Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Sofia Amirżanowa
Sofia Amirżanowa , 4 latka

Mała Sofia pokonała BIAŁACZKĘ, jednak choroba zaatakowała PONOWNIE❗️Ratunku 🚨

Gdy nasza córeczka Sofia przyszła na świat – byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko, by uchylić jej nieba, zapewnić odpowiedni rozwój, szczęśliwe dzieciństwo. Łamią nam się serca na samą myśl, że nie zdołaliśmy jej uchronić przed śmiertelną chorobą… Przez dwa lata swojego życia nasze córeczka rozwijała się prawidłowo. Była naszym radosnym promykiem, swoim uśmiechem zarażała każdego, kogo spotkała. W najczarniejszych koszmarach nie spodziewaliśmy się, że niebawem śmierć będzie nam chciała ją odebrać. Że w jej organizmie rozwijała się już potworna choroba… Gdy poznaliśmy diagnozę, nogi się pod nami ugięły… OSTRA BIAŁACZKA LIMFOBLASTYCZNA ZAATAKOWAŁA naszą dwulatkę. Nasz świat rozpadł się na miliony drobnych kawałeczków. Nie potrafiliśmy wytłumaczyć Sofii, dlaczego tak bardzo cierpi i dlaczego każdego dnia widzi nasze łzy. Nie chcieliśmy, by czuła, że boimy się dużo bardziej niż ona. Mogliśmy jedynie szeptać jej do ucha, że bardzo ją kochamy i modlić się, by jej maleńkie ciało powstrzymało potwora, który każdego dnia odbierał jej coraz więcej sił... Od razu rozpoczęliśmy chemioterapię, która bardzo osłabiała Sofię. Na szczęście po wielu miesiącach trudnej walki w końcu mogliśmy odetchnąć z ulgą. Nasza mała dziewczynka wygrała – pokonała chorobę! Byliśmy z niej tacy dumni… Dostawała już wtedy tylko chemię wspierającą. Niestety niedługo później nasz koszmar powrócił. Poczuliśmy się, jakbyśmy wybudzili się z niego tylko na chwilę, by niebawem ponownie w niego zapaść… Znowu musieliśmy rozpocząć walkę na śmierć i życie, nastąpił NAWRÓT. Choroba postępuje, dlatego liczy się każdy dzień, każda minuta. Podjęliśmy decyzję o leczeniu się w Turcji, bo tam lekarze nadal dają nadzieję naszej małej wojowniczce. Sofia potrzebuje 4. kursów chemioterapii, radioterapii i przeszczepu szpiku.  Każdego dnia staje nam przed oczami obraz naszego życia bez niej. Nie możemy pozwolić, by odeszła. Już raz udało jej się wygrać – wierzymy, że Sofia zdoła pokonać chorobę ponownie. Aby jednak tak się stało, NIEZBĘDNE jest bardzo kosztowne leczenie. Sami nigdy nie będziemy w stanie zgromadzić tak kolosalnej kwoty… Musimy błagać o pomoc, bo tylko to nam pozostało… Nie przechodź obojętnie, pomóż nam wygrać walkę o życie ukochanego dziecka…  Rodzice

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 716 937,00 zł
Dawid Neumann
Dawid Neumann , 34 lata

Stwardnienie rozsiane odbiera mi sprawność! POMOCY!

Gdy miałem zaledwie 15 lat przestałem widzieć na jedno oko. Nie rozumiałem co się dzieje! Wraz z rodzicami udałem się do szpitala, gdzie okulista dokładnie mnie zbadał. Powiedział, że nie dostrzega w moim oku żadnych nieprawidłowości. Mój problem sklasyfikowano jako zapalenie nerwu wzrokowego. Prawda okazała się zupełnie inna!  Po zaleconym leczeniu wzrok powrócił i mogłem odetchnąć z ulgą. Niestety spokojem nie mogłem cieszyć się długo. Trzy lata później podobne problemy zaczęły się dziać w drugim oku. Zostałem skierowany do neurologa na dokładną diagnostykę. Byłem przerażony!  Badania przebiegały z utrudnieniami, lekarze mieli problem z uzyskaniem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: co tak naprawdę mi dolega? Nawet rezonans magnetyczny dawał tylko podejrzenia, jednak specjaliści musieli mieć pewność. Dopiero pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego dało jednoznaczną odpowiedź.  Kiedy finalnie usłyszałem diagnozę radość mieszała się z przerażeniem. Z jednej strony cieszyłem się, że lekarze będą teraz wiedzieli, jak mi pomóc, ale STWARDNIENIE ROZSIANE?! Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, jak będzie wyglądać moja przyszłość z tak podstępną chorobą… Od samego początku miałem świadomość, że w tym przypadku leczenie oznacza wyłącznie próby powstrzymania rozwoju choroby. Stwardnienie rozsiane zostanie ze mną już na zawsze. Pierwszy lek, jaki przyjmowałem, z początku działał. Jednak średnio co 13 miesięcy byłem w szpitalu.  Gdy częstotliwość wizyt w szpitalu spadła do dwóch, a nawet jednej w roku, lekarze postanowili zmienić mi lek. Był skuteczniejszy, jednak w 2021 roku miałem rzut choroby, który został sklasyfikowany jako silny i agresywny. Od tego czasu wózek inwalidzki stał się moim „wymuszonym" przyjacielem. W tym momencie wózek pozwala mi zachować jakieś namiastki życia społecznego. Co prawda jestem w stanie z niego wstać, ale z ogromnym trudem przejdę maksymalnie 100 metrów. Samodzielne funkcjonowanie stało się dla mnie w zasadzie niemożliwe. Pojawiła się też spastyczność nóg, która upośledza mój chód i zabiera czucie w dłoniach. Straciłem nadzieję, że już nigdy nie będę normalnie chodzić… Wtedy dowiedziałem się o kombinezonie Molly. Miałem możliwość przetestować go na sobie, więc postanowiłem z tej szansy skorzystać. W trakcie 60-minutowej stymulacji w kombinezonie, poczułem w kilku miejscach delikatne mrowienie. Po upływie tego czasu byłem zaskoczony, jak płynnie i lekko mogę wstać! Jak lżej poruszają się moje nogi! Nie mogłem w to uwierzyć! To było niesamowite, a w dodatku efekt utrzymywał się do 48 godzin! Po tym czasie wszystko wróciło do stanu poprzedniego. Wszystkie dolegliwości znów były obecne. Chciałem, aby poprawa została ze mną na stałe, ale nie było to możliwe… Aby tak mogło się stać musiałbym regularnie korzystać z kombinezonu. Niestety koszt jego zakupu to ponad 30 tysięcy złotych!  Dla mnie ta kwota jest nieosiągalna, dlatego postanowiłem zwrócić się do Was z prośbą o pomoc. Potrzebuję Waszego wsparcia, aby móc zakupić ten sprzęt i przywrócić normalność w moim życiu. Jeśli jesteś w stanie, proszę, wpłać chociaż najmniejszą kwotę!  Dawid

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 32 979,00 zł
Rozalia Wesołowska
Rozalia Wesołowska , 19 lat

Rozalia cudem przeżyła ten upadek... Proszę, pomóż nam walczyć o jej sprawność❗️

Z ogromnym bólem w sercu zwracam się do Was z prośbą o wsparcie w tym trudnym czasie. Moja 19-letnia córka, Rozalia, cudem przeżyła upadek z dużej wysokości. Dzień, w którym to się wydarzyło, był szokiem. Usłyszałem krzyk i pobiegłem sprawdzić, co się wydarzyło. Ciężko jest sobie wyobrazić, a co dopiero opisać co czuje rodzic, dowiadując się, że ten krzyk należał do jego jedynej córki… Rozalia przeszła operację ratującą życie. Jestem pełen podziwu dla siły mojej córki. Mimo ogromnego cierpienia, każdego dnia stawia kolejne kroki w stronę poprawy. Już samodzielnie oddycha, je, mówi sensownie… Niestety, tak liczne i przerażające obrażenia, skomplikowane złamania i operacje sprawiają, że przed nią jeszcze długa i kosztowna droga rehabilitacji. Mimo że minęło już kilka tygodni od tego tragicznego wydarzenia, jesteśmy dopiero na początku tej bolesnej drogi.  Rozalia niedawno trafiła na oddział ortopedyczny. Nie znamy jeszcze dokładnych prognoz dotyczących jej zdrowia i gojenia, ale wiemy, że robi ogromne postępy, że nastąpił przełom i co najważniejsze – to dopiero początek drogi ku sprawności. Najprawdopodobniej będziemy musieli skorzystać z usług prywatnego ośrodka rehabilitacyjnego, co wiąże się z ogromnymi kosztami. Nie znamy jeszcze dokładnych sum, ale już teraz proszę Was o wsparcie finansowe, które pomoże nam pokryć te wydatki. Samotnie nie jestem w stanie sprostać tym kosztom, a wspólnie z Rozalią potrzebujemy Waszej pomocy. Każda, nawet najmniejsza kwota, będzie dla nas ogromnym wsparciem. Wierzę, że będzie jeszcze dobrze, że poradzimy sobie z największymi przeszkodami. Potrzebujemy jedynie trochę wsparcia, by finanse nie przekreśliły tej wiary. Maciej, tata

0 zł
Mirosław Chmielewski
Mirosław Chmielewski , 70 lat

„Tata upadł" – Jedna informacja przyniosła rodzinną tragedię❗️

W ciemnościach naszych dni pojawiła się ogromna potrzeba światła. Mój tata to człowiek, którego serce bije w rytmie sztuki. To serce zostało dotknięte przez tragiczny udar mózgu 14 września 2023 roku, podczas naszego rodzinnego urlopu w Chorwacji. Ja wróciłam domu nieco wcześniej i kilka dni po moim powrocie zadzwoniła mama. Spanikowana pytała, co ma zrobić, bo tata upadł. Natychmiast zabrali go do szpitala i po pobycie tam został przetransportowany do szpitala w Olsztynie na oddział neurologiczny. Po dniach i nocach modlitw i połamanych serc tatę przeniesiono do szpitala w Olsztynie, a potem do ośrodka rehabilitacyjnego w Górowie Iławeckim. Tam, wśród wysiłku, bólu i rehabilitacji zaczął powoli wracać do siebie. Oczywiście nie obyło się bez zabiegów. Obecnie tata ma rehabilitację w domu. Przychodzi logopeda, raz w tygodniu jeździmy do neurologopedy. Ale tata nie mówi. Prawa noga powoli odzyskuje sprawność, ale prawa ręka wymaga dużo pracy. Co w naszym przypadku jest tragedią. Tata jest artystą – plastykiem, jubilerem i giloptykiem. Jego prace są doceniane w całej Polsce i teraz szczególnie chciałabym mu pomóc dojść do sprawności. Chciałabym, by zniknął smutek w jego oczach i by tata mógł wykonywać choć proste prace artystyczne. Widzimy postęp w rehabilitacji i leczenie. Ale same ćwiczenia to wciąż mało. Tata potrzebuje naszej pomocy, a my potrzebujemy Twojej. Każda złotówka, każde dobre słowo może sprawić, że ten marzycielski duch w naszym domu ponownie zajaśnieje. Paulina, córka

850 zł
Salwano Kwiek
Salwano Kwiek , 2 latka

Nasz synek urodził się z wieloma problemami zdrowotnymi. Robimy wszystko, by mógł normalnie żyć...

Zawsze marzyliśmy o dużej, szczęśliwej rodzinie. Mamy trzech synków i córeczkę. Niestety, jedna z naszych pociech zmaga się z problemami zdrowotnymi. Każdego dnia słyszmy: „Mamo, tato, BOLI!”. Pękają nam serca, gdy myślimy, ile nasz synek musiał się już nacierpieć w swoim krótkim życiu. Oczekiwaliśmy na synka, byliśmy przekonani, że urodzi się zdrowy. Wszystkie badania w ciąży były prawidłowe. W szpitalu okazało się jednak, że Salwano przyszedł na świat z wieloma problemami zdrowotnymi. Byliśmy w szoku. Nasz synek urodził się bez prawej kości promieniowej i bez kciuka prawego. Największe kłopoty spowodował jednak układ moczowy, z tego powodu maleństwo musiało być od razu cewnikowane… Tydzień po narodzinach Salwano przeszedł zabieg wyłonienia urostomii. Niedługo później synek ponownie trafił do szpitala. Spędziliśmy tam z nim kolejne 3 miesiące. Uczono nas tam cewnikowania, leczono zapalenie pęcherza. Po tym czasie pojechaliśmy do Centrum Zdrowia Dziecka, pod opieką którego synek jest do dziś. To 250 km od naszego domu, a na wizyty jeździmy praktycznie w każdym miesiącu, co generuje duże koszty. Salwano jest pod kontrolą wielu specjalistów. W czerwcu lekarze zaplanowali operację usunięcia nerki. Obecnie od dwóch miesięcy synek nie jest już cewnikowany, jednak ból spowodowany zapaleniem układu moczowego każdego dnia utrudnia mu funkcjonowanie.  W najbliższej przyszłości planujemy wizytę lekarską, która pozwoli nam zaplanować wieloetapowe leczenie operacyjne rączki. Synek na co dzień stara się normalnie funkcjonować, podnosi przedmioty, które wciąż wypadają z jego objęć... Ponad wszystko zależy nam, żeby Salwano był w pełni sprawny.  Nasz synek uwielbia bawić się i spędzać czas z rodzeństwem. Niestety, wiele chwil jego dzieciństwa musi spędzać w szpitalach i w lekarskich gabinetach. Mamy nadzieję, że przebyte zabiegi przyniosą spodziewane efekty i będzie mógł żyć tak, jak jego rówieśnicy. Wierzymy, że z Waszym wsparciem będzie to możliwe! Rodzice

0 zł
Marcin Jaworski
Marcin Jaworski , 46 lat

Dzięki Tobie Marcin dostanie szansę na lepszą przyszłość❗️

Marcin choruje od zawsze. Jego codzienność jest bardzo trudna, lecz pomimo wszystkich przeciwności – stara się pozytywnie iść przez życie! Niestety skutki uboczne choroby stają się dla niego coraz bardziej uciążliwe. Marcin cierpi na padaczkę i niepełnosprawność intelektualną.  Do tej pory sobie radził – pracuje jako ochroniarz, dzięki czemu zapewniał sobie wszystko, co niezbędne do możliwie jak najlepszego funkcjonowania. Niestety choroba bardzo go ogranicza, stawiając stale na jego drodze kolejne wyzwania. Marcinowi coraz trudniej wykonywać najprostsze, codzienne trudności. Żyje w mieszkaniu, w którym łazienka nie jest dostosowana do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Nie daje już rady wejść do wanny.  Poza padaczką i niepełnosprawnością intelektualną, Marcin ma też problemy z kolanami... Bardzo dużym ułatwieniem byłaby dla niego choćby wymiana wanny na specjalnie dostosowany prysznic. Niestety sam nie jest w stanie pokryć wysokich kosztów remontu łazienki…  Marcin na co dzień mieszka sam. Wspiera go siostra, która na miarę swoich możliwości, stara się zapewniać mu opiekę. Niestety przez większość czasu, Marcin skazany jest wyłącznie na siebie. Twoje wsparcie jest mu bardzo potrzebne! Każda złotówka jest na wagę złota – otwórz dla niego swoje serce. Dzięki Tobie Marcin dostanie szansę na lepszą przyszłość! Bliscy

0 zł
Dominika Niedźwiedzińska
Pilne!
Dominika Niedźwiedzińska , 26 lat

PILNE❗️RAK zabrał jej już córeczkę, teraz chce zabrać życie - ratujemy Dominikę❗️

DRAMATYCZNIE PILNE! Mam na imię Dominika, mam 26 lat. Miałam w planach stworzyć wspaniałą rodzinę z moim ukochanym mężem, z naszą córeczką, wybudować dom i po prostu cieszyć się sobą... Niestety nasze szczęście nie trwało długo. Ślub wzięliśmy 12 sierpnia 2023 roku. Ślubując, że będziemy razem w zdrowiu i chorobie, nie sądziłam, że choroba przyjdzie tak szybko... W grudniu tego samego roku usłyszeliśmy diagnozę - RAK! Walczę o życie i tak bardzo potrzebuję Waszej pomocy! Interesuje się fotografią, lubię czytać książki, kocham wszelkie aktywności fizyczne, począwszy od jazdy na rowerze, rolkach po treningi siłowe na siłowni. Uwielbiam spędzać czas na świeżym powietrzu i odkrywać świat... Prowadzę zdrowy tryb życia i nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę słowo "RAK". W sierpniu 2023 roku miał miejsce najpiękniejszy dzień w moim życiu... Ślub z moim mężem Krystianem. Przed Bogiem przysięgliśmy sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską... To był dla nas cudowny dzień w gronie najbliższej rodziny i wspaniałych przyjaciół. Kolejnym naszym szczęśliwym dniem był dzień, w którym lekarz ginekolog potwierdził, że jestem w ciąży. Ślub i dziecko, o którym tak marzyliśmy! Okazało się, że będziemy mieć córeczkę. Udało się wszystko tak, jak zaplanowaliśmy... Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Niestety życie szybko zweryfikowało nasze szczęście... W ciąży ciągle wymiotowałam... Zamiast tyć, to traciłam na wadze. Dostałam tabletki przeciwwymiotne, które jednak nie pomogły. Wtedy lekarz ginekolog dał mi skierowanie do szpitala... 4 Grudnia zostałam przyjęta na oddział. Tam otrzymywałam także tabletki przeciwwymiotne i wiele kroplówek wzmacniających... Jednak nadal nic mi nie pomagało. Lekarze postanowili skierować mnie na USG jamy brzusznej. Podczas badania już po ich zachowaniu wiedziałam, że coś jest nie tak... Tego samego dnia zostałam skierowana na kolejny zabieg, jakim była gastroskopia. Cały weekend oczekiwania na wyniki... Aż nagle przyszedł główny lekarz i poprosił, aby mój mąż jak najszybciej przyjechał do szpitala. Intuicja podpowiadała, że jest bardzo źle. Mąż przyjechał do szpitala natychmiast. Wtedy usłyszeliśmy słowa, których nie spodziewaliśmy się w najgorszych koszmarach... "Bardzo nam przykro, ma pani raka żołądka". Przeraźliwy szok... I ogromny strach. Co z naszą malutką córeczką, czy ona jest zdrowa? Co będzie dalej ? Co ze mną? Trzy lata temu oddawałam włosy fundacji, by służyły jako peruka dla dziewczyn, przechodzących chemię, a teraz sama będę ich potrzebować...?  Ogrom lęków, pytań i wątpliwości... Przeszłam badania, na których okazało się, że pod moim sercem rośnie zdrowa dziewczynka. To była dobra wiadomość... Nie sądziłam jednak, że za chwilę przyjdzie mi się z nią pożegnać, a radość z oczekiwania dziecka zamieni się w rozpacz... Przewieziono mnie do kolejnego szpitala, szereg badań, tomografie komputerowe, usg jamy brzusznej, kolejna gastroskopia... Tam okazało się, że musimy stanąć przed dramatycznym wyborem - moje życie czy życie naszej córeczki. Lekarze nie dawali mi kolejnego miesiąca życia w ciąży... Nie widzieli żadnej możliwości leczenia, a bez niego umarłabym razem z dzieckiem... Nie dawali żadnych szans na przeżycie córeczce. Straciliśmy naszą córeczkę dzień przed moimi urodzinami... Tak bardzo marzyliśmy o dziecku, a moja choroba nie pozwoliła na to, by malutka przyszła na świat... Tłumaczymy sobie, że ten mały aniołek pojawił się po to, żeby przekazać nam informacje od Boga, że jestem chora... Gdyby nie ciąża, nie dowiedziałabym się, że coś jest nie tak. Nie miałam wcześniej żadnych objawów, które mogłyby wskazywać na jakąś chorobę. W sierpniu zrobiłam nawet pełen pakiet badań krwi, na których nic nie wskazywało na chorobę. Morze wylanych łez... Kolejny szpital... Kolejny szereg badań i laparoskopia. I kolejny cios dla mnie - stomia. Jak z tym żyć? Nie chcę tego... Kolejny ciężki kryzys... ale trzeba walczyć... Dla siebie, dla mojego kochanego męża, dla maleństwa, które czuwa nade mną z góry... Obecnie jestem po 6 cyklach chemioterapii. Wierzę, że uda mi się wyjść z tego... Niestety rokowania nie są mi przychylne. Sama chemia to za mało. Szukamy możliwości prywatnie, znaleźliśmy klinikę w Kolonii w Niemczech, gdzie mogłabym przejść immunoterapię - nowoczesną metodą leczenie nowotworów. Ma ona pobudzić organizm, by sam zwalczał komórki rakowe... Czekamy na odpowiedź z kliniki i dokładny kosztorys, ale już wiemy, że kwota będzie gigantyczna... Mój mąż, rodzina i przyjaciele są dla mnie największym wsparciem, to oni dają mi siłę, gdy przychodzą okropne myśli i opadam z sił. Wierzę, że wspólnie uda nam się mnie uratować. Wierzęm że są na tym świecie wspaniali ludzie. Wierzę, że wszystkie nasze modlitwy zostaną wysłuchane, że los się do nas jeszcze uśmiechnie. Jednak do tego potrzebuję także Waszej pomocy... Proszę - dajcie mi szansę na życie. Dominika

5 310,00 zł ( 1,66% )
Brakuje: 313 840,00 zł
Danuta Wojtanowska
Danuta Wojtanowska , 68 lat

Pomóż Danusi w walce ze skutkami UDARU❗️

Mama do czasu nieszczęśliwego zdarzenia była osobą bardzo aktywną, zadbaną i kochającą życie. Nikt z nas się nie spodziewał, że nagle wydarzy się taka tragedia… Noc z 26. na 27. lutego diametralnie zmieniła nasze życie… Rozpoczęła się walka o zdrowie i życie mamy! Mama doznała rozległego udaru krwotocznego mózgu. W wyniku tego zdarzenia jest osobą niesamodzielną, która wymaga stałej opieki, wsparcia, rehabilitacji. Niestety kontakt z nią jest znikomy… Jedyną szansą na poprawę jej stanu jest rehabilitacja w prywatnym ośrodku, której koszty przekraczają nasze możliwości finansowe. To około 25 tysięcy miesięcznie! Sami nie będziemy w stanie uzbierać takiej kwoty, tym bardziej że rehabilitacja potrwa o wiele dłużej… Mama przeszła poważną operację usunięcia krwiaka. Po drodze słyszeliśmy same złe informacje: "jest stan zagrożenia życia", "może się nie wybudzić ze śpiączki", "nie oddycha samodzielnie" i mnóstwo innych. Mama zaskoczyła wszystkich – przeżyła operację, wybudziła się, oddycha samodzielnie. Walczy dzielnie i widać, że ma ogromną wolę życia.  Żeby jednak mogła iść dalej, wymaga specjalistycznego leczenia, które może dać szansę na poprawę. Nie możemy zaprzepaścić walki, którą mama dotychczas przeprowadziła… Nie poddała się i dalej walczy, choć mierzy się z potwornymi skutkami udaru. Jej tragedia uświadomiła mi, że życie i zdrowie nie jest nam dane raz na zawsze i bardzo łatwo je stracić. Nie możemy spodziewać się tego, co czeka nas następnego dnia… Mama do ostatniej chwili przed udarem czuła się bardzo dobrze… Potrzebujemy wsparcia. Musimy zapewnić mamie odpowiednią rehabilitację, bo tylko ona daje szansę na odzyskanie dawnego życia. Twoje wsparcie jest nam bardzo potrzebne – każda złotówka jest niezwykle cenna! Córka i najbliżsi Danusi

125 zł
Szymon Wojcieszak
Szymon Wojcieszak , 30 lat

Tragiczny wypadek odebrał Szymonowi sprawność! Pilnie potrzebna rehabilitacja!

Wiele lat temu nasz najstarszy syn zginał w wypadku samochodowym. Miał tylko 17 lat… W najgorszych snach nie przypuszczałam, że ten koszmar powróci. Że będziemy musieli ponownie drżeć o życie naszego dziecka… To nie tak miało być! Szymon mieszkał z nami. Myśleliśmy, że pewnego dnia zajmie się nami, a dziś jest całkowicie zależny od naszej opieki. W Dzień Babci nasz syn Szymon poszedł na cmentarz, by zapalić znicze. Gdy wracał, doszło do tragicznego wypadku – został potrącony przez samochód. Do zdarzenia doszło nieopodal naszego domu. Czekałam, aż Szymon wróci. Niestety, zamiast radosnego „cześć mamo” słyszałam dźwięk karetki pogotowia.   Koledzy Szymona przyszli do naszego domu i poinformowali nas, że odjeżdżający na sygnale ambulans, transportuje właśnie do szpitala naszego syna! W jednej sekundzie przypomniały mi się zdarzenia sprzed lat… Cały mój lęk natychmiast powrócił… W karetce serce mojego syna się zatrzymało. Na szczęście udało się przywrócić mu funkcje życiowe. W szpitalu od razu został operowany. Okazało się, że najbardziej ucierpiała jego głowa, konieczna była trepanacja czaszki. Lekarze nie byli dobrej myśli, kazali nam czekać. Na szczęście życie Szymona udało się uratować. Mija miesiąc od tego tragicznego dnia. Szymon wciąż jest w szpitalu, jednak lada moment ma zostać przewieziony do domu. Syn ma głębokie zaburzenia świadomości. Nie mówi, nie ma z nim żadnego kontaktu. Jedynie czasem otwiera oczy… Szymon oddycha przez rurkę tracheostomijną i jest żywiony dojelitowo. Wkrótce syn będzie pod moją całodobową opieką. Jestem przerażona. Wciąż myślę, czy będę potrafiła się nim odpowiednio zaopiekować. Jedyna instrukcja, jaką otrzymałam, to zalecenia pielęgniarskie na kartce papieru. Wiem, że po wyjściu ze szpitala Szymon będzie wymagał stałej rehabilitacji i opieki specjalistów. To jego jedyna szansa na poprawę stanu zdrowia.  Sama nie jestem w stanie zapewnić mu koniecznej opieki. Chciałabym, żeby Szymon mógł chociaż pół roku spędzić w ośrodku rehabilitacyjnym. Podczas takiego pobytu miałby szansę na odzyskanie utraconej sprawności. Niestety, nie jesteśmy w stanie sfinansować mu takiego turnusu.  Bardzo proszę o Wasze wsparcie, jesteście jedyną szansą, by Szymon mógł do nas wrócić. Wszyscy na niego czekamy. Przed naszym synem jeszcze tyle planów i marzeń do zrealizowania. Nie możemy pozwolić, aby resztę życia spędził przykuty do łóżka. Prosimy, pomóżcie nam zawalczyć o jego przyszłość i zdrowie. Greta, mama Szymona

100,00 zł ( 0,04% )
Brakuje: 209 262,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki