Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Robert Florek
Pilne!
Robert Florek , 46 lat

Tata trójki dzieci walczy o życie❗️Mamy tydzień, by zebrać pieniądze na operację – POMÓŻ❗️

Jestem dorosłym facetem – nie powinienem się bać, ale od kilku tygodni umieram ze strachu. Chyba nigdy niczego tak bardzo się nie bałem. Jestem śmiertelnie chory, przede mną leczenie ostatniej szansy. Jeśli nie zbiorę pieniędzy, jeśli się nie uda, moje życie się zakończy… A ja mam trójkę wspaniałych dzieci – 16-letnią Ingę, 12-letnią Matyldzię i 7-letniego Idziego. Żonę, którą kocham nad życie. Jak mógłbym ich zostawić?   Mam na imię Robert i mam 46 lat. Wiodłem szczęśliwe życie. Niestety – w listopadzie zaatakował mnie okrutny przeciwnik, który dziś zdaje się być o krok przede mną… Mam świadomość, że moje zmagania to bitwa na śmierć i życie. Dlatego proszę Cię o pomoc. Zaczęło się niepozornie, na trudnościach ze skupieniem na czytanych książkach. Bywały chwile, gdy nie rozumiałem, co czytam. Nie potrafiłem złożyć jednego słowa z literek, na które patrzyłem. Potem pojawiały się nowe “dziwne” sytuacje. Pewnego dnia zapomniałem imienia własnej córki. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że dzieje się coś bardzo niedobrego… Objawy narastały i były na tyle intensywne, że lekarze zalecili rezonans. Guz, którego wykryto w mojej głowie, początkowo został uznany za ropień i z tym podejrzeniem, 12 grudnia 2023, zostałem poddany pierwszej operacji.   Niestety w jej trakcie okazało się, że to nie był ropień ale… glejak wielopostaciowy IV stopnia… Najtrudniejszy przeciwnik, z jakim przyszło mi toczyć walkę. Guz mózgu. 2 lutego 2024 odbyła się druga operacja. Niestety prawdopodobnie podczas pierwszej, jak i drugiej operacji, nie wycięto guza w całości – pozostały mikro zmiany na obręczy części torbielowatej guza, które spowodowały bardzo szybką wznowę. I tak dziś guz znów ma prawie 9 cm i powoduje obrzęk mózgu, który uniemożliwia podjęcie zleconych wcześniej chemioterapii i radioterapii. Lekarze w Krakowie nie chcą kontynuować leczenia – usłyszałem, że nie wykonają kolejnej operacji. Nie mogłem w to uwierzyć, że nie ma już dla mnie nadziei. Nie rozumiałem, jak to możliwe, że nikt nie jest mi w stanie pomóc… Nie mogłem tego tak zostawić. Jestem tatą trójki dzieci, mam ukochaną żonę – nie mógłbym im tego zrobić. Tak natrafiłem na dr n. med. Witolda Libionkę – specjalistę neurochirurga i neurotraumatologa, ordynatora Oddziału Neurochirurgii w Vital Medic w Kluczborku.  Mówi się, że doktor Libionka zajmuje się najtrudniejszymi przypadkami. Byłem pełen nadziei, że i u mnie odnajdzie cień szansy na ratunek. 25 marca 2024, czyli zaledwie 3 dni temu, odbyłem pierwszą konsultację. Udało się, zostałem zakwalifikowany do operacji, która odbędzie się już 8 kwietnia! Operacja usunięcia całego guza pozwoli na kontynuowanie leczenia uzupełniającego – radioterapii i chemioterapii. Podczas operacji wszczepiony ma zostać także specjalny „sączek”, który w przypadku tworzenia się kolejnej torbieli, umożliwi szybkie odprowadzenie zbierającego się płynu. Muszę jednak działać bardzo szybko. Mam nieco ponad tydzień na zebranie blisko 150 tys. złotych! Na tyle właśnie wyceniono moje życie. Początkowo straciłem wszelkie nadzieje… Ale potem pomyślałem o rodzinie. Wiem, że muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, by pokonać chorobę… Niestety do kosztów operacji dochodzą jeszcze terapie wspierające, dojazdy, transport medyczny, nierefundowane specjalistyczne żywienie. Mam krytycznie mało czasu na zebranie tak ogromnej sumy. Nie poradzę sobie sam… A przecież mam dla kogo żyć, o kogo się troszczyć, dla kogo walczyć… Z całego serca proszę Cię o wsparcie. Jeśli możesz do mojej walki dołożyć małą cegiełkę, będę Ci bardzo wdzięczny. Robert

100,00 zł ( 0,06% )
Brakuje: 148 837,00 zł
Mariusz Zieliński
Pilne!
Mariusz Zieliński , 46 lat

❗️KRYTYCZNIE PILNA zbiórka❗️Żołnierz i tata czwórki dzieci walczy o życie! Na tym froncie liczy się KAŻDA SEKUNDA!

NAJPILNIEJSZA ZBIÓRKA! Powiedzieć, że jest dramatycznie mało czasu, to nic nie powiedzieć... Tutaj czasu nie ma wcale! Leczenie Mariusza powinno się rozpocząć NATYCHMIAST! Pomoc potrzebna jest nie na już, ale na wczoraj... Inaczej będzie za późno, dzieci Mariusza stracą ukochanego tatusia, a nasz kraj nieustraszonego żołnierza! Rak atakuje w zastraszającym tempie, niektórzy lekarze dziwią się, że Mariusz jeszcze żyje. My nie prosimy, lecz błagamy o ratunek! To nie miało prawa się zdarzyć. Nikogo nie powinno to spotkać, a już na pewno nie jego! Mariusz -  młody, silny, pracowity, odważny facet, wspaniały ojciec czwórki dzieci, które są dla niego całym światem i świetny mąż. Od najmłodszych lat pomagał innym. Ratował ludzi, najpierw jako strażak-ochotnik, później jako żołnierz zawodowy. Nie straszna była mu żadna misja, którą stawiano przed nim… Afganistan, Irak, Kosowo. Aż do tego dnia... Wszystko zaczęło się niepozornie. W październiku 2023 roku Mariusz zaczął gorzej się czuć. Nic szczególnego się nie działo, po prostu szybciej się męczył. Każdy miewa takie gorsze dni. Jednak intuicja podpowiedziała mu, żeby to sprawdzić i upewnić się, czy wszystko w porządku... Pierwsze badania, skierowanie do szpitala, konsultacje i diagnoza, która brzmiała jak wyrok: NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY JELITA GRUBEGO I WĄTROBY. Na dodatek rozsiany w zaawansowanym stadium! Diagnoza była szokiem dla nas wszystkich... Mariusz ma dopiero 46 lat, mamy dwóch synów i dwie córki. Z czwórki naszych dzieci najmłodsze są Lena i Nadia, mają 10 i 11 lat. Tata jest ich największych bohaterem... Po kolejnych badaniach okazało się, że sytuacja Mariusza jest naprawdę dramatyczna... Przerzuty znaleziono również na węzłach chłonnych krzyżowych, na przedniej i tylnej blaszce prawej powięzi nerkowej oraz w podbrzuszu... Byliśmy szczęśliwą rodziną, dużo podróżowaliśmy, dziewczynki uwielbiają spędzać czas z tatusikiem. "Tatusik" jest dla nich wszystkim, a tu lekarze każą nam przygotować dzieci, że tata umiera. Jak mam powiedzieć dziewczynkom, że Wasz tatusik umrze, zostawi Was, żegnajcie się z nim, bo już nie ma ratunku... Kiedy dziewczynki dowiedziały się, że tatuś jest chory, płakały przez tydzień... Dziś nie odstępują go na krok. Widzą, że tata jest słaby, że jeździmy po lekarzach, że chwilami nie potrafimy się uśmiechać. Są jednak pewne, że tatusik z tego wyjdzie i z powrotem będzie zdrowy. Tymczasem jest bardzo, bardzo źle... Po diagnozie zaczęła się walka o życie: operacja jelita, która dała nadzieję i szybko ją zabrała, chemioterapia, niepewność, pogarszanie stanu zdrowia. I niemoc… niemoc… niemoc. Z dwóch zmian na wątrobie szybko zrobiło się osiem... Rak postępuje w zastraszającym tempie. Okazało się, że Mariusz ma najgorszą, agresywną mutację BRAF, która postępuje bardzo szybko i bezlitośnie. Niestety ta mutacja wyklucza go też z wielu refundowanych metod leczenia... Konsultowaliśmy przypadek męża z wieloma lekarzami z wielu miast... Mariusz ma podawaną chemię paliatywną. Możliwości refundowanego leczenia w Polsce się skończyły. Zostaje leczenie prywatne - Mariusz może dostać chemię celowaną w Polsce, niestety, jedno podanie kosztuje 45 tysięcy złotych... Konsultujemy się też ze szpitalami w Niemczech, w Hiszpanii, gdzie stosuje się najnowocześniejsze metody leczenia. Chcą dać Mariuszowi szansę, ale tam jest mąż prywatnym pacjentem, za wszystko musimy zapłacić. Koszt leczenia wyceniono na 600 tysięcy złotych. Nie poddajemy się, walczymy... Będziemy walczyć, póki jest cień szansy i promyk nadziei. Nie stać nas jednak na to leczenie, mamy czwórkę dzieci. Ta zbiórka to nasza ostatnia deska ratunku... Jeśli nie zbierzemy tych pieniędzy, Mariusz nie dożyje kolejnych Świąt, nie dotrwa do końca roku... Nie będzie już wsparciem, wzorem, tatą. Nie mogę na to pozwolić... Mariusz pomagał i ratował ludzi, teraz on potrzebuje pomocy, ratunku. Jeszcze ma jedną misję do spełnienia - wygrać z rakiem i zostać tutaj z nami. Nadal być ukochanym mężem i tatą... Żyć. Tak bardzo go kochamy i potrzebujemy... Mamy nóż na gardle, każdy dzień, każda minuta bez leczenia zmniejsza nasze szanse. Sytuacja jest naprawdę krytyczna. Na froncie walki o życie liczy się każda sekunda... Ja nie proszę, lecz błagam - pomóżcie nam. Doris Zielińska, żona 

720,00 zł ( 0,1% )
Brakuje: 690 770,00 zł
Renata Jastrzębska
Renata Jastrzębska , 52 lata

W tragicznym wypadku nasza mama niemal zginęła – POMOCY!

To był zwyczajny dzień… Nasza mama jechała busem do pracy w Niemczech. Mieliśmy nadzieję, że jak zawsze da nam znać, gdy bezpiecznie dotrze na miejsce. Niestety, telefon cały czas milczał. Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że zdarzył się tragiczny wypadek!  17 marca 2024 roku na autostradzie A4 tir zmiażdżył busa, w którym znajdowała się nasza mama. Jej stan był krytyczny, więc na miejsce przyleciał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, by jak najszybciej przetransportować ją do szpitala. Wtedy liczyła się każda minuta! Mama natychmiast została zakwalifikowana do operacji ratującej życie. Doznała urazu wielonarządowego i licznych złamań kręgosłupa piersiowego. Każda godzina, którą spędziliśmy, czekając na zakończenie jej operacji, wydawała nam się wiecznością! Przez głowy przelatywały nam najczarniejsze myśli! Podczas operacji neurochirurdzy ustabilizowali kręgosłup mamy za pomocą śrub i usunęli fragmenty kości, które uszkadzały rdzeń kręgowy. Wykonana została też plastyka rozległej rany skalpacyjnej głowy. Sama jestem lekarką i zawsze przy zagrożeniu życia pacjenta towarzyszą mi trudne emocje. Jednak nic nie zdruzgotało mnie bardziej niż tragedia naszej mamy! Wybrałam ten zawód, aby nieść ludziom pomoc. Boli mnie, że teraz nie mogę pomóc własnej mamie! Poczułam więc, czym jest prawdziwa bezradność… Dalsze leczenie mamy zakłada pobyt na oddziale neurochirurgii, skąd później trafi na wielomiesięczną i specjalistyczną rehabilitację neurologiczną. Będziemy razem walczyć o odzyskanie choćby ułamka dawnej sprawności i samodzielności. Prosimy, pomóż nam zawalczyć o sprawność mamy. Każde wsparcie jest dla nas nieocenione! Córka Sandra z rodziną

220 zł
Nur Kopbossyn
Pilne!
Nur Kopbossyn , 28 lat

PILNE❗️NOWOTWÓR skutecznie pozbawia mnie ŻYCIA❗️POMOCY❗️

Gdy jesteś młody, rzadko kiedy w głowie pojawiają się myśli o chorobie czy śmierci… Żyłem pełną piersią i czerpałem od losu wszystko, co najlepsze nie biorąc pod uwagę faktu, że jutro nie jest mi obiecane. Przecież, dlaczego miałoby nie być? Dziś balansuję na kruchej krawędzi między życiem a śmiercią. Nowotwór stara się realizować scenariusz, który po kolei wszystko mi odbiera… O chorobie dowiedziałem się na początku stycznia 2024. Nagle pojawiła się u mnie zadyszka, a w dwa tygodnie schudłem 12 kilogramów. Na nogach zaczęły się pojawiać siniaki, a na całym ciele czerwone plamki.  Niezwłocznie udałem się na badania, aby sprawdzić, co mi dolega. Kiedy lekarz poinformował mnie, że wyniki wskazują białaczkę, nie mogłem w to uwierzyć! Skonsultowałem się jeszcze z dwoma specjalistami, ale oni jedynie odebrali mi ostatnie iskierki nadziei… Dlaczego życie jest tak okrutne? Dlaczego przytrafiło się to akurat mnie? Co takiego zrobiłem, że los mnie tak każe? Naprawdę nie mogłem się pogodzić z diagnozą i z faktem, że zaraz będę musiał toczyć zawziętą batalię o życie. Przecież miałem zupełnie inne plany na przyszłość… Wszystko legło w gruzach! Musiałem się pozbierać, ubrać zbroję, otrzeć łzy i podnieść rękawice rzucone przez wroga. Zwróciłem się do kliniki, aby wykonać dokładne badania i rozpocząć leczenie. Przeszedłem dwa cykle chemioterapii, jednak czułem, że to nie wystarcza. Podjąłem się innego leczenia, które nie zadziałało. Straciłem tylko swój cenny czas i sporo pieniędzy...  Na szczęście, po fali niefortunnych zdarzeń, trafiłem pod skrzydła wspaniałych lekarzy, którzy otoczyli mnie opieką popartą długoletnim doświadczeniem. Obecnie jestem w trakcie trzeciego cyklu chemioterapii. Niestety, abym miał szansę wyzdrowieć, potrzebuję przeszczepu szpiku. Jednak zanim to się stanie, muszę osiągnąć stan remisji. Jestem w grupie wysokiego ryzyka. A ponieważ poprzednie cykle chemioterapii nie zadziałały, potrzebuję mocniejszej chemii oraz droższych i silniejszych leków uzupełniających terapię. Całość ma wynieść ponad 700 tysięcy złotych! Nawet przy pomocy mojej rodziny i przyjaciół nie jestem w stanie zorganizować tak ogromnych pieniędzy! Wiem, że mam szansę i pragnę walczyć o nią do utraty sił, których mam już coraz mniej. Obecnie bardzo łatwo się męczę, dużo śpię, ręce mi się trzęsą, potrafię upuścić telefon z rąk, ale trzymam się tylko dobrych myśli. Kiedy jest mi gorzej – maluję. Daje mi to poczucie odrobiny normalności i starego dobrego życia, za którym niesamowicie tęsknię… Zwracam się do Was z ogromną prośbą. Moje życie zostało wycenione na olbrzymią kwotę, ale dla mnie, tak jak dla każdego, jest ono bezcenne. Podczas leczenia miałem różne dni. Czasem czułem się źle, czasami trochę lepiej. Ale już nie pamiętam dnia, kiedy nic mnie nie bolało. Mimo wszystko walczę i walczyć będę dalej, bo wierzę, że z Waszą pomocą pokonam RAKA!  Nur

110,00 zł ( 0,01% )
Brakuje: 715 103,00 zł
Franek Bielski
Franek Bielski , 6 lat

Franio zamknięty we własnym ciele - leczenie trwa, a koszty stale rosną❗️

Mieliśmy środki na rehabilitację, leki i potrzebne narzędzia i sprzęt do walki o zdrowie naszego dziecka. Niestety, przy Mózgowym Porażeniu Dziecięcym ta walka będzie trwała jeszcze przez wiele lat. Dlatego nie mamy wyjścia... To miał być zwyczajny dzień, ale nie był, bo brutalnie zmienił życie nasze i naszego nienarodzonego jeszcze synka. Franek urodził się przedwcześnie i kilka godzin później przestał oddychać. Niedotlenienie oraz krwiaki okołoporodowe spowodowały trwałe uszkodzenie mózgu i szereg powikłań. Zdrowie naszego dziecka zostało doszczętnie zniszczone, a my robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby choć trochę je odbudować. Strach ogarnął wszystkich dookoła i zmobilizował personel do działania. Zaczęto na szybko szukać szpitala, który przyjmie poród. Potem myśleliśmy, że najgorsze mamy już za sobą, ale rzeczywistość szybko sprowadziła nas jednak na ziemię. Franek w nocy przestał oddychać. Nie wiemy, jak długo to trwało, ale doszło do mocnego niedotlenienia. Rano zobaczyłam go już zaintubowanego, w bardzo ciężkim stanie. Widok jak z najgorszego koszmaru. Niestety, bardzo prawdziwy. Nasze maleństwo walczyło o życie, a ja mogłam się tylko bezradnie przyglądać. Na szczęście, wkrótce jego stan się ustabilizował, lekarze zapewniali, że nic mu nie będzie. Wykryto co prawda krwiaki, ale miały się szybko wchłonąć. Franek dochodził do siebie, wychodził po miesiącu ze szpitala jako „zdrowe” dziecko. USG główki sprawiło, że w jednym momencie nasz świat rozpadł się na tysiące kawałków. Wykryto poważne niedotlenienie, a krwiaki, które miały się wchłonąć — nie tylko się nie wchłonęły, ale rozlały, powodując ogromne zniszczenia w mózgu. Zaczęłam krzyczeć, płakać… Cały mój ból skumulował się w tym jednym momencie i nie byłam w stanie już go dłużej tłumić. Byliśmy tylko my i ogromna niepewność co do przyszłości naszego maleństwa… Franek z okazji urodzin otrzymał „prezent” na całe życie – mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe. Dzisiaj wiemy, że nasz syn nigdy już nie będzie zdrowy… Jesteśmy w zupełnie innym świecie, w ogóle nie ma czego porównywać. Najgorsze jednak, że Franka dopadła również padaczka lekooporna, odbierając wszystkie wypracowane do tej pory umiejętności. To był nagły, gwałtowny reset. Zupełnie jakby w komputerze usunąć wszystkie dane z twardego dysku. Wracamy do punktu wyjścia, czyli tak naprawdę donikąd. 40 bardzo silnych ataków dziennie, które udało się ograniczyć do 1-2 dziennie. Wciąż rehabilitujemy Frania codziennie, bo to nasza jedyna droga. Niestety, bardzo kosztowna. Dzięki wielu ludziom dobrego serca udało nam się kupić Frankowi między innymi specjalistyczny fotel rehabilitacyjny i zapas leków na kilka miesięcy. Franio jednak rośnie jak na drożdżach, przez co wciąż potrzebuje wsparcia, a rehabilitacja będzie mu towarzyszyć pewnie do końca życia. Do tego czeka nas operacja zwichniętych bioder, a jej cena PRZERAŻA – ponad 300 000 złotych! Tego, przez co przeszliśmy przez ostatnie lata, nie opisują w żadnym poradniku dla rodziców. Okropnej mieszanki bólu, strachu, złości i bezradności nie da się opowiedzieć słowami. Choć to wszystko siedzi w nas bardzo głęboko, musimy teraz przede wszystkim patrzeć w przyszłość i zapewnić naszemu dziecku jak najlepsze warunki do rozwoju. To jednak bardzo trudne – jak wyprawa wątłym kajakiem na oszalałe morze. Gdzie nie spojrzeć czarne chmury i wysokie fale. Pomóżcie nam utrzymać się na powierzchni i dopłynąć do portu „Nadzieja”. Z Waszym wsparciem na pewno będzie nam łatwiej... Sylwia, mama Frania

137,00 zł ( 0,03% )
Brakuje: 372 204,00 zł
Zosia Zajkowska
Zosia Zajkowska , 10 lat

Achondroplazja to dla Zosi zagrożenie życia... Mamy mało czasu❗️Do zebrania OGROMNA kwota❗️

Zosia cierpi na achondroplazję, ale niski wzrost to nie jedyny jej problem. Każdy dzień to życie na bombie, która może w każdej chwili wybuchnąć… Gwałtowny, niekontrolowany ruch głową grozi niedowładem kończyn. Jeszcze do niedawna jedynym sposobem leczenia dzieci z achondroplazją były okrutne operacje wydłużania kości… Dziś istnieje już lek, który pomoże Zosi urosnąć. Niestety, został skreślony z listy do refundacji. Do uzbierania mamy więc 1,5 miliona złotych, a czas dramatycznie ucieka! Nie sądziliśmy, że kiedykolwiek będzie dostępny lek, który pomoże Zosi. Teraz się pojawił, a my jako rodzice nigdy nie wybaczymy sobie tego, że z powodu braku środków córka nie będzie mogła z niego skorzystać! Dlatego przychodzimy prosić Was o pomoc... Trzeba zacząć podawanie leku w ciągu 2-3 lat. Inaczej dla Zosi nie będzie już dostępne żadne leczenie! Nawet operacje, o których wspomniałam. Córeczka ma też chorobę von Willebranda, czyli zaburzenie krzepliwości krwi. W jej przypadku zabiegi to zbyt duże zagrożenie… Zosia cierpi też na lordozę kręgosłupa i szpotawość kolan. Całe jej życie to ból, szpitale, cierpienie... W zeszłym roku pojawiła się nadzieja na refundację leku, który hamuje kostnienie chrząstek. Leku, dzięki któremu kości Zosi staną się dłuższe, córeczka będzie mogła urosnąć. A przede wszystkim leku, który sprawi, że jej życie i zdrowie przestaną być zagrożone. Zosia ma zwężony otwór wielki czaszki i zniesioną rezerwę płynu mózgowo-rdzeniowego w odcinku szyjnym kręgosłupa. Co pół roku jeździmy na rezonans, żeby sprawdzić, czy otwór czaszki nie zwęża się coraz bardziej… To dla niej ogromne niebezpieczeństwo... Leczenie zniweluje również skutki achondroplazji: powikłania laryngologiczne, kardiologiczne, ortopedyczne i neurologiczne. Pozwoli też córeczce normalniej żyć. Obecnie jej wzrost odpowiada wzrostowi 3-latki. Lek jest stosowany z powodzeniem w wielu krajach na świecie. Niestety nie w Polsce. W sierpniu Zosia została zakwalifikowana do leczenia tą innowacyjną metodą. 11 sierpnia lekarz prowadzący złożył wniosek do Ministerstwa Zdrowia o refundację. 4 dni później nasz świat runął, lek wykreślono z listy leków refundowanych… Dlatego to Wy jesteście jedyną nadzieją Zosi na zdrowie. Na to, żeby każdy dzień nie groził jej niedowładem. Żeby w końcu pozbyła się problemów zdrowotnych, z którymi mierzy się na szpitalnych oddziałach od pierwszych lat życia. Żeby mogła mieć, jak najbardziej normalne życie. Zosia ma 10 lat i strasznie mało czasu. A do uzbierania jest niewyobrażalnie duża kwota… Pomimo tego, że moja kochana córeczka przeszła wiele, jest uśmiechniętą dziewczynką. Otwartą i lubianą, bardzo wrażliwą. Trenuje badmintona! Każdy trening przyprawia mnie o zwał serca, ale ona bardzo lubi treningi, ma fajnego trenera, a ja chcę, żeby żyła normalnym życiem 10-latki. Cała nasza nadzieja w Tobie! Każda złotówka to dłuższe kości Zosi. Dłuższe o ułamek ułamka milimetra. Każda złotówka to szansa na życie bez obawy o to, że gwałtowny ruch głową spowoduje niedowład. Dzięki Tobie zacznie żyć jak jej koleżanki i koledzy. Zwyczajnie, normalnie i szczęśliwie. Proszę, pomóż nam! Joanna, mama Zosi

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 1 630 852,00 zł
Jakub Kuzian
Jakub Kuzian , 4 latka

Płacz, ból i cierpienie naszego dziecka łamie nam serca❗️POMÓŻ❗️

Od urodzenia wiedzieliśmy o hipoplazji prawej kości piszczelowej Kubusia. Robiliśmy i nadal robimy wszystko, aby uratować jego nóżkę. Niestety okrutny los nie chce odpuścić naszemu synkowi i ciągle dostarcza mu kolejnych pokładów cierpienia... Zaraz po urodzeniu dowiedzieliśmy się, że kość piszczelowa w prawej nóżce naszego dziecka jest krótsza od lewej. Lekarze nie dawali żadnych szans. Mówili, że jedyną drogą jest amputacja, ale dla nas tak drastyczna ingerencja to była ostatecznością. Szukaliśmy innego wyjścia. Znaleźliśmy szpital oddalony od  nas o 700 kilometrów... Nie wiemy, ile jeszcze operacji będzie musiał przejść nasz syn. Nikt nie potrafi przewidzieć, kiedy w pełni uleczymy Kubusia. Ta walka jest jednak bardzo ważna. To wszystko dla niego i jego lepszej przyszłości. Leczymy synka w Poznaniu, ponieważ specjaliści tylko z tej kliniki dali nam nadzieję, że Kubuś będzie chodzić.  Tylko jedno z nas może pracować, ponieważ synek potrzebuje stałej opieki. Otrzymał orzeczenie o niepełnosprawności, a dodatkowo musimy jeździć do wielu specjalistów, którzy wspierają jego rozwój. Wszystko to pochłania ogrom czasu i pieniędzy.  Diagnoza o autyzmie dodatkowo nas przygniotła. Nie wiemy, czy jego podłoże jest genetyczne, czy neurologiczne. Musimy zrobić badania, ponieważ jest możliwość, że to liczba operacji spowodowała takie spustoszenie w jego malutkiej główce.  Kubuś nadal nie mówi, nie utrzymuje kontaktu wzrokowego, nie potrzebuje towarzystwa do zabawy. Kiedy mamy pojechać na zajęcia ze wczesnego wspomagania, wpada w stany lękowe, krzyczy i rzuca przedmiotami. Serca nam pękają, gdy widzimy cierpienie naszego synka.  Kolejna operacja czeka naszego malucha już na początku kwietnia 2024 roku. Po raz kolejny na jego nóżkę zostanie założony aparat ilizarowa w celu wydłużenia kończyny i korekcji pogłębiającej się wady. Chcielibyśmy móc mu obiecać, że to już ostatni raz… Ale Kubuś pewnie nawet by nam w to już nie uwierzył... Nasz synek już tyle przeszedł. Mamy wrażenie, że jego wczesne dzieciństwo to tylko operacje i szpitale. Nigdy nie wymażemy z pamięci jego załzawionych oczu, patrzących na nas z bólem i przeszywającym cierpieniem. Możemy zadbać o jego przyszłość, by w końcu była lepsza. Tak bardzo chcielibyśmy zobaczyć trójkę naszych dzieci, bawiących się beztrosko. To się jednak nie wydarzy – na pewno nie bez Twojej pomocy! Mamy wiarę, nadzieję i motywację. Niestety na naszej drodze jedyną przeszkodą są pieniądze, których ciągle nam brakuje. Są one nieodłącznym elementem naszej walki, potrzebnym do dalszego leczenia. Dlatego z całych sił wołamy o pomoc. Nieraz Darczyńcy udowodnili nam, że razem mamy wielką moc. Błagamy, nie zostawiajcie nas w tym wyczerpującym maratonie… Rodzice Kubusia

121,00 zł ( 0,16% )
Brakuje: 74 348,00 zł
Lew Karaczewski
Lew Karaczewski , 4 latka

Nasz syn nie słyszy! Operacja to jego jedyna szansa❗️Mamy czas do sierpnia!

Nasz młodszy synek urodził się bez dwóch uszek. Był to dla nas ogromny cios, jednak wierzyliśmy, że z czasem zawalczymy o jego słuch! Brakuje mu zewnętrznego i środkowego ucha z obu stron. Bez aparatów na przewodnictwo kostne, Lew prawie nic nie słyszy… Na szczęście, można to zmienić! Nasz synek ma szansę na to, by słyszeć w sposób naturalny! Jednak w tym celu należy przeprowadzić operację: otworzyć przewód słuchowy, uformować błonę bębenkową i wykonać rekonstrukcję małżowiny usznej. Niestety, na drodze do szczęścia i sprawności naszego dziecka stoją olbrzymie koszty, z którymi ciężko nam sobie poradzić... Tak skomplikowaną operację może przeprowadzić tylko jeden lekarz, który przyjmuje wyłącznie w Stanach Zjednoczonych! Wiemy, że nie będzie prosto, ale obiecaliśmy naszemu dziecku, że zrobimy wszystko, aby mógł słyszeć! Z ogromnym trudem udało nam się uzbierać kwotę niezbędną do uratowania słuchu i rekonstrukcji małżowiny prawego uszka. Już 4 kwietnia 2024 lecimy za ocean, realizując pierwszy etap operacji. Wierzymy, że będzie to początek dobrych zmian na lepsze! Niestety, to nie rozwiąże wszystkich problemów Lewcia. Na drugą operację, która jest zaplanowana na 1 października 2024 roku, nie mamy odłożonej ani jednej złotówki! Wszystkie nasze oszczędności, wszystko co mieliśmy, zostało przeznaczone na pierwszą operację. Czas na opłacenie drugiej operacji mamy  do 1 sierpnia 2024! Wiemy, że czasu jest ekstremalnie mało, a kwota, której potrzebujemy jest ogromna. Dlatego z całego serca błagamy Was o wsparcie! Po operacji ucha nasz kochany synek będzie lepiej się rozwijał, polepszy się jakość jego mowy, będzie słyszał skąd pochodzi dźwięk. Może się wydać, że operacja może poczekać, ale niestety tak nie jest. Należy wykonać ją do 5. roku życia, kiedy dziecko i jego mowa aktywnie się rozwija. Nigdy nie prosilibyśmy o pomoc, ale tutaj chodzi o naszego synka i jego całe życie. Ma szansę być ono lepsze, niż to, którego dotychczas miał okazję doświadczać… Rodzice Lwa

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 394 820,00 zł
Alanek Marecki
Alanek Marecki , 2 latka

Tak długo czekaliśmy na naszego synka... Dziś każdego dnia walczymy o jego przyszłość! Pomóż!

Alanek pojawił się na świecie, gdy miałam 43 lata. To nasz upragniony, długo wyczekiwany synek. Niestety, już na samym początku pojawiły się pierwsze problemy zdrowotne. Nigdy nie zapomnimy, jak bardzo się baliśmy o nasze maleństwo… Synek urodził się z obniżonym napięciem mięśniowym. Z tego powodu od samego początku uczęszczaliśmy z nim na rehabilitację, która przynosiła zadowalające rezultaty. Jednak pierwsze urodziny Alanka zakończyły pasmo sukcesów… Synek zaczął stopniowo tracić nabyte już umiejętności.  Kilka miesięcy później nasza rzeczywistość diametralnie się zmieniła. Alan przestał mówić. Codzienne czynności, jak wejście po schodach, ubieranie się stały się bardzo trudne do wykonania. Synek na wszystko reagował krzykiem! Nie wiedzieliśmy, co robić… Próbowaliśmy zapisać Alana do żłobka. Myśleliśmy, że może kontakt z rówieśnikami pozwoli mu się dalej rozwijać. Nie udało się…  Udaliśmy się do specjalistów. U Alana stwierdzono autyzm, zaburzenia sensoryczne i zaburzenia mowy. Nie mogliśmy w to uwierzyć! Od tej pory jesteśmy pod stałą opieką terapeutów. Synek wymaga jednak dalszej diagnostyki, w tym kosztownych badań genetycznych. Bardzo ważnym elementem dla jego rozwoju są terapie, spotkania z neurologopedą, czy zajęcia sensoryczne.  To wszystko generuje ogromne koszty. Do tej pory za wszystko płaciliśmy sami, jednak martwimy się, że wkrótce zacznie brakować nam środków. Pracuje jedynie tata Alana, mama musi z nim cały czas być… Nasz synek nie akceptuje nikogo innego, reaguje przerażającym krzykiem nawet na babcię. Ponad wszystko chcemy, żeby Alan mógł w życiu jak najlepiej funkcjonować. Wiemy że podjęta teraz praca ma ogromne znaczenie i to od niej zależy, jak będzie wyglądać przyszłość naszego dziecka. Zwracamy się do Was z ogromną prośbą o wsparcie. Tylko z Waszą pomocą, Alan będzie miał równe szanse! Rodzice

370 zł

Obserwuj ważne zbiórki