Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Piotr Kilian
Piotr Kilian , 54 lata

Udar prawie zabił mojego męża! Pomóż Piotrowi odzyskać zdrowie!

Przebycie udaru może być jednym z najtrudniejszych wyzwań w życiu. Ukochany mąż i tatuś, Piotr do niedawna prowadził aktywne życie zawodowe i rodzinne, z pasją uprawiał sport. Niestety, 19 stycznia 2024 roku nasz świat w jednej krótkiej chwili runął... Pomimo szybkiej akcji ratunkowej i transportowania go do szpitala  śmigłowcem, nastąpiły nieodwracalne zmiany w mózgu, utrata zdrowia i zdolności motorycznych. Przez pierwsze 6 tygodni mąż był w stanie krytycznym i walczył o życie. Kilka tygodni przebywał w śpiączce, oddychał za niego respirator, przeszedł ciężkie zapalenie płuc i zespół metaboliczny. Lekarzom udało się uratować życie Piotra, aktualnie trwa walka o przywrócenie go do sprawności psychofizycznej. Ze względu na porażenie narządu ruchu, mąż jest w pełni zależny od pomocy osób trzecich, w tym rodziny i opiekunów medycznych. Powrót do normalności oznacza stabilizację oddechu oraz aktywizację kończyn i aparatu mowy. W kolejnych miesiącach będziemy prowadzić intensywną rehabilitację Piotra polegającą głównie na terapii neurologopedycznej, fizjoterapii i neurofizjoterapii, w tym nawiązywanie kontaktu z otoczeniem poprzez system C-Eye. Dalsze leczenie wraz ze zintensyfikowaną rehabilitacją wymaga znacznych nakładów finansowych, rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie m.in. koszt turnusu w ośrodku leczniczo-rehabilitacyjnym oraz opieka przez 24 godziny na dobę. Proszę, wyciągnijcie do nas pomocną dłoń. Każda wpłata to krok w stronę zdrowia Piotra i ogromna nadzieja na lepszą przyszłość. Wierzymy, że dobro wysłane w świat – wróci do Was z podwójną mocą.  Żona Piotra

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 106 357,00 zł
Klara Sawicka
Klara Sawicka , 5 lat

Wesprzyj Klarcię w walce z przeciwnościami losu!

Nasza córeczka nigdy nie przyniesie medalu za wygrane zawody sportowe. Świadectwa z paskiem za wybitne wyniki w nauce i nie przyjdzie z informacją, że dostała się na wymarzone studia. Ale to nic, dla nas jest idealna. Chcielibyśmy jednak dać Klarze więcej, niż zaoferował jej okrutny los… Córeczka zmaga się z niedowładem czterokończynowym, padaczką i opóźnieniem psychoruchowym. Cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Nie może się samodzielnie poruszać, siedzieć, mówić. Potrzebuje wsparcia w każdej, nawet najprostszej czynności. A z racji swoich ciągłych problemów zdrowotnych, jesteśmy częstymi bywalcami szpitala. Rozrywa to nasze serca, nie tak powinno wyglądać dzieciństwo Klary! Na naszej drodze pojawia się wiele trudności i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Musimy być zawsze gotowi na wszystko! Córeczka jest pod stałą opieką wielu specjalistów, a także poddawana jest systematycznej i intensywnej rehabilitacji. Z wszystkich sił walczymy o jej lepsze jutro, niestety zaczyna nam brakować nie tylko sił, ale również pieniędzy.  Klara potrzebuje nowego wózka, który ułatwi codzienne funkcjonowanie oraz podróżowanie, a także wychodzenie na spacery. Córka jest coraz starsza i ciągłe przenoszenie jej, staje się coraz bardziej kłopotliwe. Musimy również zakupić naszemu dziecku specjalistyczny sprzęt, a do tego dochodzą koszty związane z leczeniem i rehabilitacją… Nie dajemy już rady! Dlatego z całego serca prosimy o pomoc! Życie naszej córeczki od początku nie było usłane różami, ale pragniemy, aby przysłowiowe kolce, sprawiały jej jak najmniej bólu. Jeśli jesteś w stanie – prosimy, wesprzyj nas w walce! Klara bardzo na Ciebie liczy! Rodzice 

0,00 zł ( 0% )
Brakuje: 22 341,00 zł
Natalia Struzik
Pilne!
Natalia Struzik , 28 lat

NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY zaatakował wątrobę❗️Natalia chce ŻYĆ - POMOCY❗️

Mam na imię Natalia. Mam 28 lat. Do tej pory w życiu wyznaczałam sobie przeróżne cele, jednak dziś najważniejszy jest tylko jeden – pokonać raka, wyzdrowieć i przeżyć… Dla mojej rodziny, dla moich bliskich, dla siebie. Walczę z ciężkim przeciwnikiem, jakim jest nowotwór złośliwy wątroby. Nie mam wątpliwości, że moja walka to walka na śmierć i życie. Robię co mogę, ale dziś znalazłam się w momencie, w którym bez Waszej pomocy przegram. Dlatego jestem tu, piszę ten apel i proszę o pomoc. Pomoc w ratowaniu mojego życia…  Tak naprawdę szpital stał się moim drugim domem już od pierwszych lat życia. Jako mała dziewczynka często łapałam infekcje, miałam bardzo słabą odporność, walczyłam z różnymi dolegliwościami. Mój organizm był tak słaby, że często wymagałam hospitalizacji i wielu antybiotyków pod kroplówką. Zamiast spędzać czas z koleżankami na zabawie, wiele tygodni spędzałam otoczona murami szpitalnych sal.  Niestety, do 12 roku życia lekarze stawiali mi wiele nietrafnych diagnoz. Moi rodzice jeździli ze mną po wielu szpitalach, by w końcu usłyszeć prawdziwy powód – okazało się, że choruję na autoimmunologiczne zapalenie wątroby. Od tego dnia minęło już wiele lat, lecz moje leczenie wciąż wyglądało tak samo – polegało na złagodzeniu objawów. Całe moje życie kręciło się wokół częstych pobytów w szpitalu i braku nadziei na całkowite wyleczenie.  Niestety, dwa lata temu spadł na mnie wyrok, o którym nie śniłam w najgorszych snach. Z powodu przewlekłych, a czasami ostrych stanów zapalnych wątroby i całego uszkodzenia tego organu zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy wątroby. To był dla mnie ogromny cios… Usłyszałam, że muszę rozpocząć leczenie, by rak nie rozsiał się po organizmie. Lekarze zdecydowali się o wdrożeniu chemii poprzez tętnicę udową docierając tym samym do naczyń każdego stanu zapalnego wątroby. W ten sposób mieliśmy nie dopuścić do namnażania się komórek nowotworowych i dotrwać do momentu przeszczepu wątroby.  Nie potrafię opisać słowami jak ogromny ból towarzyszył mi podczas leczenia. Nie potrafię przyrównać tego uczucia do czegokolwiek… To były dni pełne cierpienia, wylanych łez i strachu. To były dni, w których palący ból nie ustępował nawet pod wpływem silnej morfiny.  Chemia pomogła, ale tylko na kilka miesięcy. Dziś wiem już, że nowotwór nie zareagował na leczenie, tak jak zakładali lekarze. Wciąż nie wiem jednak nic więcej na temat przeszczepu. Czekam w kolejce, ale kiedy otrzymam szansę, nikt nie jest w stanie mi powiedzieć. Dlatego po raz kolejny muszę przejść przez to piekło. Po raz kolejny do mojej tętnicy wpłynie chemia, która wyrządziła już tak wiele krzywd. Tak bardzo się boję. Boję się o to, czy w końcu się uda… Czy tym razem choroba brutalnie nie odbierze mi życia... Niestety, nie mam już wystarczających środków na dalsze leczenie. Szpital oddalony jest ode mnie 400 km, co wiąże się z dużymi wydatkami na paliwo. Chemia podawana jest w cyklach, dlatego przyjeżdżam do Warszawy na tydzień lub dwa wraz z mamą, która jest dla mnie ogromnym wsparciem. Po prostu nie mam już więcej pieniędzy… Bez nich nie będę mogła kontynuować leczenia, a bez leczenia… Nie potrafię nawet dokończyć zdania.  Wspiera mnie rodzina i moi bliscy. Chcę walczyć, bo kocham życie. Jestem szczególnie wdzięczna, za to jak wspaniałe osoby spotykam na mojej drodze. Mój przyjaciel Damian wkrótce wyrusza w podróż rowerem do Afryki. Za każdy pokonany kilometr wpłaca złotówkę na moją zbiórkę, tym samym przekaże na nią 8 tys. złotych.  Chcę prosić i Was o wsparcie. Obiecuję, że zrobię wszystko, by pokonać raka. Jednak bez Waszej pomocy, to się nie uda. Proszę, chcę tylko dalej ŻYĆ. Proszę o każdą pomoc! Natalia

120,00 zł ( 0,05% )
Brakuje: 223 923,00 zł
Basia Stojko
Basia Stojko , 3 latka

Ciche miauczenie zamiast płaczu… Daj Basi szansę na lepsze jutro❗️

Pamiętamy jakby to było wczoraj, kiedy Basia po raz pierwszy zrobiła się sina, straciła oddech, a całe jej maleńkie ciało zwiotczało. Ten mrożący krew w żyłach widok towarzyszy nam niemal codziennie. Nigdy nie mamy pewności, kiedy to nastąpi. Za to wiemy, że musimy kontrolować jej stan cały czas, bo kiedyś możemy nie zdążyć… Długo czekaliśmy na nasze maleństwo. Basia urodziła się w czasie pandemii COVID-19, więc ten czas jeszcze bardziej się wydłużył. Podczas badań prenatalnych lekarze poinformowali nas o wysokiej przezierności karkowej, która może wskazywać na chorobę genetyczną, a także o torbielach na nerce naszej córeczki. Tak bardzo się o nią wtedy martwiliśmy!  Basia urodziła się z szeroko rozstawionymi oczkami, nisko osadzonymi uszkami i charakterystycznymi rysami twarzy. Niedługo później usłyszeliśmy diagnozę – zespół kociego krzyku! Nazwa choroby wynika ze specyficznego płaczu dziecka, który przypomina właśnie miauczenie. Ale to nie jedyne następstwo tej wady genetycznej… Nie sposób opisać stres, który towarzyszy nam na co dzień. Do bezdechów Basi zdążyliśmy się już przyzwyczaić, jednak nigdy do końca nie wiemy, kiedy mają nastąpić. Zwykle dzieje się to, kiedy coś idzie nie po jej myśli, zdenerwuje się, lub gdy tata znika z pola widzenia. Basia jest do niego bardzo przywiązana, więc nawet kiedy tylko na chwilę wychodzi za drzwi pokoju, wzrasta ryzyko utraty oddechu. Zdarza się to z różną częstotliwością, więc cały czas musimy mieć córeczkę na oku. Jak powiedział lekarz, do tej pory za każdym razem udało nam się ją ocucić, ale kiedyś możemy nie zdążyć. Sama myśl o tym wywołuje u nas dreszcze. Nasza córeczka nie mówi, nie komunikuje swoich potrzeb, nie jest też w stanie przyjmować stałych pokarmów – wszystkie posiłki jej blendujemy. Ciężko znosi choroby i ma mocno obniżoną odporność. Jest drobniutka i taka krucha… Cały czas walczymy o jej sprawność. Basia ma przywiedzione stopy, przez co trudniej jest jej się poruszać, jednak coraz śmielej zaczyna stawiać kroki, wspomagając się meblami. To daje nam ogromną nadzieję na jej rozwój.  Córeczka mimo choroby jest bardzo pogodną, kochaną dziewczynką. Lubi bawić się ze swoim bratem, stara się też poznawać świat na tyle, na ile może – chwyta różne rzeczy i zwykle bada je ząbkami.  Ze względu na chorobę, Basia dożywotnio musi być rehabilitowana. Wymaga także przeróżnych terapii – logopedycznej, integracji sensorycznej, hipoterapii oraz fizjoterapii. Dzięki stałej pracy ze specjalistami widzimy ogromne postępy w stanie zdrowia naszej córeczki, dlatego nie możemy dopuścić do regresu. Niestety, wszystkie te zajęcia czy wyjazdy na turnusy rehabilitacyjne są bardzo kosztowne. Wiemy, że sami nie damy sobie rady, dlatego będziemy wdzięczni za każdą okazaną Basi pomoc. Wierzymy, że dobro wraca! Rodzice Basi

15 zł
Dawid Głowacki
Dawid Głowacki , 19 lat

Nowy wózek może odmienić moją codzienność❗️Bardzo proszę o wsparcie 🚨

W ciąży nie było żadnych niepokojących objawów. Moi rodzice byli pewni, że urodzę się zdrowy i tak też się stało. Przez pierwsze lata mojego życia rozwijałem się prawidłowo. To niestety miało się niebawem zmienić. Około 6 lat temu zacząłem odczuwać ból nóg, który niestety nie mijał… Bardzo nas to zaniepokoiło, dlatego podjęliśmy szczegółową diagnostykę. Niestety dopiero po dłuższym czasie poznaliśmy diagnozę. Cierpię na choroby neurologiczne i niepełnosprawność narządu ruchu. Ze względu na swoje problemy zdrowotne poruszam się wyłącznie na wózku inwalidzkim.  Uczęszczam na rehabilitację 2 razy w tygodniu. Niestety lekarze dotychczas nie zaproponowali żadnego leczenia. Pozostaje mi ćwiczyć, by nie doprowadzić do postępu choroby. Na co dzień mieszkam z rodzicami, którzy bardzo mnie wspierają. Mogę również liczyć na dziewczynę, która zawsze jest przy mnie i nie pozwala się poddać. Interesuję się samochodami, posiadam prawo jazdy i własne auto, jednak potrzebuję pomocy z wózkiem – jest za ciężki i za duży, żebym mógł go sam schować.  Chciałbym zebrać pieniądze na zakup nowego wózka, który sprawi, że będę jeszcze bardziej samodzielny niż dotychczas. Chcę również zacząć pracę oraz rozwijać się zawodowo pomimo niepełnosprawności. Planuję też zamieszkać z moją dziewczyną, która bardzo mi pomaga z wózkiem. Nie mogę pozwolić, by niepełnosprawność przekreśliła całą moją przyszłość. Pomimo choroby jestem szczęśliwym i aktywnym człowiekiem. Z Waszym wsparciem będę mógł korzystać z życia jeszcze bardziej… Bardzo proszę o pomoc! Dawid

0 zł
Ewa Kukulska
Ewa Kukulska , 40 lat

Choroba każdego dnia odbiera mojej żonie sprawność, a ja wciąż nie znam diagnozy...

Wiedliśmy normalne, spokojne życie… Założyliśmy rodzinę, mamy dwóch nastoletnich synów. Choroba żony przyszła nieoczekiwanie i w jednej chwili wywróciła wszystko do góry nogami. Przez lata wykonaliśmy niezliczoną ilość badań, odbyliśmy wiele konsultacji lekarskich w całym kraju. Stan Ewy wciąż się pogarsza, a my do dziś nie znamy diagnozy! Nie chcę, by pomóc nam ulżyć w cierpieniu… Chcę ratować moją ukochaną żonę! Nasze problemy rozpoczęły się w 2016 roku, gdy Ewa miała 33 lata. Wtedy pojawiły się pierwsze niepokojące objawy, a lekarze podejrzewali, że żona choruje na stwardnienie rozsiane. Jednak żadne badania nie potwierdzały choroby. Szukaliśmy pomocy dosłownie wszędzie. I wciąż odbijaliśmy się od drzwi. Nikt nie potrafił nam pomóc. W 2018 roku żona przestała samodzielnie się poruszać i zaczęła korzystać z wózka inwalidzkiego. To wtedy pojawiły się też zaburzenia mowy. Nieustannie szukano przyczyny i próbowano odnaleźć odpowiedź. W końcu zlecono nam badanie DatScan. Czekaliśmy na nie bardzo długo… Nastała pandemia, a my zamknięci w domu tkwiliśmy w bezradności… Ewa przestała mówić, a ja byłem coraz bardziej załamany. Badania, wizyty lekarskie i  konieczna suplementacja, to studnia bez dna, która do dziś pochłania ogromne kwoty. Nie mogłem się jednak poddać. Zapisaliśmy się do Poradni Chorób Rzadkich. Diagnostyka wciąż nic nie wykazywała, jednak w końcu wykluczono stwardnienie rozsiane. Zalecono nam badanie DaTSCAN. Czekaliśmy na nie bardzo długo… W 2022 roku dowiedzieliśmy się, że mózg Ewy nie działa prawidłowo. Żona zmaga się z chorobą neurodegeneracyjną. Lekarze podejrzewają parkinsonizm atypowy. Jednak to diagnoza, która wymaga wieloletniej obserwacji. Czy jest jeszcze na świecie specjalista, który może nam pomóc? Lekarze rozkładają ręce, nikt nie jest w stanie jasno określić, co jest przyczyną wciąż pogarszającego się stanu zdrowia Ewy. Musiałem zrezygnować z pracy, żeby móc całodobowo zająć się ukochaną żoną. Obecnie Ewa jest żywiona przez PEG, nie porusza się bez mojego wparcia. Gdy chce się ze mną skomunikować, wskazuje literki na tablicy. Bez mojej pomocy nie zrobi nic.  Od początku choroby opiekuję się nią bez reszty, wspierając w codziennych zmaganiach i poszukiwaniu pomocy. Nie odpuszczę, ponieważ bardzo ją kocham i zależy mi na niej najbardziej na świecie. Muszę mieć pewność, że zrobiłem wszystko, żeby zatrzymać tak szybko postępującą, tajemniczą chorobę. Nie mogę patrzeć, jak Ewa każdego dnia gaśnie. W swojej bezradności wciąż staram się szukać nowych rozwiązań – proszę, pomóżcie mi zawalczyć o  ukochaną żonę. Wojciech

15 651 zł
Bruno Derda
Bruno Derda , 5 lat

POMOCY! Coraz częściej zamiast uśmiechu widzę ból na twarzy mojego synka!

Gdy dowiedziałem się, że zostanę ojcem, poczułem wypełniające mnie od wewnątrz szczęście. Marzyłem o synu. Bruno był odpowiedzią na wszystkie moje prośby. Dziś już wiem, że syn nigdy nie dogoni swoich rówieśników, nie przyniesie mi przysłowiowej szklanki z wodą na starość, ani nie powie tego najważniejszego zdania „Kocham Cię”! W trzeciej dobie od przyjścia na świat Bruno zaczął przelewać się nam przez ręce. Synek nie jadł, był półprzytomny. W ciężkim stanie zawieźliśmy go do szpitala. Tam został podłączony do respiratora, który kontrolował każdy jego oddech. Lekarze walczyli o jego życie! Później Bruno trafił na oddział neurologii, a po trzech miesiącach badań otrzymaliśmy druzgoczącą diagnozę… Mój ukochany synek Bruno choruje na nieuleczalną i bardzo rzadką chorobę metaboliczną – hiperglicynemię nieketotyczną. Zmaga się z opóźnieniem psychoruchowym, ma obniżone napięcie mięśniowe, korowe uszkodzenie wzroku, nadwrażliwość na dźwięki oraz padaczkę lekooporną. Wszystkie te dolegliwości, pomimo jego ogromnej woli życia, odbierają mu całą radość. Widzę jak moje dziecko cierpi i rozrywa mi to serce. Coraz rzadziej się uśmiecha i znikomo reaguje na otoczenie… Bruno musi być pod stałą opieką wielu specjalistów, m.in. neurologa, ortopedy, gastroenterologa i poradni żywienia. Od blisko 3 lat jest żywiony przez PEG. Jest także podopiecznym hospicjum domowego, gdyż jego choroba ma charakter terminalny. Synek wymaga systematycznej i kosztownej rehabilitacji. Niestety przestaję dawać radę stawiać czoła ciągle rosnącym kosztom. Synek wymaga całodobowej opieki, dlatego musiałem zrezygnować z pracy. Bardzo chciałbym móc zapewnić Brunowi, przynajmniej raz w roku, wyjazd na turnus rehabilitacyjny, który niesamowicie mu pomaga. Niestety jego koszt znacząco przekracza moje możliwości…  Nie jest łatwo prosić o wsparcie, jednak chodzi o moje dziecko! Wiem, że tylko z pomocą ludzi dobrych serc, uda mi się pokonać wszystkie przeszkody rzucone przez okrutny los, a życie mojego synka będzie choć trochę lepsze. Jeśli możesz – proszę, wesprzyj mnie w walce! Sebastian, tata Bruna

954,00 zł ( 4,48% )
Brakuje: 20 323,00 zł
Marcin Słupski
Pilne!
Marcin Słupski , 29 lat

Ból jest nie do wytrzymania❗️Pomocy❗️

Neuropatia twarzowa, stwardnienie rozsiane, silna depresja, nawrotowy nowotwór złośliwy pęcherza moczowego, ostre zapalenie wątroby, przewlekła choroba płuc, niewydolność żylna, zakrzepica… Mogę tak wymieniać i wymieniać. Każda kolejne pozycja na tej liście to ból tak silny, że nie mogę wytrzymać. Objawy są szerokie i niekiedy drastyczne – pieczenie twarzy, oczu, ból ściskający twarz… Chwytam się wszystkiego, czego mogę. Leczenia, masaży, terapii, elektrostymulacji, wszelkich dostępnych leków… Nie pomaga. Szukałem więc dalej – różne leki, sterydy, silne leki przeciwbólowe… Nie chciałem i wciąż nie chcę się poddawać. Przechodziłem konsultacje w całej Polsce, od neurologów po neurochirurgów, osteopatów, stomatologów, onkologów… Potrzebna jest dalsza diagnostyka i badania. Niestety, koszty są ogromne i kończą mi się nie tylko siły, ale i środki. Dlatego chciałbym prosić o pomoc, choćby najmniejszą i symboliczną, która pozwoli mi walczyć dalej o swoje zdrowie... i życie. Marcin

270 zł
Emilka Hohorek
Emilka Hohorek , 6 lat

Jej wyjątkowość stała się przekleństwem❗️Emilka jest drugim dzieckiem w Polsce z tą diagnozą❗️

Ciąża przebiegała prawidłowo… Nic nie wskazywało na to, że nasza Emilka urodzi się chora. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy jej przyjścia na świat. Chcieliśmy w końcu przytulić naszą małą córeczkę i uchronić przed całym złem… Niestety przed chorobą nie zdołaliśmy… Po porodzie zdiagnozowano u Emilki padaczkę, opóźnienie rozwoju psychomotorycznego i wrodzoną wadę serca. Przetransportowano ją do szpitala w Ostrowie Wielkopolskim. Córeczka spędziła tam około 2 tygodnie, gdzie przeprowadzono szczegółowe badania. Wyniki nie pozostawiały jednak złudzeń... Do listy diagnoz córeczki dołączyła wada genetyczna — zespół Emanuela. Jak się później okazało, zespół jest odpowiedzialny za większość problemów zdrowotnych Emilki! Córeczka jest drugim dzieckiem w Polsce, u którego padła ta diagnoza. Przeszła w swoim życiu już kilka operacji w tym operację serca, założenie PEG’a, założenie rurki tracheotomijnej i zabiegi ortopedyczne.  Niestety ze względu na szczękościsk Emilka nie otwiera buźki. Dzięki swojej ciężkiej pracy i determinacji córeczka potrafi samodzielnie siedzieć. Nie chodzi, ale z naszą pomocą jest w stanie stanąć na nóżki. Aby miała szansę na lepszą przyszłość, poprawę funkcjonowania i sprawności – niezbędna jest dalsza kosztowna rehabilitacja, turnusy, zajęcia usprawniające i logopedyczne.  Bardzo się o nią boimy... Emilka bardzo często łapie infekcje, ma problemy z oddychaniem i trudności w codziennym funkcjonowaniu. Nie mówi, dlatego nie jest w stanie powiedzieć nam, gdy coś ją boli, gdy czegoś potrzebuje. Pękają nam serca, bo nie wiemy, jak jej pomóc... Chcemy zrobić wszystko, by żyło jej się jak najlepiej… Jest dla nas najważniejsza, dlatego porzucamy wstyd, obawy i zwracamy się do Państwa z prośbą pomoc. Każda złotówka przybliży nas do zdrowia Emilki. Jesteście naszą nadzieją! Rodzice Emilki

391 zł

Obserwuj ważne zbiórki