Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Przemek Grząba
Przemek Grząba , 50 lat

Przemek otarł się o ŚMIERĆ! Pomocy!

Nie tak wyobrażaliśmy sobie tegoroczne Święta Wielkanocne. Cieszyliśmy się na wspólnie spędzony czas. Zaplanowaliśmy rodzinne śniadanie, spacery… Los miał jednak dla nas inne plany… Przemek rozpoczął WALKĘ O ŻYCIE! Nagle podczas rozmowy z mężem zauważyłam, że niepokojąco zmienia się jego mimika twarzy, tak, jakby zupełnie nad nią nie panował. W moment zamilkł, nie było z nim kontaktu. Moja pierwsza myśl – udar mózgu. Musimy jak najszybciej udać się do szpitala! Natychmiast zadzwoniłam po karetkę. Każda minuta oczekiwania na medyków zdawała się wydłużać w nieskończoność. W mojej głowie pojawiała się tylko jedna myśl – błagam, Przemku, nie zostawiaj mnie! Złych wiadomości nie było końca. Lekarze poinformowali, że rzeczywiście doszło do udaru i że stan Przemka był bardzo poważny. Kazali przygotować się na najgorsze. Ból i strach, jaki wtedy czułam, jest nie do opisania. Widmo utraty miłości mojego życia było najgorszym koszmarem. Modliłam się, by jego organizm się nie poddał. Modliłam się i czekałam… Jeszcze na SORze rozpoczęto leczenie trombolityczne, które miało udrożnić naczynia krwionośne. Niestety stan męża się nie poprawiał. Konieczne było przewiezienie go na oddział udarowy w innym szpitalu. Tam doszło do wylewu. Sytuacja była coraz gorsza. Mąż przestał samodzielnie oddychać. Każda minuta była walką o życie! Lekarze informowali, że najbliższe godziny będą decydujące. Powiedzieli, że stan Przemka jest bardzo ciężki i że jeśli się nie podda to i tak prawdopodobnie nigdy już nie odzyska sprawności… Wtedy zdarzył się cud. Stan męża powoli zaczął się stabilizować. Na mojej twarzy w końcu popłynęły łzy radości. Z dnia na dzień było tylko lepiej. Medycy stwierdzili, że po rozległym udarze, jaki przeszedł mąż, nie widzieli jeszcze tak szybkiego powrotu do zdrowia. Odzyskaliśmy nadzieję, że wszystko się ułoży. Paraliż ciała ustąpił. Dziś Przemek jest już w stanie poruszać się samodzielnie, choć nadal występują u niego zaburzenia czucia. Największym jednak problemem jest utrzymująca się afazja – mąż nie mówi, nie jest w stanie komunikować się z rodziną w żaden sposób. Jedyną nadzieją na powrót do pełni sprawności jest intensywna rehabilitacja oraz terapia neuropsychologiczna i neurologopedyczna. Wiem, że najgorsze już za nami, jednak ze skutkami udaru będziemy mierzyć się jeszcze długo. Pęka mi serce, gdy widzę, jak mąż z dnia na dzień coraz silniej uświadamia sobie, że jest więźniem własnego ciała. Staram się jednak, jak tylko mogę, by cały czas przy nim być i by wspierać go w procesie rekonwalescencji. Wierzę, że dzięki intensywnej rehabilitacji niedługo to wszystko, cały ten ból i strach, stanie się tylko wspomnieniem – z całego serca proszę jednocześnie o wsparcie. Życie Przemka zmieniło się z dnia na dzień. Stracił coś bezcennego – zdrowie… Proszę, pomóż mu je odzyskać! Ewa, żona

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 85 107,00 zł
Andrii Kovtun
Andrii Kovtun , 33 lata

Przeszczep pozwoli mi w końcu wrócić do córki... Pomocy❗️

Andrii i jego żona wychowują razem czteroletnią córeczkę. Ula codziennie pyta, dlaczego tata nie może już być z nimi… Tak bardzo tęskni. Przez ponad dwa lata Andrii bronił swojego kraju w Ukrainie. Ale 10 marca los postawił przed nim kolejne przerażające wyzwanie. Do szpitala trafił z zapaleniem płuc, a po szeregu badań krwi w Kijowie i Monachium otrzymał diagnozę – białaczka. Obecnie Andrii przechodzi pierwszy cykl chemioterapii, stopniowo wchodząc w remisję. Niestety po leczeniu czuje się gorzej. Ale przed nim jeszcze drugi cykl, a pod koniec kwietnia przeszczep szpiku, który może uratować mu życie. Operacja ma się odbyć w Turcji. Koszt takiej operacji w Turcji wynosi prawie 4 800 000 hrywien, co przekłada się na około 120 000 dolarów. Z pomocą wolontariuszy udało się zebrać część pieniędzy, ale wciąż brakuje ponad 100 000 złotych. To kwota nieosiągalna dla przeciętnej rodziny i właśnie dlatego chcielibyśmy poprosić o pomoc. Od dwóch lat mała Ula widywała swojego tatę raz na kilka miesięcy przez okrucieństwo wojny. Teraz Andii walczy z chorobą i marzy o tym magicznym momencie, kiedy znów nabierze sił, by przytulić swoje najcenniejsze skarby i podziękować wszystkim za wsparcie, którego tak bardzo teraz potrzebuje. Rodzina

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 159 575,00 zł
Maja Dąbrowska
Maja Dąbrowska , 3 latka

Potrzeba niewiele, aby uczynić życie Mai lepszym! POMÓŻ!

Nasza córeczka od samego początku nie miała łatwo. Maja przyszła na świat w 33. tygodniu ciąży przez pilne cesarskie cięcie. Ten ciężki start spowodował duże uszkodzenia w jej mózgu. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby jej pomóc. Niestety z pewnymi skutkami Majeczka będzie musiała się mierzyć aż końca życia! Swoje pierwsze tygodnie Maja spędziła sama na OIOMie... Sepsa, zapalenie bakteryjne płuc, problemy z sercem i nerkami. Okrutny los nie chciał odpuścić naszej małej wojowniczce. Doszło do momentu, gdy córka przestała samodzielnie oddychać! Lekarze walczyli o jej życie! Ten najgorszy czas trwał aż 2 miesiące. Na szczęście najważniejszą batalię udało się wygrać. Ale na skutek braku oddechu doszło u naszej córki do niedotlenienia i nieodwracalnych zmian w mózgu. Żaden rodzic nie jest gotowy na taką diagnozę. Maja ma dziecięce porażenie mózgowe. Córeczka wymaga stałej rehabilitacji, sprzętów medycznych oraz ortopedycznych. Chcemy również zabrać Maję na turnusy rehabilitacyjne. Są one niesamowicie skuteczne, ale również przerażająco drogie. Koszt jednego turnusu przekracza kwotę 12 000 złotych! A to niestety nie koniec potrzeb naszego dziecka. Podczas ostatnich badań kontrolnych okazało się, że biodra Majki zagrożone są podwichnięciem. Aby uniknąć operacji, córka potrzebuje dodatkowych ćwiczeń o innej specyfice. Turnusy, na które zbieramy muszą być cykliczne, żeby zapobiec postępowaniu choroby.  Dodatkowo w związku z postępującą spastyką mięśni, potrzebny jest zakup specjalistycznego kombinezonu Molli oraz kombinezonu TheraTogs. Koszty każdego dnia rosną i nie dają nam nawet chwili wytchnienia. Dlatego zmuszeni jesteśmy ponownie prosić o pomoc! Z całych sił walczymy o lepsze funkcjonowanie córki. Staramy się, aby mimo tak napiętego grafiku terapii, córka miała też jak najbardziej wesołe dzieciństwo. To jeszcze małe dziecko, ale musi ciężko pracować mimo bólu, łez i zmęczenia. Jeśli możesz – prosimy, Wesprzyj nas! Każda złotówka, jest dla nas na wagę złota! Rodzice Mai

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 64 308,00 zł
Anita Drubko
Pilne!
Anita Drubko , 26 lat

Nowotwór zaatakował serce Anity❗️ Pomóż młodej mamie walczyć❗️

W zeszłym roku narodził się mój drugi synek. Przepełniała mnie wdzięczność i miłość. Nie sądziłam, że w moim sercu jest miejsce na coś więcej niż pozytywne emocje. Niestety, okazało się inaczej – część serca zajął ZŁOŚLIWY NOWOTWÓR! Jestem mamą dwóch synków – starszy ma już 9 lat, a młodszy urodził się latem zeszłego roku. Po porodzie wszystko było w porządku, mój synek czuł się dobrze, ja również. Bez stresu poszłam wykonać rutynowe badania krwi. Niestety, wyniki zaniepokoiły lekarza, ponieważ wyszła w nich nadpłytkowość. Zostałam skierowana na rentgen klatki piersiowej, a później na tomograf, który pokazał OGROMNEGO GUZA w śródpiersiu tylnym! Nie mogłam w to uwierzyć, nie miałam przecież żadnych objawów, czułam się zdrowo... Informacja „guz w piersi” brzmiała bardzo groźnie, jednak nadal starałam się być dobrej myśli. Zajmowała mnie opieka nad maluszkiem i starszym synkiem. Lekarze zadecydowali, że potrzebna jest wideotorakoskopia, aby pobrać wycinek guza i zrobić biopsję. To poważna, inwazyjna operacja – wymaga otwarcia klatki piersiowej i przecięcia mięśni. Wyniki badania i późniejsza diagnoza dosłownie ZŁAMAŁY MI SERCE. Okazało się, że choruję na bardzo rzadki nowotwór złośliwy: mięsak z komórek dendrytycznych. W szpitalu nie ukrywali, że leczenie będzie długie i ogromnie wyczerpujące!  Na razie guz jest tak duży, że nie można przeprowadzić operacji! Obecnie przechodzę chemioterapię, która ma na celu zmniejszenie guza. Jeśli chemia zadziała, lekarze przeprowadzą operację wycięcia nowotworu, a potem przede mną kolejna chemia. Każda minuta spędzona w szpitalnych murach, kiedy chemia wypełnia moje ciało, odbiera mi to, co najcenniejsze – czas z moimi ukochanymi dziećmi. Żyję w ciągłym strachu, że leczenie nie pomoże i zdarzy się najgorsze... Nie chodzi tylko o mnie, ale o moich synków, którzy w młodym wieku mogą stracić rodzica! Nie mam innego wyjścia – muszę zawierzyć lekarzom i modlić się, żeby nowotwór ustąpił... Leczenie bardzo mnie osłabia, jestem wycieńczona, muszę dużo spać i odpoczywać. To sprawia, że nie mogę zajmować się dziećmi w takim stopniu, jak wcześniej. Mój partner przejął nad nimi opiekę, a do tego wspiera mnie na każdym etapie leczenia. Przez to może pracować jedynie dorywczo, a nasze wydatki z każdym miesiącem się zwiększają. Niestety, koszty związane z leczeniem przekroczyły nasze możliwości. Nigdy wcześniej nie prosiłam o pomoc, zawsze radziłam sobie sama, ale dziś jestem w sytuacji bez wyjścia. Nie poddaję się, ponieważ mam dla kogo żyć! Chcę być sprawna i obserwować, jak synowie dorastaję. Pieniądze, które wspólnie uzbieramy zostaną przeznaczone na koszty związane z leczeniem oraz rehabilitacją.  Moje serce jest chore, ale przepełnia je miłość do rodziny. Będę bardzo wdzięczna za każdą przelaną złotówkę! Chcę, by na twarzy moich dzieci zagościł w końcu uśmiech, a nie łzy! Nie pozwól, by nowotwór odebrał moim synkom matczyną miłość! Dziękuję za każdą formę wsparcia... Anita

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 31 915,00 zł
Grzegorz Skarbek
Grzegorz Skarbek , 38 lat

Walka o zdrowie Grzegorza trwa❗️Potrzebna pomoc 🚨

Choroba jest ze mną już od ponad 10. lat. Przez nią nie jestem w stanie żyć pełnią życia, korzystać z każdej chwili, rozwijać się, normalnie funkcjonować. Proszę, zapoznaj się z moją historią… Cierpię na przewlekłą chorobę nerek, niedokrwistość dużego stopnia i nadciśnienie tętnicze. Jestem osobą dializowaną i jak co roku potrzebuję wsparcia na badania kwalifikujące mnie do przeszczepu nerki oraz środki medyczne. Wszystko zaczęło się w 2009 roku. Zacząłem odczuwać niepokojące objawy i zgłosiłem się do szpitala. Niestety wstępne, podstawowe badania wykazały nieprawidłowości i skierowano mnie do nefrologa. Ten nie pozostawiał już żadnych złudzeń… Staram się funkcjonować na miarę swoich możliwości, doceniać każdą chwilę i walczyć. Niestety momentami brakuje mi już sił… Jestem osobą samodzielną, ale mieszkam z mamą, która wspiera mnie, gdy przychodzi gorsza chwila… Przed diagnozą pracowałem fizycznie. Niestety każda próba powrotu do pracy kończy się niepowodzeniem… Moja sytuacja finansowa jest trudna. Z renty, z której się utrzymuję, nie jestem w stanie pokryć podstawowych wydatków, nie wspominając o leczeniu i kosztownych badaniach. Uwielbiam aktywność fizyczną, jazdę na rowerze… Marzę, by jeszcze kiedyś móc w pełni korzystać z życia i nie bać się o przyszłość. Niestety w tym momencie choroba wyklucza mnie również z realizowania swoich pasji… Zdaję sobie sprawę, że bez dalszego, kosztownego leczenia, wsparcia i specjalistycznych badań – mój stan zdrowia się pogorszy. Bardzo proszę o dalszą pomoc, sam nie dam rady... Grzegorz

0 zł
Alan Smulewicz
Alan Smulewicz , 6 lat

Alan codziennie walczy o zdrowie! Niezbędna kosztowna operacja – pomocy!

Gdy po raz pierwszy usłyszałam od lekarzy wieści o diagnozach, nie chciałam w to wszystko uwierzyć. Dla każdego rodzica najważniejsze jest przecież, żeby jego dziecko urodziło się zdrowe. Cała reszta schodzi na dalszy plan. Niestety, w naszym przypadku walka o zdrowie Alanka trwa od jego narodzin... Synek zmaga się z wieloma różnymi diagnozami. Rozpoznano u niego autyzm, agenezję ciała modzelowatego oraz niepełnosprawność intelektualną. Niestety, żadne pieniądze nie są w stanie ich "wyleczyć". Alanek zmaga się także z dużą wadą wzroku. Astygmatyzm cały czas u niego postępuje. Mimo wszelkich prób nie ma żadnej poprawy.  Wzrok synka wymaga operacji za granicą. Niestety, koszty z tym związane są bardzo wysokie i nie jestem w stanie samodzielnie ich udźwignąć. Operacja wzroku to dla mojego synka ogromna szansa. Proszę, nie pozwólcie, by na drodze do zdrowia stanęły pieniądze. Alanek wycierpiał w. swoim życiu już tak wiele. Sprawmy, by świat był dla niego lepszym miejscem! Mama Alanka

0 zł
Nadia Stodolna
Pilne!
Nadia Stodolna , 9 lat

TRZECIA WZNOWA RAKA❗️ Przed Nadusią leczenie OSTATNIEJ SZANSY❗️ Ratunku❗️

KRYTYCZNIE PILNE! Nadusia UMIERA NA NASZYCH OCZACH – nasze maleństwo walczy z TRZECIĄ WZNOWĄ BIAŁACZKI! W Polsce zapadła decyzja o rozpoczęciu leczenia paliatywnego, a to dla niej wyrok śmierci. Jedyna szansa na ratunek dla naszej córeczki to innowacyjne leczenie w Niemczech. Bez niego Nadia UMRZE. Codziennie patrzymy na naszą Nadusię – wyniszczoną nowotworem i kolejnymi cyklami chemioterapii żrącej jej dziecięce żyły. Leży na szpitalnym łóżeczku, wychudzona, z łysą główką, pokryta siniakami i palącymi skórę pęcherzami. Nie możemy powstrzymać łez, gdy widzimy, jak bardzo cierpi. Przytulamy naszą Kruszynkę, całujemy jej zimne czółko i obiecujemy, że się nie poddamy. Że będziemy walczyć o nią do końca. Błagamy, walcz o nią razem z nami! Nasz koszmar zaczął się w styczniu 2023 roku. To wtedy po raz pierwszy usłyszeliśmy, że lekarze podejrzewają u naszego dziecka białaczkę. Przez następne dni, mimo pogrążenia w rozpaczy, musieliśmy wspierać Nadię podczas niezliczonej ilości badań. Cały czas mieliśmy nadzieję, że to jakaś straszliwa  pomyłka… Bo jak? Rak? Przecież takie rzeczy dzieją się tylko obok, nas to nie dotyczy… Jednak wynik biopsji był bezlitosny – OSTRA BIAŁACZKA SZPIKOWA. Nadusia natychmiast zaczęła chemioterapię.  Pomimo początkowej skuteczności leczenia, pojawiły się ogromne powikłania, w tym podejrzenie grzybicy płuc. Po trzecim bloku zadecydowano o wstrzymaniu chemii. Najpierw 3 miesiące bez żadnych leków pomagających utrzymać w ryzach białaczkę, później włączono połowę dawki. Stan Nadusi poprawiał się i stał się cud – nastała remisja.  Nasze szczęście trwało jednak bardzo krótko. We wrześniu 2023 roku usłyszeliśmy od lekarza to, czego żaden rodzic nie chce usłyszeć: „Mam złą wiadomość. Prawdopodobnie mamy wznowę”. Niestety, ze względu na minimalną tylko poprawę, możliwości leczenia były ograniczone. Stan Nadii był bardzo ciężki – wzrost ilości blastów, dodatkowo pojawiła się zmiana w płucu, która rozrastała się w zatrważająco szybkim tempie. Zapadła decyzja o natychmiastowym usunięciu zmiany wraz z połową płata prawego płuca. Przed tą operacją musieliśmy żegnać się z Nadią po raz pierwszy. Nadia jednak po raz kolejny zaskoczyła wszystkich i już po dwóch dniach opuściła OIOM. Walka o życie naszego dziecka wciąż trwała. Szpik córeczki był już tak wymęczony, że konieczne było przetoczenie granulocytów. 15 grudnia 2023 roku wszyscy dookoła przygotowywali się do świąt, w radosnej atmosferze, kupowali prezenty i cieszyli się na nadchodzący czas spędzony z rodziną. My modliliśmy się, by Nadusia dożyła Wigilii. Lekarze zaproponowali nam następną chemioterapię wraz z immunoterapią. Stan córeczki był krytyczny, a my musieliśmy podjąć decyzję o leczeniu.  Nie mieliśmy jednak wyjścia, przez żyły córeczki musiały popłynąć następne litry chemii. Nadia znów pokazała niewyobrażalną siłę walki. Gdy wynik biopsji przyniósł wymarzoną remisję, zapadła decyzja o przeszczepie szpiku. Dokładnie po roku leczenia, 5 stycznia 2024 roku trafiliśmy na oddział transplantologii. Podczas przygotowań do przeszczepu otrzymaliśmy cios, którego nie byliśmy w stanie znieść. Druga WZNOWA! Wiedząc, że nie mamy czasu, a dziecięce ciało Nadii jest już bardzo wyniszczone rakiem i chemioterapią, podjęliśmy wspólnie z lekarzami decyzję – musimy podjąć to ogromne ryzyko. Wiedzieliśmy, że możemy nie mieć kolejnej szansy na transplantację. 26 stycznia 2024 roku Nadusia przeszła przeszczep szpiku. Byliśmy szczęśliwi, że mimo prawie zerowych szans udało nam się dotrwać do tej chwili. Koszmar się jednak nie skończył. Już kilka dni później przeżywaliśmy horror, jakiego do tej pory nie przeżyliśmy. Posiewy krwi wykazały bardzo lekooporna bakterie (lekooporną bakterię), która doprowadziła do SEPSY. Stan Nadii pogarszał się z godziny na godzinę. Byliśmy zrozpaczeni. Dzięki ogromnym wysiłkom lekarzy stał się jednak kolejny cud. Odpowiednia kombinacja leków oraz hemodializy sprawiły, że stan Nadii zaczął się poprawiać.  Dziś, gdy myśleliśmy, że najgorsze za nami, że udało się pokonać białaczkę raz na zawsze – padł kolejny cios. TRZECIA WZNOWA.  Objawy na ciele identyczne jak przy aktywnej białaczce. Musieliśmy odstawić leki immunosupresyjne, co spowodowało rozwinięcie się choroby przeszczep przeciwko gospodarzowi. Na skórze córeczki pojawiły się bąble, jak przy poparzeniu, a następnie objawy zaatakowały przewód pokarmowy. Próbując opanować te powikłania, niezbędne było wprowadzenie z powrotem immunosupresji. Na rękach, nogach i główce córeczki zaczęły pojawiać się guzy. Wykonano kolejne biopsje szpiku i guzka. Wynik? Brak wznowy molekularnej w szpiku, jednak jest wznowa pozaszpikowa nazwana ziarniakiem granulocytarnym. Mając takie informacje, zebrano konsylium, na którym zdecydowano o zakończeniu leczenia wznowy. Córeczka w Polsce otrzymuje już jedynie leczenie paliatywne. W kraju możemy jedynie trzymać Nadusię w objęciach, ocierać łezki płynące po jej buzi i czekać na ŚMIERĆ. Ze względu na to, że przypadek Nadusi jest skrajnie ciężki i wyjątkowy na skalę światową – lekarze w Niemczech dali nam OSTATNIĄ SZANSĘ na zawalczenie o życie córeczki. Zakwalifikowali naszą Kruszynkę do nieodpłatnego leczenia. Za lek nie będziemy musieli płacić, jednak pobyt Nadii w klinice to koszty liczone nawet w setkach tysięcy euro.  My nie prosimy, lecz BŁAGAMY Was o ratunek! O tę ostatnią szansę dla naszej córeczki! Jeżeli nie uda się nam opłacić pobytu w klinice – to będzie koniec. Błagamy o Waszą litość – nie pozwólcie, byśmy musieli przeżyć najgorszy koszmar każdego rodzica. Nie pozwólcie, by zamiast w naszych bezpiecznych objęciach, Nadia znalazła się trumnie.  Zrozpaczeni Rodzice

470 zł
Adam Szczurek
Adam Szczurek , 8 lat

Pomóż zawalczyć o sprawność Adasia!

Pewnych rzeczy nie da się zmienić, po prostu nie ma się na nie wpływu. Ciężko jest pogodzić się ze świadomością, że własne dziecko nigdy nie będzie zdrowe… Dlatego, jeżeli istnieje choćby najmniejsza szansa na poprawę jego sprawności i samodzielności, pragnę z niej skorzystać.  Los nie oszczędził mojego syna, zsyłając na niego liczne diagnozy: zespół genetyczny Liang-Wang, padaczkę, wadę wzroku, obustronną głuchotę, MPD. Do tego wszystkiego nie mówi, więc komunikacja z nim jest bardzo utrudniona… Nadal jest jednak szansa, aby usprawnić rozwój ruchowy mojego synka. Adaś potrzebuje pomocy, aby mógł się samodzielnie poruszać. Na co dzień korzysta ze specjalistycznego wózka i ortez – udało się je zakupić dzięki wsparciu dobrych ludzi. Wcześniej synek korzystał też z pionizatora. Niestety, Adaś bardzo szybko rośnie. Sprzęt, którego używał do tej pory, jest już dla niego nieodpowiedni… Pionizator jest konieczny, by syn mógł w pełni korzystać z możliwości, jakie dają mu ortezy. Po raz kolejny potrzebujemy wsparcia. Pomimo dofinansowania, nie jesteśmy w stanie sami pokryć kosztów takiego sprzętu. Pragnę, by mój syn choć przez chwilę nie cierpiał i mógł cieszyć się dzieciństwem. Wierzę, że razem możemy więcej i że znajdą się ludzie, którzy wesprą Adasia. Paulina, mama

70,00 zł ( 2,05% )
Brakuje: 3 335,00 zł
Grzegorz Bidziński
Grzegorz Bidziński , 50 lat

Chwila, która zniszczyła życie... Pomóż Grzegorzowi w walce o sprawność!

Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego taka tragedia musiała nas dotknąć. Jeszcze parę lat byliśmy spokojną, szczęśliwą rodziną – takich jakich wiele. Niestety, nasz świat legł w gruzach w ciągu zaledwie jednej nocy... 26 maja 2017 roku nad ranem mąż wracał z pracy, z nocki. Kierował, jechał z nim też kolega. Był przypięty pasami, trzeźwy. Jak to się stało, że uderzył w drzewo? Grzegorz nic nie pamięta z tamtego dnia. Podejrzewamy, że był tak skrajnie zmęczony, że po prostu przysnął. Wtedy wpadł na drzewo, przekoziołkował, uderzył w kolejne… Cała siła uderzenia poszła na niego, pasażerowi na szczęście nic się nie stało. Byli zaledwie 4 kilometry od domu… O wypadku dowiedziałam się już po 10 minutach. Sąsiadka przybiegła i powiedziała, co się stało. Wybiegłam z domu jak stałam, nie pamiętam już dzisiaj nawet, czy byłam w piżamie. Gdy zobaczyłam rozbity samochód, zrobiło mi się słabo. Niedaleko ratowali męża, bo karetka już zdążyła przyjechać. Pomogli także mi, dostałam chyba coś na uspokojenie… Nie widziałam Grześka, bo zaraz przyleciał helikopter i go zabrali. Powiedzieli mi, że to przez uszkodzoną śledzionę. Nie wiedziałam, jak jest źle… Dzisiaj wiem, że tylko dzięki wezwaniu helikoptera mój mąż żyje. Gdy dojechaliśmy do szpitala, Grzegorza już operowali. Wtedy powiedzieli mi, że ma roztrzaskany kręgosłup i nie wiadomo, czy przeżyje… Byłam zrozpaczona, chociaż to słowo wydaje się niczym w porównaniu z uczuciem przerażenia, które wypełniło mi serce. Jak to się mogło stać? Dlaczego my? Nigdy nie poznam odpowiedzi na to pytanie… Po operacji lekarze powiedzieli, że pierwszy tydzień będzie decydujący. Jeśli go przeżyje, szanse się zwiększą. Mijał dzień za dniem, wydawało się już, że najgorsze zagrożenie za nami! Tymczasem dokładnie 7 dnia od operacji nastąpił kryzys, Grzegorz dostał wstrząsu anafilaktycznego… Cała aparatura podtrzymująca go przy życiu zaświeciła się na czerwono. Lekarz mi powiedział, że mężowi przestają działać wszystkie organy po kolei i nie wiadomo, co będzie dalej. To był prawdziwy koszmar… Na szczęście Grześ okazał się silny, przetrwał to! Łącznie w szpitalu spędził 110 dni, kolejne 100 na rehabilitacji. Na początku tylko leżał, nie był w stanie samodzielnie podnieść głowy, Krok po kroku jednak, dzięki intensywnej pracy jego i rehabilitantów, było coraz lepiej. Od wypadku minęło półtora roku. Dzisiaj mąż już siedzi i porusza się na wózku inwalidzkim, nadal jest jednak zależny od innych - nie umyje się sam, nie założy i nie zdejmie nawet okularów… Ma minimalne czucie, musi być pampersowany, wymaga właściwie nieustannej opieki. Najgorzej było zaraz po powrocie Grzesia do domu ze szpitala. Byliśmy zupełnie nieprzygotowani, a przy mężu trzeba było zrobić dosłownie wszystko… Opieka nad niepełnosprawną osobą jest bardzo trudna. Nad trzeba niepełnosprawnymi osobami w domu jeszcze trudniejsza. Ja muszę sama wszystkiego dopilnować – umówić rehabilitację, zamówić pampersy, wszystko opłacić, przypilnować. A jeszcze w pracy muszę być nieustannie skupiona. Brakuje nam środków, bo rehabilitacja jest bardzo droga. Jednak to jedyna szansa Grzegorza, że jeszcze będzie sprawny! Dzięki Waszemu wsparciu parę lat temu mogliśmy opłacić koszty związane z turnusem rehabilitacyjnym. Niestety, walka o zdrowie i lepsze jutro Grzesia wciąż trwa. Rehabilitacja nadal jest niezbędna do jego dalszego funkcjonowania w codziennym życiu i daje nadzieję, że będzie mógł być choć trochę samodzielny. Neurolodzy mówią, że nie ma dla niego lekarstwa – to uszkodzenie kręgosłupa szyjnego. Już nigdy nie będzie żył tak, jak wcześniej. Ale może walczyć o lepszą przyszłość! Ćwiczenia, które go usprawniają, są jednak bardzo kosztowne, dlatego bardzo prosimy Was o pomoc... Wierzymy, że jeszcze będzie lepiej. By tak się stało, nie możemy przerwać rehabilitacji. Dlatego bardzo proszę o pomoc dla mojego męża. Każda wpłata to dla nas ogromna nadzieja. Wierzymy, ze każdy gest dobrego serca – wróci do Was z podwójną mocą. Ala, żona Grzegorza

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 15 958,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki