Zanim udaliśmy się do specjalisty, oboje z mężem drżeliśmy na każdą myśl o tym, co czeka nasze nienarodzone, niczego nieświadome jeszcze dziecko. U pierwszego lekarza usłyszeliśmy, że powinniśmy się zastanowić, czy w ogóle chcemy urodzić to dziecko. Już wtedy wiedzieliśmy, że mimo wszystko nasze dziecko przyjdzie na świat, a my zrobimy wszystko, żeby walczyć o jego życie.
Pojawiało się mnóstwo pytań: dlaczego my? Przecież nasze pierwsze dziecko jest zupełnie zdrowe. Co zrobiliśmy nie tak? U Filipka zdiagnozowano poważną i rzadką wadę serduszka w postaci wspólnego pnia tętniczego oraz atrezję przełyku – między końcami przełyku było 6 cm przerwy. Wybierając szpital, w którym Filipek przyjdzie na świat, byliśmy przekonani, że w lepszych rękach nie może się znaleźć, Aż do momentu, w którym usłyszeliśmy, ze nasze 1,5-miesięczne dziecko może być już nieoperacyjne, bo wysokie ciśnienie w płucach mogło się już utrwalić. Banding na tętnicy płucnej zabezpieczył płucka maluszka i tak naprawdę uratował jego życie.

Na pytanie, kiedy odbędzie się operacja korygująca wadę, specjaliści odpowiedzieli: Proszę czekać, aż dziecko zacznie sinieć… Nie potrafiliśmy tego zrozumieć. Nie potrafiliśmy wyobrazić sobie, w jak fatalnym stanie musiałby być nasz synek, żeby operacja była możliwa. Byliśmy załamani. Postanowiliśmy wziąć jego życie w nasze ręce i szukać pomocy. Z pomocą przyszły moje siostry, które odnalazły informację o profesorze Malcu i umówiły nas do niego na wizytę. Okazało się, że nie trzeba czekać, aż Filipek będzie w krytycznym stanie, żeby operować. Do lipca musimy jednak zebrać pieniądze, żeby opłacić operację ratującą życie synka. Termin operacji został wyznaczony na 16 lipca.
Filipek niedługo skończy 5 miesięcy. Wciąż przebywa w szpitalu. 13 marca odbyła się kolejna próba połączenia przełyku – niestety, znów nieudana. Udało się jedynie zmniejszyć przerwę z 4 do 2 cm. Teraz czekamy na kolejną próbę - miejmy nadzieję już ostatnią.

Życie wystawiło nas, rodziców, na ciężką próbę. Mając jednego zdrowego synka, musimy patrzeć na chorobę drugiego, nie mogąc go uzdrowić. Mając specjalistów w kraju, musimy jechać za granicę, bo tu operacja będzie możliwa, gdy jego stan będzie krytyczny. Nie mając możliwości opłacenia operacji, musimy prosić ludzi o pomoc, żeby Filipek mógł dalej żyć. Mając termin operacji, wciąż nie wiemy, czy zdążymy ze wszystkim na czas...
Filip Łabęcki