Twoja przeglądarka jest nieaktualna i niektóre funkcje strony mogą nie działać prawidłowo.

Zalecamy aktualizację przeglądarki do najnowszej wersji.

W portalu siepomaga.pl wykorzystujemy pliki cookies oraz podobne technologie (własne oraz podmiotów trzecich) w celu, m.in. prawidłowego jego działania, analizy ruchu w portalu, dopasowania apeli o zbiórkach lub Fundacji do Twoich preferencji. Czytaj więcej Szczegółowe zasady wykorzystywania cookies i ich rodzaje opisaliśmy szczegółowo w naszej Polityce prywatności .

Możesz w każdej chwili określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w ustawieniach swojej przeglądarki internetowej.

Jeśli kontynuujesz korzystanie z portalu siepomaga.pl (np. przewijasz stronę portalu, zamykasz komunikat, klikasz na elementy na stronie znajdujące się poza komunikatem), bez zmiany ustawień swojej przeglądarki w zakresie prywatności, uznajemy to za Twoją zgodę na wykorzystywanie plików cookies i podobnych technologii przez nas i współpracujące z nami podmioty. Zgodę możesz cofnąć w dowolnym momencie poprzez zmianę ustawień swojej przeglądarki.

Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Aurelia Szumska
Pilne!
Aurelia Szumska , 13 miesięcy

DRAMAT❗️Maleńka Aurelka ma w głowie tajemniczego guza, który ją zabija... Ratuj❗️

Aurelka ma dopiero roczek, a już musi walczyć ze śmiertelnie groźnym przeciwnikiem. W jej głowie wykryty został niespotykanie skomplikowany guz. – Lekarze w Polsce dają mojej córeczce tylko 1% szans na przeżycie, a przecież jeszcze miesiąc temu wszystko było dobrze... Wierzę, że gdzieś na świecie jest ktoś, kto da Aurelce szansę na wyjście z tego koszmaru. Błagam – pomóż mi uratować życie Aurelki i wesprzyj zbiórkę… Czasu jest krytycznie mało!   Dramat Aurelki rozegrał się błyskawicznie, bo zaledwie w tydzień. Uśmiechała się, bawiła, właśnie zaczynała mówić pierwsze słowa. Jeszcze miesiąc temu była moją największą radością, a teraz wydaje mi się, że to zupełnie inne dziecko. Naprawdę nie mogę w to wszystko uwierzyć. Urodziła się z wadą serca i już w 7. dobie życia musiała przejść bardzo poważną operację. Było dużo stresu, ale po kilku dniach odzyskaliśmy córeczkę i miałam ogromną nadzieję, że wszystko, co najgorsze, jest już za nami. W najstraszniejszych koszmarach nie spodziewałabym się tego, z czym przyszło nam się teraz mierzyć.  Przez ten rok dawała nam wszystkim tak dużo radości... Aż do pierwszych urodzin… Tuż po zaczęła mocno i gwałtownie wymiotować. Myśleliśmy, że to jakaś infekcja wirusowa. Po kilku dniach córka wprawdzie zaczęła jeść, ale była bardzo osłabiona. Sytuacja pogorszyła się na tyle, że trafiłyśmy do szpitala w Ełku. Tam dostała drgawek i została śmigłowcem przetransportowana do Olsztyna.  Gdy dojechałam do szpitala, moja maleńka Aurelcia miała już ogoloną główkę i podłączony dren… Lekarze w Olsztynie wykryli w głowie mojej córeczki śmiertelnie groźnego guza. Dlatego, gdy tylko jej stan na to pozwolił, została przetransportowana do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka.  Śmiertelnie groźny i zupełnie nieznany przeciwnik… Niestety, kolejne badania nie dawały ostatecznej odpowiedzi na pytanie o rodzaj guza. Obecnie wiadomo jedynie, że jest to zlepek kilku nowotwór, a jego złośliwość wynosi aż 90%. W tej chwili lekarze rozkładają ręce i mówią, że dotąd nie mieli do czynienia z takim przypadkiem. Aurelka przyjmuje chemioterapię, ale nikt nie ma dla nas dobrych informacji. Córeczka w tej chwili albo leży bez ruchu, albo zachowuje się, jak noworodek. Nie podnosi się sama, nie siada. Ale zawsze mnie poznaje i pozwala się pogłaskać albo przytulić.  Ani w głowie, ani tym bardziej w sercu nie mieści mi się to, że lekarze dają jej tylko 1 procent szans na przeżycie. Nigdy się z tym nie pogodzę i jak długo serce córeczki bije, będę o nią walczyła. Niestety czasu jest dramatycznie mało. Aurelka pilnie potrzebuje badań i leczenia w zagranicznej klinice.  Ponieważ nie wiadomo jeszcze, z jakim dokładnie nowotworem walczy córeczka, nie wiadomo też, jakie będą dokładnie koszty leczenia, jednak przekroczą one na pewno milion, stąd szacunkowa kwota zbiórki… Błagam – pomóż Aurelce w walce o życie i wesprzyj zbiórkę! Patrycja, mama Aurelki  ➤ Wspieraj zbiórkę Aurelki poprzez LICYTACJE NA FACEBOOK'U

181 827,00 zł ( 18,18% )
Brakuje: 818 173,00 zł
Anastasiia Buryk
Pilne!
23:50:27  do końca
Anastasiia Buryk , 5 lat

"Mamusiu, czy ja umrę?" – uratuj Anastazję przed okrutną chorobą❗️

Choćbym wylała morze łez, sama nie jestem w stanie zmienić nic. Bezsilność rozdziera mi serce, ale mimo to, chcę wierzyć, że nadzieja jest mocniejsza niż oddech śmierci, który cały czas wisi nad moją małą córeczką… Błagam o ratunek dla Nastusi! Zaczęło się niewinnie – zmęczenie i niewielka temperatura. Myślałam, że to przeziębienie. Córka nie chciała jeść, była blada… Na ciele zaczęły pojawiać się siniaki. To był znak, że dzieje się coś strasznego. Pilny kontakt z lekarzami i godziny spędzone na badaniach. USG wykazało powiększenie wszystkich organów, a następnego dnia przyszły wyniki badań - ostra białaczka lifoblastyczna... Anastazja w trybie pilnym została zabrana do szpitala.  W szpitalu powiedzieli, że pojawienie się na oddziale jeden dzień później skutkowałoby śmiercią. Nastki nie byłoby z nami… Zostałaby ogromna pustka i żal. A tak mamy jeszcze szansę. Cień nadziei, że córeczka będzie żyć! Już po pierwszej chemioterapii zauważono skutki uboczne – pojawiły się szczeliny odbytu. Nastka nadal nie może siedzieć, a chemioterapia negatywnie wpływa na jej żołądek i wątrobę. Po zakończeniu pierwszego kursu okazało się, że sytuacja nie tylko się nie polepszyła, ale i pogorszyła. Teraz czeka na nią kolejna chemia i przeszczep szpiku od niespokrewnionego dawcy. Patrzę na córeczkę... Widzę te same oczka. Widzę delikatny uśmiech, choć ciężko o niego, bo moje maleństwo dużo śpi. Całuję ją w czoło, głaszczę po łysej głowie i z całych sił zaciskam zęby, by tylko się nie rozpłakać... Muszę być silna i dać z siebie wszystko. Za nas dwie! Jeśli zostalibyśmy w kraju, jedyne co mógłbym zrobić, to patrzeć, jak choroba wyniszcza ciało mojej córki. A żaden rodzic nie zasługuje na to, by usłyszeć, że jego dziecko ma śmiertelną chorobę, która może doprowadzić do najgorszego. W związku z tym, że w kraju jest wojna, a tata Nastki jest na wojnie prawie od pierwszego dnia, nie mamy do kogo zwrócić się o pomoc. Mamy tylko Was. Tylko Wy możecie pomóc w ratowaniu życia tego małego cudu… Mama

420 448,00 zł ( 28,49% )
Brakuje: 1 055 282,00 zł
Lilianna Fulbiszewska
Pilne!
23:50:27  do końca
Lilianna Fulbiszewska , 3 latka

PILNE❗️Guz mózgu w główce maleńkiej Liliannki!

Jesteśmy załamani! Nasza tragedia trwa od kilku dni! Wczoraj – 24 kwietnia nasza córeczka przeszła operację usunięcia guza mózgu i trafiła na OIOM! Nie mamy jeszcze ostatecznej diagnozy, choć lekarze podejrzewają wyściółczaka! Nie udało się usunąć guza w całości. Został niewielki fragment! Od tej chwili nasze dotychczasowe życie zmienia się o 180 stopni!  Zaczynamy walkę o życie naszej 3,5 letniej córeczki! Jesteśmy przerażeni, bo nowotwór mózgu to jedna z najgorszych diagnoz, jakie może usłyszeć rodzic dziecka.  Nic nie zapowiadało tragedii. Jeszcze na początku kwietnia byliśmy normalną, szczęśliwą rodziną. Teraz stajemy na progu onkologicznego piekła i musimy zrobić wszystko, by uratować życie naszej córeczki!  Liliannka była zdrową dziewczynką, rozwijała się prawidłowo, aż do dnia, kiedy jej mama zauważyła, że dzieje się coś niepokojącego. Liliannka miała problem z koordynacją ruchową, i podczas patrzenia w lewo lub prawo drgały jej oczka!  Mamie nie dawały spokoju te dziwne objawy, więc zaczęliśmy szukać przyczyny. Neurolog, do którego pojechaliśmy w ramach prywatnej wizyty, nie zauważył nic niepokojącego. Kazał nam wracać do domu, ale czuliśmy, że dzieje się coś złego. Szukaliśmy dalej!  Dopiero okulista z Wrocławia dostrzegł to, czego inni lekarze nie zauważyli. "Córka ma obrzęk tarczy oka – może to wskazywać na problemy neurologiczne – potrzebny jest badanie rezonansem." U naszej 3,5-letniej córeczki Lilianny w badaniu tomografem lekarze wykryli kilkucentymetrowego guza w móżdżku. Na neurochirurgii w szpitalu we Wrocławiu rezonans. Guz był większy niż sam móżdżek spowodował już wodogłowie!  W czasie kiedy my szukaliśmy diagnozy, guz mózgu siał spustoszenie w organizmie naszej córeczki.  Nie można było dłużej czekać. Za Liliannką zamknęły się drzwi sali operacyjnej. Nikt nie może sobie wyobrazić dramatu jaki rozgrywa się w głowie rodzica dziecka, które za drzwiami sali operacyjnej walczy o życie.  W chwili, kiedy piszemy te słowa, Lila jest już po operacji usunięcia guza. Zmiany, które zostały w mózgu, trzeba będzie wykończyć w trakcie leczenia onkologicznego. Oznacza to, że rozpoczynamy naszą walkę, na dziecięcej onkologii – oddziale, na który nikt nigdy  nie chce trafić z własnym dzieckiem… Lilka przeszłą operację bez poważnych komplikacji, choć guz był większy od móżdżku i w dodatku zrósł się z pniem mózgu. Lekarze nie mają jeszcze pewności co do odruchu połykania naszej córeczki, który mogła stracić po operacji, ale są dobrej myśli. Zanim staliśmy się rodzicami Lilki, straciliśmy dwoje dzieci, wiec znamy ten straszny ból, którego nie można wyrazić słowami. Wierzymy, że rodzeństwo Lilki jest teraz przy niej i pomoże naszej córeczce przejść przez to onkologiczne piekło.  Operacja to dopiero początek drogi do zdrowia naszej córeczki. Wierzymy, że mając Was, nie będziemy już sami, że damy radę, choćby życie wystawiło nas jeszcze na wiele prób!  Wkraczamy teraz do strasznego świata dziecięcej onkologi, tam, gdzie o życie walczą najsłabsze istoty na ziemi! Gdyby matczyna miłość mogła leczyć, nasza córeczka nie potrzebowałaby lekarzy, operacji, chemii. Niestety nie mam takiej mocy. Jedyne co mogę zrobić to być blisko niej i udawać, że wszystko jest w porządku. Kiedy Lilka zasypia, ja wyję jak pies z bólu i strachu jaki czuję… Wiemy, że przed nami bardzo ciężka walka i wiemy, jak może wyglądać leczenie Lilki. W najbliższym czasie będzie wymagane leczenie onkologiczne – chemioterapia, radio lub protonoterapia. Leczenie zależy od wyników badań histopatologicznych. Najlepsze możliwe wyniki leczenia dzieci osiągają w klinice w Rzymie. Już teraz wiemy, jaki jest koszt takiego leczenia. Jeśli pojawi się szansa, chcemy być gotowi zapłacić za terapię, dzieki której nasza córeczka będzie żyła.  My nie prosimy, ale błagamy Was o pomoc, bo życie naszej cudownej córeczki to ogromny dar, o który musimy walczyć, jak tylko się da. Bez Was nie damy rady, ale z Wami wszystko jest możliwe. Bądźcie z nami w tym trudnym czasie… Rodzice.  –––––––––––––––––––––––– LICYTACJE –> KLIK *Szacunkowa kwota zbiórki

784 055,00 zł ( 73,7% )
Brakuje: 279 774,00 zł
Antoni Dąbkowski
Pilne!
10 dni do końca
Antoni Dąbkowski , 10 lat

Koszmarna choroba niszczy życie dziecka – ratuj!

Antek jeszcze jakiś czas temu rozwijał się prawidłowo. Zawsze był bardzo energiczny i żywiołowy. Uwielbiał gotować, grać w piłkę z rodzeństwem i spędzać czas na wsi. Zdrowy, szczęśliwy, uśmiechnięty takiego go pamiętamy i głęboko wierzymy, że nadejdzie taki czas ze ponownie takim go będziemy oglądać. Autoimmunologiczne zapalenie mózgu spadło na nas nieoczekiwanie i w jednej chwili zamieniło całe nasze życie w przeraźliwy koszmar. Choroba każdego dnia sieje spustoszenie w organizmie naszego synka, a my nie jesteśmy w stanie jej zahamować...  Jesteśmy rodzicami Antosia, który 8 lat temu urodził się jako zdrowy chłopiec. Kilka lat temu, nasz synek po przejściu zwykłej wydawać by się mogło infekcji, bardzo ciężko zachorował, tracąc przy tym większość zdobytych umiejętności... Z dnia na dzień przestał mówić, komunikować swoje potrzeby, zamknął się w swoim świecie. Z uwagi na dramatyczny regres we wszystkich jego sferach życia, natychmiast zaczęliśmy szukać pomocy, odwiedzając niezliczoną ilość lekarzy.  W czasie tych kilku lat wędrówek po różnych specjalistach, naszemu dziecku stawiano wiele diagnoz – mniej lub bardziej chybionych. Przełom nastąpił dopiero rok temu, kiedy w wyniku gwałtownego pogorszenia się stanu, syn został hospitalizowany. Wtedy po raz pierwszy z ust lekarzy padły słowa, że za ciężki stan naszego dziecka i regres rozwoju, odpowiedzialne jest autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Pomimo strachu, jaki nam towarzyszył w tamtym czasie byliśmy pełni nadziei, że syn po przeprowadzeniu dogłębnej diagnostyki, w końcu otrzyma upragnioną pomoc… Niestety, po raz kolejny los okazał się przewrotny. Pilne przyjęcie, podczas którego syn miał otrzymać leczenie, zostało odwołane z powodu pandemii...  Dodatkowo w ostatnim czasie dowiedzieliśmy się, że doraźne działania polegające na usuwaniu ognisk zapalnych w obrębie głowy  (poprzez m.in. operacyjne wycięcie wszystkich migdałów), nie przyniosły oczekiwanych rezultatów... Byliśmy zdruzgotani i całkowicie bezradni. Z biegiem lat pojawiały się kolejne regresy rozwojowe, dodatkowo – tiki, wzmożony niepokój, natręctwa i objawy moczówki. Pożar w głowie naszego dziecka, który tak bardzo próbowaliśmy ugasić wszelkimi nam dostępnymi środkami, wybuchł ze zdwojoną mocą...  Wiemy, że jeśli natychmiast nie zostanie wdrożone właściwe leczenie, może dojść do nieodwracalnych uszkodzeń mózgu...  Pomimo wszystkich powyżej wspomnianych okoliczności, z jakimi przyszło mierzyć się naszemu dziecku, Antoś jest niezwykle pogodnym, rezolutnym i ciekawym życia chłopcem. Ponad pięć długich lat walki z chorobą i oczekiwania na pomoc nie złamało jego hartu i pogody ducha. Obecnie nasz syn ma ogromne szanse na pokonanie choroby. Pomóc mu w tym może pogłębiona diagnostyka i właściwe leczenie w szczególności niezwykle droga terapia immunoglobulinami. Dlatego jako jego rodzice bardzo prosimy o wsparcie w walce o zdrowie naszego dziecka, by mógł wreszcie po tylu latach heroicznej walki, cieszyć się normalnym dzieciństwem bez bólu i cierpienia. Rodzice Antosia Licytacje Na Leczenie ANTOSIA Dąbkowskiego mieszkaniec.pl: Pomóż Antosiowi! Usłysz apel mamy Antosia!

328 554,00 zł ( 53,94% )
Brakuje: 280 489,00 zł
Sabina Łapszyna
Pilne!
Sabina Łapszyna , 4 latka

🚨 Trwa dramatyczna walka o życie Sabinki! W jej główce są przerzuty❗️

“Państwa dziecko ma nowotwór” – po tych słowach otworzyło się przed nami piekło walki z rakiem! Nasza mała córeczka walczy o życie! Teraz liczy się tylko walka z chorobą. Nic innego. Błagamy o pomoc, aby zebrać środki na leczenie i zdążyć z ratunkiem! Zaczęło się niewinnie –  po przeziębieniu Sabinka zaczęła narzekać na ból w nóżkach. Wtedy nikomu z nas nawet przez myśl nie przeszło, że to zapowiedź takiego dramatu. Wykonano podstawowe badania, których wynik zamienił nasze spokojne życie w koszmar. W brzuszku wykryto ogromny, 9-centymetrowy guz! Kolejne badania to potwierdziły… To neuroblastoma IV stopnia – bardzo złośliwy nowotwór układu nerwowego. Okrutna, bezlitosna i śmiertelna neuroblastoma! Choroba, która atakuje dzieci do 6 roku życia – bezbronne i niczemu niewinne dzieci! Ciężko opisać nasz stan, nasz ból, nasz strach. Kiedy lekarze przekazywali nam brutalną prawdę, świat dookoła przestał istnieć. Jak poradzić sobie z myślą, że własne dziecko jest śmiertelnie chore?  Zaczęliśmy szukać ratunku! Na Ukrainie, skąd pochodzimy, nie było ratunku. Tutejsza medycyna nie jest wyspecjalizowana w leczeniu tego rodzaju nowotworów. Nadzieję otrzymaliśmy dopiero w klinice w Izraelu! Tamtejsi lekarze są w stanie leczyć nasze dziecko.   Rzuciliśmy wszystko! Zebraliśmy środki potrzebne na rozpoczęcie leczenia, by jak najszybciej zabrać Sabinkę do miejsca, gdzie czeka ratunek! Niestety leczenie trzeba kontynuować, a na to nie mamy już pieniędzy!  Obecnie Sabinka jest po trzeciej chemioterapii. W szpitalu jest z mamą. Tata i jej dwie siostrzyczki zostali w domu. Coraz trudniej mi jest nie płakać, kiedy córeczka płacze i mówi o tym, że tęskni za tatą, za siostrami, za  domem! Tak ciężko jest bez końca odpowiadać na pytania: kiedy przestanę chorować? kiedy zniknie mój rak? kiedy pojedziemy do domu? Ja nie płaczę, powstrzymuję łzy. Nie wiem, kiedy wrócimy do domu, ale jestem pewna, że wrócimy zdrowe i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Trwa walka!  Walka o życie, nasze marzenia i naszą rodzinę. Ja nie proszę, a błagam Was o pomoc, aby zapłacić ogromną kwotę za kontynuowanie leczenia Sabinki. To okrutne, że życie mojego dziecka zależy teraz od pieniędzy. Przeraża mnie bezsilność, bo wiem, że jeśli nie zdobędziemy tych pieniędzy, stanie się tragedia. Pomóż, proszę. Sabinka ma dopiero 3 latka... Olga, mama

803 633,00 zł ( 20,33% )
Brakuje: 3 148 693,00 zł
Jan Czarnota
Pilne!
Jan Czarnota , 7 lat

Wzrosły koszty leczenia, bez którego koszmar powróci❗️ RATUNKU – on musi żyć!

Gdy zabrałam go do szpitala, powiedział, że nie chce tu tafić już nigdy więcej. Świadomość, że śmiertelne zagrożenie powróci jest paraliżująca, a ja jestem gotowa zrobić wszystko, by już nigdy nie wrócić do onkologicznego piekła. Pomocy!  Wciąż mam przed oczami chwilę, w których mój synek walczył o życie. Patrzę na niego kilka miesięcy po immunoterapii i czuję się, jakbym odzyskała moje dziecko! Jasiek ma energię, śmieje się, zadaje mnóstwo pytań. Ale ciągle gdzieś w głowie ciągle przewija się myśl, że stąpamy po kruchym lodzie, bo choroba, którą niedawno udało się pokonać może wrócić w każdej chwili. Silniejsza. Groźniejsza. Prowadząca prosto w objęcia śmierci!  Za nami jeden z najważniejszych etapów - immunoterapia, która pozwoliła na zabicie wszystkich komórek nowotworowych. Moment, w którym lekarz przekazał nam wiadomość, że Jasio jest “czysty” zapamiętam na zawsze, podobnie jak dzień, w którym usłyszałam najgorszą możliwą diagnozę: neuroblastoma IV stopnia. Dobre wiadomości są dla nas tymczasowe, bo Jasio został zakwalifikowano do grupy największego ryzyka nawrotu choroby. Świadomość tego, że musielibyśmy jeszcze raz przechodzić przez to wszystko jest dla mnie przerażająca, dlatego jeszcze przed zakończeniem leczenia szukałam wszelkich informacji o dostępnych terapiach zwiększających szansę na zatrzymanie tego procesu.  Ratunkiem okazała się klinika w USA podająca specjalistyczną szczepionkę zabezpieczającą organizm przed atakiem komórek nowotworowych. To było dla mnie jak zastrzyk nadziei! Pierwsze wiadomości, zapytania wymieniane ze specjalistami, napięcie, które rosło właściwie każdego dnia… I wreszcie wiadomość, która była dla nas jedną z najważniejszych w ostatnim czasie - kwalifikacja do podania! Jasiek może dostać lek, który powstrzyma rozwój choroby, a to oznacza dla nas bezpieczeństwo przed nawrotem choroby.  Chciałabym powiedzieć, że zrobię wszystko, by zdobyć dla niego ratunek, ale w momencie otrzymania kosztorysu nogi się pode mną ugięły. Podanie szczepionki zostało wycenione na ponad 700 tysięcy złotych, ale dzięki Waszemu wsparciu z poprzedniej zbiórki potrzebujemy znacznie mniej. Życie i zdrowie mojego dziecka znowu zależy od pieniędzy! Znów stawiam wszystko na jedną kartę prosząc o pomoc i ratunek dla mojego synka. Wiem, że macie ogromną moc! Wiem, że dzięki wsparciu dobrych ludzi mogą zdarzać się cuda!  Chciałabym wrócić do rzeczywistości, w której nie ma strachu. Chciałabym dać mojemu dziecku poczucie bezpieczeństwa i powiedzieć z całą pewnością “wszystko będzie dobrze, już nigdy tam nie wrócimy”. Dzięki Wam możemy zamknąć ten etap raz na zawsze. Pomocy! 

16 142,00 zł ( 7,15% )
Brakuje: 209 390,00 zł
Wiktor Zawadzki
Pilne!
Wiktor Zawadzki , 2 latka

Serce, które woła: chcę bić❗️Ratuj życie Wiktorka!

Wiktor Zawadzki - lat prawie 2, skazany na śmierć. Mój syn. Pisząc te słowa, strach dosłownie rozwala mnie od środka. Nie wiem, czy otrzymam pomoc, nie wiem, ile mój synek jeszcze przeżyje... Czasami mam wrażenie, że nie wiem już nic. Wiktorek urodził się z wadą określaną HLHS (hipoplastic left heart syndrome). Po ludzku i w najprostszych słowach jest to Zespół niedorozwoju lewego serca. Wiktorek żyje z połową serduszka. Pierwszy rok swojego życia mój synek spędził na kardiologii. Nie znał innych ścian, za kołysankę do snu służyło mu pikanie maszyn. Walczył z sepsą, infekcjami... Walczył o życie... Trzeci zabieg cewnikowania zmienił bieg historii o 180 stopni. Po tym zabiegu Wiktorek był w stanie krytycznym, pod respiratorem. Spędził 4 długie miesiące na OIOM-ie. Jego serduszko stoczyło bitwę, której konsekwencje Wiktorek odczuwa do dziś: ciężki oddech, ból, sinica centralna, opuchnięcia spowodowane słabym krążeniem, zatrzymywanie się wody w organizmie, przyjmowanie dużych dawek leków, nadciśnienie płucne. Od niedawna jesteśmy w domu, z wyrokiem skazującym...  Jednego dnia jestem pełna optymizmu i nadziei, wiary, że się uda. Kolejnego siedzę i płaczę. Czuję bezsilność, że jako mama nie mogę pomóc Wiktorkowi wyjść z tej czarnej otchłani. Wyrwać go ze szponów choroby. Dałabym mu nawet swoje serce, by tylko mógł żyć i cieszyć się z bycia dzieckiem. Gdy śpi, krzyczę w poduszkę z rozpaczy. Gdy się budzi, przyklejam do twarzy uśmiech i łapiemy wspólne chwile. Ile ich będzie? Nie wiem. Dlatego proszę Was, ludzi o wielkich sercach, każdego, kto jest w stanie pomóc Wiktorkowi, o szansę! O zatrzymanie tego, czego najbardziej się boję! Nie chcę stracić mojego synka! On już tyle wywalczył, tyle przeszedł... Nadzieję może dać zagraniczna operacja. Wciąż czekamy na kwalifikację, jednak już teraz wiemy, że koszty leczenia będą kolosalne! Mówi się, że każdy jest kowalem własnego losu... Kowalem naszego losu: mojego i mojego synka, jesteście Wy... Bez was go nie uratuję. Proszę, pomóżcie...Mama   ➡️ Licytacja dla Wiktorka ➡️ Strona Wiktorka na FB: Z połową serduszka przez świat TV Wschód:

9 897 054,00 zł ( 59,62% )
Brakuje: 6 701 319,00 zł
Mateusz Pietrak
Pilne!
Mateusz Pietrak , 5 lat

Życie liczone w uderzeniach chorego serca... Na pomoc Mateuszkowi❗️

Los z nas zadrwił okrutnie… Mimo zebranych środków, mimo udanej operacji, stało się coś, czego nikt nie przewidział. Jest mały procent dzieci, których organizm odrzuca zmiany po operacji Fontana. I Mateuszek znalazł się wśród nich… Operacja ratująca życie zmieniła się w walkę ze śmiercią… Synek jest z nami – to najważniejsze. Ale my wciąż błagamy o pomoc dla Mateuszka. Cały czas jesteśmy w szpitalu, a dalsze leczenie nie było ujęte we wcześniejszym kosztorysie… Proszę, pomóżcie nam go ratować!  Serce mi pęka, gdy to piszę… Ciężko powstrzymać łzy, więc je przełykam i walczymy dalej. Nie ma innego wyjścia... 20 marca odbyła się długo wyczekiwana operacja serca metodą Fontana, na którą zebraliśmy dzięki Darczyńcom Siepomaga.pl. Wylecieliśmy do USA po nadzieję na nowe życie. Tymczasem stało się coś strasznego…  Okazało się, że po operacji organizm Mateuszka odrzucił wszystkie zmiany! Od tamtej pory jesteśmy cały czas na oddziale intensywnej terapii. W tym czasie synek przeszedł dodatkowo 3 cewnikowania serca – mieliśmy nadzieję za każdym razem, że tym razem usłyszymy dobre wieści i serduszko udźwignie tę ogromną zmianę! Tak się jednak nie stało… Lekarze podjęli trudną decyzję o kolejnej ciężkiej operacji i cofnięciu wszystkiego, co udało im się zrobić…  Podczas tej wyboistej drogi udało się poszerzyć żyłę płucną, która wcześniej była bardzo zwężona. Lekarze wstawili tzw. szant, by choć trochę podwyższyć saturacje. W tym momencie nie ma już innej możliwości, by pomóc Mateuszkowi i poprawić jego funkcjonowanie…  Pobyt w szpitalu przedłuży nam się o miesiąc, około. Pobyt tu mieliśmy opłacony jednak tylko do 5 kwietnia… Każdy kolejny dzień to dodatkowe 25 tysięcy złotych… Nie wiemy, jaki ostatecznie rachunek dostaniemy, gdy już uda nam się ustabilizować synka i wrócić do domu…  Mati był bardzo długo zaintubowany. Po operacji nie mógł odzyskać swojego oddechu, mimo kilkukrotnych prób. Przez to jest bardzo słaby, dochodzi do siebie znacznie wolniej, niż to zaplanowano…  Wszyscy w  UPMC Children's Hospital of Pittsburgh ogromnie się starali. Robili, co w ich mocy, by pomóc Matiemu. Niestety, nikt nie miał wpływu na późniejsze wydarzenia… Nasz synek jest bardzo silny i się nie poddaje. Mimo ogromnego bólu, na który czasem pomaga już tylko morfina, dzień po dniu, kroczek po kroczku, wraca do siebie…  Niestety, dochodzą kolejne powikłania. Nowym problemem jest martwicze zapalenie jelit... Mati miał szansę w końcu zacząć jeść i pić samodzielnie, ale przez wszystko to, co wydarzyło się ostatnio, próby te są wstrzymane. Synek strasznie cierpi z tego powodu... Ciągle prosi mnie: "mamo jeść, mamo pić...". Moje serce pęka, w środku wszystko się skręca z żalu, bo nie mogę pomóc własnemu dziecku! Nie mogę dać mu nawet pić...  Gdy na OIOM-ie Mateuszka odwiedziła siostra, to ją obdarzył swoim pierwszym, delikatnym jeszcze uśmiechem… Mimo dramatycznych okoliczności, mimo tego wszystkiego, co się stało – on wciąż nam daje nadzieje. Musimy wierzyć, że jeszcze będzie dobrze. Nic innego nam nie zostało… Prosimy, bądźcie z nami w walce o życie Mateuszka! Anna i Mariusz, rodzice ➡️ Licytacje - Licytacje dla Mateusza Pietraka ➡️ Strona na FB - Milion dla Mateuszka - uratuj mu życie

356 763,00 zł ( 46,3% )
Brakuje: 413 654,00 zł
Józef Przyłuski
Pilne!
Józef Przyłuski , 5 lat

Gdy śmierć przychodzi po dziecko... Ratuj Józia❗️

POMOCY! Leczenie Józia w USA wyceniono na blisko 900 tysięcy dolarów! Józio ma tylko 5 lat… Zbyt mało, by walczyć o życie! Przecież to dopiero jego początek… Tymczasem onkologiczne pole bitwy wciągnęło naszego synka! Nowotwór – na samą myśl o tej diagnozie każdemu rodzicowi skóra cierpnie na karku. A my usłyszeliśmy ją naprawdę… Józio walczy o życie! Nadzieję na pokonanie nowotworu daje nierefundowane leczenie w USA. Jest kosmicznie drogie, dlatego błagamy o ratunek! Wesoły, rezoluty przedszkolak – taki był do tragicznego dnia, gdy w trakcie zabawy na zjeżdżalni zaczął utykać na lewą nóżkę. Wtedy jednak jeszcze nie wiedzieliśmy, że usłyszymy tak okropną diagnozę... Wizyta u pediatry, skierowanie do ortopedy, badania, leki... Niestety po ponad 10 dniach Józio wciąż utykał. Zaczął bardzo szybko się męczyć, stał się apatyczny, nie chciał się bawić. Nie chciał jeść, pojawiły się bóle brzucha i gorączka. Wtedy lekarz zlecił kolejne badania. Po nich informacje już były tylko gorsze…  W brzuszku Józia znaleziono dużego guza! Niestety, okazał się to być złośliwy nowotwór nadnercza. Ta wiadomość nie dochodziła do nas, nie chciała się przebić do świadomości zza muru rozpaczy i łez. Ale w końcu dotarła i rozgościła się na dobre, a nasz świat się rozpadł…  Walka trwa. Jest dramatyczna, Józio cierpi, w jego oczach zbyt często pojawia się przeszywający smutek – takiego spojrzenia nie miał nigdy wcześniej. Ono łamie nam serce… Po badaniach kontrolnych okazało się, że są dwa dodatkowe ogniska nowotworu w kości udowej. Operacja usunięcia guza została odwołana… Synek jest już po pobraniu komórek macierzystych, koniecznych do autoprzeszczepu. Wcześniej wyczerpujące leczenie chemio-immunoterapią w Krakowie, gdzie właśnie przebywamy. Jest bardzo ciężko… Józio zmaga się ze strasznymi powikłaniami. Przez to Święta Bożego Narodzenia – ulubione święta synka – spędziliśmy w szpitalu… Było zupełnie inaczej niż zawsze… Nie poddajemy się. Krok za krokiem przechodzimy przez kolejne kamienie milowe zaplanowanego w Polsce leczenia. I zbieramy na terapie w USA… Po konsultacjach z lekarzem prowadzącym wiemy już, że konieczne będzie przyjęcie serii niezwykle drogich szczepionek, by neuroblastoma już nigdy nie wróciła... Jest ona dostępna tylko w Nowym Jorku, w jedynej klinice na świecie, która prowadzi tego rodzaju leczenie. Jej koszt liczony jest w milionach… Wznowy Józio może nie przeżyć, dlatego musimy zrobić wszystko, by wylecieć do USA! By zdążyć go ocalić i wygrać w tym dramatycznym wyścigu... Dla nas jest to ogromna i nieosiągalna kwota – nawet gdybyśmy sprzedali wszystko, co mamy, nie będziemy mieli nawet ułamka! Nie stać nas, by kupić szansę na życie dla naszego synka – to ogromnie niesprawiedliwe, łamiące serce... Dlatego błagamy Was wszystkich o pomoc. Każda złotówka, każdy grosz ma dla nas ogromne znaczenie! Każdy może uratować Józia…   Rodzica Józia   ➡️ Licytacje dla Józia

678 685,00 zł ( 16,15% )
Brakuje: 3 523 498,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki