Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Agnieszka Wlazło
Agnieszka Wlazło , 47 lat

Dramatyczna walka o życie Agnieszki❗️Potrzeba operacja, by powstrzymać GUZA MÓZGU❗️

Śmiertelna choroba przewartościowała świat całej naszej rodziny. Cieszymy się każdym dniem mimo niepewności, która je wypełnia, nasycamy każdą chwilą spędzoną razem. Mimo wielu zakrętów, rozpaczliwych momentów, nie poddajemy się. Wielokrotnie byliśmy odrzucani przez lekarzy, oszukiwani przez osoby obiecujące pomoc, ale nie ustajemy w nadziei i wierze w dobro. Wspiera nas czas razem, każda szansa, każda minimalna poprawa, każdy gest serdeczności, dobre intencje i modlitwy napotykanych na ścieżce osób. Nie możemy się poddać, nie teraz kiedy przeszliśmy tak wiele... Teraz gdy to pieniądze stały się przeszkodą na naszej drodze. Moja siostra odchodzi... Konieczna jest wysoce specjalistyczna, precyzyjna operacja usunięcia guzów mózgu i to w ciągu miesiąca, ale nie mamy na nią pieniędzy...  Przecież Aga jest tak młoda, jest dopiero po 40-stce, tyle jeszcze pięknych chwil przed nami... Dlatego proszę, błagam... Nie przechodź obojętnie wobec tej prośby, każde 1 zł jest realnym i namacalnym krokiem bliżej życia. Poznaj historię mojej siostry. Była wiosna, maj 2023. Niewinny ból głowy, tak się zdawało. Doszły wymioty. Tak się czasem zdarza, to pewnie migrena... Ale długo, za długo, aż Agnieszka nie była już w stanie nawet napić się wody.  Wizyta na SOR, tomografia. Guz w mózgu, prawa półkula, 5 cm. Dopiero wtedy przychodzi zrozumienie subtelnych zmian w zachowaniu. Aga zawsze ułożona, punktualna, obowiązkowa, a od kilku miesięcy czasem bywała inna. Zapominała o wyłączeniu światła czy gazu, traciła wyczucie czasu, zapominała o spotkaniach. Łatwo przychodziła jej i nam – rodzinie – racjonalizacja. Miała dużo obowiązków w pracy, chwilę wcześniej narodziny wnuczki i dodatkowe obowiązki, wkładała także dużo energii w nowe pomysły na rozwój zawodowy.  Pierwsze diagnozy poprowadziły Agę do szpitali zakaźnych – poszukiwania pasożytów mózgu. Po miesiącu badań klaruje się, że to nie robak, ale inny pasożyt – nowotwór, glejak. Szok, niedowierzanie, ale i nadzieja – guz ma gładkie granice, nieznana złośliwość, lekarze są dobrych myśli, a za nimi Aga i my. Aga została przewieziona do Szpitala Bródnowskiego w Warszawie, gdzie została zakwalifikowana do operacji. Guz został wycięty, choć nie w całości – byłoby to zbyt ryzykowne. Z resztą poradzić ma sobie radioterapia. Agnieszka dobrze się czuje. Mimo wrażliwej lokalizacji guza w trakcie operacji nic nie uszkodzono. Brak powikłań, problemów z pamięcią czy paraliżu. Ulga, radość. Najtrudniejsze za nami! Tak wtedy sądzimy... Po kilku tygodniach przychodzą jednak wyniki – GLEJAK IV STOPNIA, najwyższy poziom złośliwości. Rokowania – do 15 miesięcy życia, niewiele ponad rok! Przy tej diagnozie lekarze zalecają nie tylko radioterapię, ale i chemię. Od tego miejsca zmienia się życie Agi. To już nie jest epizod wokół bólu głowy, to walka z nowotworem, walka o życie. Aga nie traci hartu ducha, rozpoczyna cykl radioterapii i chemioterapii przez kolejne tygodnie. Znosi leczenie początkowo łagodnie, mijają kolejne tygodnie, ciało zaczyna reagować, jest bardzo osłabiona. Aż na nodze zauważamy delikatną wysypkę, ale niewiele wtedy jeszcze wiemy... Ta niegroźna wysypka to wybroczyny. Płytki krwi spadły drastycznie do 15 000, gdzie norma to minimum 150 000! Konieczna jest hospitalizacja, stan zagrożenia życia. Mimo transfuzji krwi szpik nie reaguje. Każdy dzień to wieczność i oczekiwanie na wyniki kolejnego dnia. Szpital umieszcza Agnieszkę w izolatce, odporność jest na zbyt niskim poziomie, by ryzykować leżeniem na oddziale. Jakikolwiek wirus jest potencjalnie śmiertelny. Po kilku transfuzjach szpik zeskoczył, płytki wzrosły do 30 000 i powoli rosną.  Zaczynamy jednak obserwować zmiany w zachowaniu. Aga mniej mówi, nie skupia się na niczym, straciła motywację, pojawiają się trudności w poruszaniu. Wówczas dowiadujemy się, że radioterapię wykonuje się "z zapasem" żeby na pewno nie umknęły żadne komórki nowotworowe. Glejak jest na tyle agresywnym nowotworem, że pozostałość mogłaby szybko zmutować i dać przerzuty. Zapas był jednak na tyle duży, że uszkodził zdrową część mózgu. Dochodzi kolejna diagnoza – zespół czołowy. By móc się normalnie poruszać konieczne są codzienne długotrwałe ćwiczenia. Aga na nowo uczy się sama jeść, chodzić, wstawać. Nawet przez sekundę nie narzeka, nie poddaje się. Ćwiczy, rehabilituje się, odbudowuje utracone połączenia neuronowe. Nie minął nawet miesiąc od wizyty w szpitalu, a pojawia się nowa wysypka na połowie ciała oraz opuchlizna, która nie pozwala otworzyć oka. Szpital onkologiczny odmawia przyjęcia, nie leczą powikłań po podawanym leczeniu, słyszymy. Wściekli, rozgoryczeni szukamy pomocy na SORze.  Tu szybko diagnozują półpaśca ocznego. Agnieszka zostaje przeniesiona ponownie do izolatki. Samotnie walczy o życie, a przy tym dalej nie może sama się podnieść, przekręcić. Cała rehabilitacja ulega regresowi, Aga kolejne tygodnie leży na oddziale. Mimo bólu i ryzyka utraty wzroku pokonuje wirusa, wychodzi ze szpitala, planujemy ponownie powrót do rehabilitacji. Aga się nie poddaje i my też. Jeszcze nie zagoiła się skóra po półpaścu, a pojawia się ból w klatce piersiowej. Nauczeni doświadczeniem nie bagatelizujemy już niczego – po tym jak mała wysypka okazała się stanem zagrożenia życia, czujność nabiera innego wymiaru. Ponownie SOR, szpital, a tam nowa diagnoza – zator płucny jeździec, stan zagrożenia życia. Aga przebywa na OIOMie. Przyczyna jest niezależna od nas, przy tak dużej ilości długotrwałego leżenia w szpitalach powinna była dostawać leki przeciwzakrzepowe, tak się jednak nie stało, powstał zakrzep. Znów poczucie niesprawiedliwości, smutek, złość. Znów czekamy. Ufamy i czekamy. Wojowniczka Aga wychodzi i z tego! Stan stabilizuje się, zakrzep co prawda będzie rozpuszczał się kolejne miesiące, a może nawet i lata, ale najgroźniejszy etap za nią, wraca do domu. Styczniowy rezonans daje spore nadzieje, remisja guza, znów rozpala się zapał do rehabilitacji. Początkowo brak sił po bitwach z półpaścem i zatorem, ale powoli, powoli, każdego dnia sił jest coraz więcej. Agnieszka wraca do rehabilitacji, znów od zera, od sięgania po kubek, podniesienia łyżki, od kilku kroków ze wsparciem, aż do teraz gdy po dwóch miesiącach ćwiczeń udaje się czasem wyjść razem na krótki spacer wokół domu.  Mamy marzec 2024, czas na kontrolny rezonans. I znów wyniki, na które opadają ręce. Świat znów się zawala. WZNOWA guza i PRZERZUT na drugą półkulę – 4,5 cm guz prawej półkuli i 2 cm guz po drugiej stronie. Lekarze zalecają operować jak najszybciej, ale jednocześnie nikt operacji nie chce się podjąć. Klasyczna operacja mogłaby naruszyć zbyt wiele struktur mózgu, mogłaby grozić jej niepełnosprawność. Panika, przerażenie, bezsilność... Kierujemy się do wszystkich możliwych lekarzy w Polsce w tym do dr Libionki, jednego z najlepszych neurochirurgów. I tu pojawia się JEDYNA SZANSA. Doświadczenie doktora oraz specjalistyczny sprzęt neurochirurgiczny pozwala na wysoce precyzyjną operację. Zgadza się jej podjąć. Operować należy jednak jak najszybciej. Każdy miesiąc grozi możliwością hiperwzrostu guza. TERMIN OPERACJI zostaje wyznaczony na końcówkę KWIETNIA. Niestety operacja ta nie jest refundowana, publiczne szpitale nie posiadają tak wyspecjalizowanego sprzętu. Na dzień dzisiejszy koszt samej operacji to 110 tysięcy złotych, a potrzebny jest także transport i późniejsza rehabilitacja oraz początkowo opieka medyczna. Suma ta jest poza naszym zasięgiem finansowym. Dodatkowo czas na zebranie funduszy jest krótki, dlatego zwracamy się z prośbą do Was Operacja nie będzie możliwa bez Waszego wsparcia. Liczy się każdy grosz, każda złotówka – za którą będziemy ogromnie wdzięczni. Agnieszka przez wiele lat angażowała się sama charytatywnie. Związana z wieloma fundacjami organizowała zbiórki, licytacje, domy tymczasowe dla psiaków, udzielała się w akcjach ratunkowych dla zwierząt. Ufamy i wierzymy, że teraz, gdy sama potrzebuje wsparcia, gdy znajduje się w miejscu walki o swoje życie, gdy potrzebuje o pomoc poprosić, po pomoc sięgnąć to świat się od niej nie odwróci. Dlatego prosimy Was każdego z osobna. Pomóżcie nam ratować Agnieszkę – mamę, żonę, córkę, babcię, siostrę. Za każdy gest wsparcia z całego serca dziękujemy – za każdy grosz, za każdą złotówkę, za każdą dobrą myśl, intencję i modlitwę. Tylko z Waszą pomocą dane nam będzie skorzystać z tej szansy. Szansy na życie. Anna – siostra, z rodziną

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 212 766,00 zł
Dymitr Wanżula
Dymitr Wanżula , 2 latka

Choroba, której nie widać❗️Operacja jedyną szansą❗️

Wszystko się zaczęło razem ze skurczami porodowymi. Nasza 3-letnia wówczas córeczka nagle zaczęła płakać i mówiła: "Mamusiu, błagam, nie jedź do szpitala! Nie wyjdziesz z niego, nie wypuszczą cię potem!". Tak jakby odczuwała, że coś się dzieje... Poród był bardzo trudny. Synka od razu zabrali na oddział intensywnej terapii. Zaczynałam już panikować, bać się o życie mojego dziecka, kiedy lekarze poinformowali, że synek ma wadę pęcherza moczowego.  Ale co to za wada zrozumiałam, dopiero kiedy zobaczyłam wszystko na własne oczy. Dymitr cierpi na ekstrofię pęcherza moczowego. To defekt zamknięcia dolnej części ściany brzucha i jedna z chorób, których nie widać.  Skontaktowaliśmy z lekarzem z Serbii, który zaproponował operację zamknięcia i schowania pęcherza. Przeszliśmy zabieg w 2022 roku, a teraz konieczne jest przeprowadzenie drugiego etapu operacji na spodziectwo i tworzenie kości miednicy oraz tkanki mięśniowej. Kiedy dotarł do nas rachunek za operację, nogi się pod nami ugięły. 12 500 euro! Już by zebrać pieniądze na pierwszy etap leczenia, musieliśmy prosić znajomych, a teraz? To kwota kompletnie nieosiągalna. Błagamy Cię o pomoc. Mama Dymitra

10,00 zł ( 0,01% )
Brakuje: 57 038,00 zł
Kacper Doliwka
Kacper Doliwka , 16 lat

Walczę, aby mój syn mógł normalnie funkcjonować. Pomóż!

Mam dwójkę dzieci. Kacper to mój ukochany, pierwszy syn. Jako mama całe życie dokładam wszelkich starań, aby życie moich pociech było jak najlepsze. Jednak u Kacpra ciężko zobaczyć uśmiech, co łamie mi serce.  Syn zmaga się z oligodoncją. Jest to rzadka wada uzębienia, która charakteryzuje się brakiem zębów stałych. Znacznie utrudnia to jego codzienne funkcjonowanie. Kacper ma problemy z prawidłową wymową. Stan jego uzębienia powoduje też trudności ze spożywaniem posiłków.  Jedyną nadzieją na poprawę jest kosztowna implantologia. Od jakiegoś czasu Kacper przechodzi bolesne zabiegi stomatologiczne, które mają go do tego przygotować. Wiem, że syn dzielnie znosi ból i dyskomfort, bo ma świadomość, że to tylko konieczny element leczenia. Jednak nie wiem, czy uda mi się zebrać na nie pieniądze… Myśl o tym, że Kacper nie otrzyma szansy na lepsze życie, każdego dnia spędza mi sen z powiek. Mam świadomość, że syn wiąże ogromne nadzieje, że implanty pozwolą mu pozbyć się kompleksów i funkcjonować tak, jak jego rówieśnicy. Do tej pory starałam się radzić sobie sama. Jednak dochodzę do momentu, kiedy bez wsparcia nie dam już rady. Dla moich dzieci zrobię wszystko, dlatego z całego serca zwracam się do Was o pomoc. Muszę walczyć o lepsze jutro dla Kacpra, o dobry start w jego dorosłe życie.  Mama

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 85 107,00 zł
Maciej Sosiński
Maciej Sosiński , 43 lata

Pomóż Maćkowi w jego trudnej walce o zdrowie❗️

Pracowałem kiedyś jako ratownik medyczny. Starałem się pomagać innym na wielu płaszczyznach i nie pozostawać obojętnym na czyjeś cierpienie. Niestety teraz sam potrzebuję wsparcia…  Wszystko zaczęło się od tętniaka. Przeszedłem embolizację, po której – miałem nadzieję, że wszystko będzie już dobrze. Niestety życie mnie nie oszczędza. Stwierdzono u mnie nadciśnienie, cukrzycę insulinozależną, osteoporozę i zespół antyfosfolipidowy! Dodatkowo przeszedłem udar mózgu… Moja codzienność jest bardzo trudna… Po długiej sterydoterapii moja waga osiągnęła pułap 138. kilogramów, co spowodowało problemy z nerkami. Obecnie ważę już 80 kilogramów, ale żeby żyć, muszę przyjmować rano 19 tabletek, 1 zastrzyk i 3 wziewy. W tej chwili nikt nie potrafi powiedzieć, ile potrwa moje leczenie. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się wrócić do pełnej sprawności… Wszyscy lekarze, u których się leczę, są zgodni – są bardzo małe szanse na poprawę zdrowia… Nie mogę jednak odpuścić! Wydatki na leki są kolosalne i znacząco przekraczają moje możliwości. Mam jednak dla kogo żyć i dla kogo walczyć… Nie mogę się poddać. Rodzina i dzieci to wartości, dla których mimo swoich problemów, każdego dnia budzę się z poczuciem wdzięczności… Bardzo proszę o pomoc. Wiem, że już raz otworzyliście dla mnie swoje serce, dlatego liczę, że zrobicie to ponownie. Dzięki Wam nie będzie mi aż tak ciężko! Jesteście moją nadzieją… Maciej

40 zł
Józef Pawul
Pilne!
Józef Pawul , 62 lata

Pomóż Józefowi wygrać walkę z RAKIEM❗️

Tata przed tą potworną diagnozą prowadził spokojne, poukładane życie. Nie pracował, ale zajmował się domem. Uwielbiał czas spędzony wspólnie ze swoimi wnuczkami i rodziną. Niestety zwykła wizyta stomatologiczna rozpoczęła pasmo wydarzeń, które doprowadziły nas do diagnozy… W październiku tata był u dentysty na wyrwaniu zębów. Po wizycie zauważył, że w jego jamie ustnej, pod językiem zaczynają się pojawiać niepokojące zmiany. Po niedługim czasie umówił się do laryngologa, by skontrolować sytuację. Lekarz skierował go na pobranie wycinka do badań. Jeszcze wtedy nie spodziewaliśmy się, że niedługo usłyszymy potworną diagnozę, a tata rozpocznie wymagającą walkę o życie… Wyniki badań nie pozostawiały żadnych złudzeń. Zdiagnozowano raka rogowaciejącego płaskonabłonkowego jamy ustnej. Nie mogliśmy w to uwierzyć, jednak trzeba było działać natychmiast. Tata na kwiecień ma zaplanowane badanie tomografem i operację usuwania zmian, po której czeka go intensywna rehabilitacja. Mamy ogromną nadzieję, że uda mu się pokonać chorobę... Niestety koszty, które spadły na naszą rodzinę, są bardzo wysokie! Sami nie damy rady.... Musimy zrobić wszystko, by tata wygrał. To nie czas by odchodzić, zostawiać żonę, dzieci, wnuczki. Wszystko bardzo go potrzebujemy! Prosimy o pomoc! Rodzina

5 zł
Orfeusz Wróbel-Maciaszek
Orfeusz Wróbel-Maciaszek , 2 latka

Rozdzierający serca płacz, któremu nie można zaradzić... Ratujemy Orfeuszka❗️

Nie chcemy stracić swojego dziecka. Śmiertelna choroba pociechy to niewyobrażalny dramat, to ból, którego nie da się opisać i koszmar, z którym budzisz się każdego dnia… Orfeusz to na co dzień bardzo wesoły i kochający ludzi chłopiec, nasza siła, nasz promyczek. Jest ciągle uśmiechnięty, silny i waleczny.  Nie taki start sobie wyobrażaliśmy. Przewiezienie go na oddział Intensywnej Terapii Noworodka był dla nas pierwszym, tak ogromnym ciosem. Przez 16 dni nie mogliśmy mieć naszej największej miłości obok. Codziennie jeździliśmy kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę, aby móc dać mu zapas mleka mamy i zobaczyć chociaż na chwilę. Czekaliśmy na dzień, kiedy wróci do nas. Dystrofia mięśniowa Duchenne’a to ciężka choroba genetyczna powodująca postępujący i nieodwracalny zanik mięśni. Jest jednym z najczęstszych i najszybciej postępujących zaburzeń nerwowo-mięśniowych. Zabiera mięsień po mięśniu, prowadzi do kardiomiopatii i niewydolności oddechowej. Chłopcy bardzo szybko przestają samodzielnie się poruszać, jeść i oddychać. Zmuszeni są korzystać z respiratora. Wszystko przez to, że organizm nie wytwarza dystrofiny, czyli białka odpowiedzialnego za prawidłową pracę mięśni. Każdy dzień, tydzień, miesiąc zabiera bezpowrotnie siły i pogłębia niepełnosprawność. Rokowania w DMD nie są najlepsze, wszyscy się bardzo boją... Kluczowym jest więc spowolnienie postępu DMD. Aby zachować jak najlepszą sprawność i uzyskać lepsze działanie przyszłych leków Dziś Orfeusz potrzebuje pomocy, ciągłej rehabilitacji oraz kontroli u wielu specjalistów. Jest maluszkiem, więc ma wielkie szanse, że choroba stanie się chociaż częściowo uleczalna, ale do tego potrzebuje być w dobrej kondycji fizycznej. Dlatego tak ważna jest stała rehabilitacja. Na nasze nieszczęście u Orfeuszka przebieg jest wyjątkowo agresywny i jest to widoczne już teraz. Lekarz prowadzący stwierdził, że Orfeusz jest na dużo „niższym poziomie" niż rówieśnicy z tą samą diagnozą. Że jest znacząco słabszy i obawia się tego, co będzie dalej, skoro już teraz stan jest poważny. Ataki bólowe i skurcze są coraz częstsze. Potrafią trwać 20 minut. Orfeuszek przeraźliwie wtedy krzyczy i zanosi się płaczem, nie sposób go uspokoić i pomóc. Ten głośny płacz, któremu nie można zaradzić, rozrywa serce. W oczach widać ogromne cierpienie i niezrozumienie swojej sytuacji, on nie wie, dlaczego tak jest. Rozluźniające masaże podczas rehabilitacji mają za zadanie zapobiegać częstym skurczom. Niedawno doszło do niefortunnego upadku, w wyniku którego potwierdzone zostało złamanie podudzia/kości piszczelowej, łącznie ze stawem skokowym. Przez dystrofię mięśniową Duchenne’a to sytuacja tragiczna, niesamowicie stresująca, powodująca niewyobrażalny strach. Orfeuszek mimo złamania i dokuczającego mu bólu nie ma założonego ani gipsu, ani szyny. Musi znosić całą sytuację „na żywca”, bez usztywnienia zabezpieczającego kość. Długotrwałe unieruchomienie sprawia, że mięśnie nie wracają już do sprawności. Zanikają… Walka z dystrofią mięśniową Duchenne’a jest trudna. Wymaga systematyczności, wiele pracy i dużych nakładów finansowych. Dzięki Państwa wsparciu Orfeuszek może mieć zapewnioną wielospecjalistyczną opiekę, wszystkie niezbędne badania, codzienną rehabilitację, dodatkowe terapie, zajęcia basenowe itd. Każda złotówka to szansa na lepszą przyszłość. Chcemy zrobić wszystko, by ratować jego życie. Proszę, jeśli możesz, wspomóż naszego syna. Tak długo na niego czekaliśmy. Rodzice ➡️ Orfeusz kontra dystrofia mięśniowa Duchenne'a - DMD

103,00 zł ( 0,09% )
Brakuje: 106 280,00 zł
Monika Mikulska
Pilne!
Monika Mikulska , 49 lat

Nawet mała pomoc może sprawić ogromną różnicę w walce z NOWOTWOREM❗️

Monika, 49-letnia matka i przyjaciółka została zmuszona, by walczyć z okrutną chorobą – inwazyjnym rakiem piersi. To niezwykle silna kobieta, która całe życie okazywała wsparcie innym, a teraz potrzebuje naszej pomocy. Codzienne życie się skomplikowało. Choroba bezlitośnie przejmuje nad nim kontrolę, ale Monika nie zamierza się poddawać. Wciąż pracuje, by zapewnić swojej rodzinie godne życie. Ale koszty leczenia i opieki medycznej są ogromne. Guz jest nieoperacyjny. Monika jest już po kilku sesjach chemii, ale następna w kwietniu musiała zostać przełożona. Wyniki wyszły złe, pojawiły się problemy z żołądkiem, pękające żyły... Nie wiadomo, ile jeszcze podań czeka Monikę. Wszystko okaże się na kolejnych kontrolach. Jeśli stanie się tak, że Monika utraci pracę, na rodzinę spadnie kolejne brzemię. Dlatego chcemy pomóc. Zdecydowaliśmy się założyć zbiórkę i zebrać fundusze, by wesprzeć Monikę w jej trudnej drodze do zdrowia. Każda kwota, każda złotówka może sprawić ogromną różnicę. To realna szansa, by wykupić leki, opłacić leczenie… To zwłaszcza nadzieja i wsparcie, na jakie Monika zasługuje po tylu latach dobroci dla innych. Dlatego prosimy, dołącz do naszej zbiórki i walki o zdrowie Moniki. Liczy się każda pomoc, za którą dziękujemy z całego serca! Ewa, bliska znajoma

150,00 zł ( 1,4% )
Brakuje: 10 489,00 zł
Nikola, Filip i Jagoda Maciejewscy
Nikola, Filip i Jagoda Maciejewscy , 11 lat

Pomóż moim córeczkom słyszeć otaczający je świat!

Mam wspaniałe dzieci. Niestety muszą zmagać się z wieloma problemami, a mi coraz trudniej na to patrzeć. Próbuję wiązać koniec z końcem, ale okazuje się to zbyt trudne. Jest bardzo ciężko i nie pozostaje mi już nic innego, jak poprosić o pomoc… Nikola, najstarsza z rodzeństwa, od urodzenia ma wadę wzroku i słuchu.  Do tego dochodzi wada mowy oraz skolioza, która może coraz bardziej postępować. Pojawiły się też problemy kardiologiczne. W ostatnim czasie odbywaliśmy wiele wizyt lekarskich, Nikola spędziła też jakiś czas w szpitalu, jednak wciąż nie udało się odnaleźć przyczyny jej obecnego stanu zdrowia. Obecnie córka jest pod opieką neurologa, kardiologa, audiologa, laryngologa, psychologa i pedagoga. Wymaga też stałej rehabilitacji. To wszystko znacznie obciąża nasz domowy budżet. Niestety, los wciąż rzuca nam kłody pod nogi… Aparaty słuchowe Nikoli się zepsuły! Bez aparatów córka nie może funkcjonować w szkole. Nie mieliśmy wyboru – musieliśmy wypożyczyć odpowiedni sprzęt, aby córka mogła uczestniczyć w lekcjach.  Teraz staramy się uzbierać pieniądze na nowe, ale ich koszt jest ogromny! Wada słuchu dotknęła też moją młodszą córkę, Jagodę. Po wykonaniu badań genetyk postawił Jagódce diagnozy: Zespół Ushera, autyzm, obustronny niedosłuch… Córka jest rehabilitowana od urodzenia. Problemy, z którymi się zmaga to też wada wymowy, wada wzroku. Jagódka nie zawsze rozumie wszystko, co do niej mówimy. Córeczka wciąż robi postępy, jednak jak jej starsza siostra, wymaga opieki wielu lekarzy i specjalistycznych terapii. Jagódka również nosi aparaty słuchowe. Na ostatniej wizycie u audiologa usłyszałam, że ona również wymaga zakupu nowych aparatów. Ucho córeczki rośnie i te które miała do tej pory, lada chwila będą już za małe. Ta informacja zwaliła mnie z nóg! Potrzeby moich dzieci są ogromne, tak samo jak związane z nimi wydatki. Nie mogę przecież wybrać, której z moich córek pomogę! Chciałabym zapewnić  im wszystko to, czego potrzebują najbardziej, ale sama nie jestem w stanie... Bez Was nie dam rady. Już nie raz pokazaliście mi, że z Waszym wsparciem wszystko jest możliwe! Dziękuję za każdy gest dobrego serca!  Agnieszka, mama

71,00 zł ( 0,13% )
Brakuje: 53 121,00 zł
Paweł Stadnik
Pilne!
Paweł Stadnik , 44 lata

Pomóż tacie 10. letniej dziewczynki wygrać walkę z GLEJAKIEM❗️

Paweł jest kochającym mężem i wspaniałym tatą naszej dziesięcioletniej córeczki, która w tym roku przystąpi do I Komunii Świętej. To ważne wydarzenie, do którego z radością się przygotowywaliśmy. Paweł jest kierowcą autobusu szkolnego, którego wszyscy uczniowie uwielbiają i bez którego nie wyobrażają sobie dojazdów i powrotów ze szkoły… Nieestety nasza codzienność została brutalnie zburzona w ułamku sekundy. Nie pozwól, by potworna choroba nam go odebrała. 28. lutego 2024 roku nasze życie zostało wywrócone do góry nogami. Właśnie wtedy poznaliśmy diagnozę, która brzmiała jak wyrok. Najgorszą z możliwych. Świat się zatrzymał… Nowotwór złośliwy, glejak prawego płatu skroniowego mózgu.  Wszystko zaczęło się od z pozoru niegroźnego bólu głowy. Potem niespodziewanie pojawiły się wymioty i utrata przytomności – to mnie przeraziło, dlatego od razu zapisałam męża na rezonans. Wyniki nie pozostawiały żadnych złudzeń… Potrzebna była natychmiastowa operacja ratująca życie, która na szczęście przebiegła pomyślnie. Niestety leczenie Pawła nie zakończy się na tej operacji, wymaga on długotrwałej chemio i radioterapii. Nie wiemy, co przyniesie los, jednak w tym momencie musimy zrobić wszystko, żeby go uratować.  Koszty rekonwalescencji są bardzo wysokie, a wszystkie nasze oszczędności wykorzystaliśmy już na leczenie. Nie mamy już środków, które pozwoliłyby na opłacenie kolejnych etapów.  Zwracamy się do wszystkich ludzi o wielkim sercu o pomoc, nawet tę najmniejszą, która da Pawłowi szansę na powrót do normalności. Paweł ma małą córeczkę, która bardzo potrzebuje taty. Mąż słabnie na oczach, ale nie pozwolimy mu odejść. Nie pozwolimy chorobie zwyciężyć. Wasze wsparcie w tej wojnie będzie nam bardzo potrzebne… Za każdą udzieloną pomoc serdecznie dziękujemy. Żona i córka Pawła

125 zł

Obserwuj ważne zbiórki