie przy nim. Od córki słyszałam, że pytał "Gdzie jest babcia?". Nie mogła mu przecież powiedzieć, że babcia jest śmiertelnie chora...
Kiedy mnie zdiagnozowano, lekarz dał mi kilka tygodni życia, a ja wciąż tu jestem. Wcześniej lekarze rozkładali ręce, nie byli w stanie mi nic zaoferować. Na ten moment planowana jest operacja żołądka. Wierzę, że dzięki tej terapii jeszcze żyję i wierzę, że nie muszę jeszcze umierać. Niestety koszt terapii to kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, a efektywna kuracja musi trwać co najmniej rok. Jestem emerytką, nie mam takich pieniędzy…
Mój czas ucieka. Jeśli się poddam, nie będę w stanie spojrzeć w oczy moim wnukom. Jestem przecież babcią, ich drugą mamą. Mają dopiero 5 i 9 lat, a to nie czas, by żegnać babcię.
Błagam, pomóż mi pokonać raka i pozostać na tym świecie...