Najlepszy przyjaciel

Rehabilitacja
Zakończenie: 4 Marca 2016
Opis zbiórki
To było 16 lat temu, ale w głowie te wyjątkowe chwile pamiętam bardzo dokładnie, jakby to było wczoraj. Narodził się, nie tylko mój synek, a we mnie rozbudziła się bezgraniczna miłość matki. Jedena chwila, jedno spojrzenie i pierwszy dotyk. Powitał świat, rozkochał mnie w sobie bez pamięci, po chwili rozpoczął walkę z chorobą, która już od 16 lat gości w naszym domu i jego ciele.
Kiedy spodziewam się dziecka, a w głowie układałam dla niego wspaniałą przyszłość nigdy nie zakładałam, że coś pójdzie nie tak. Że to nam przyjdzie takie trudy przenosić. Aż pewnego dnia cały idealny plan runął na głowę, nie oszczędzając dosłownie niczego... Jedyne co wówczas zostało, to nadzieja, że może jest coś, co można zrobić... Można!
Jasiek, jak na prawdziwego mężczyznę przystało zdrowo rósł i rozwijał się w brzuchu mamy. Cierpliwie czekał, aby otrzymać cały świat w prezencie. Poród ciągnął się w nieskończoność. Mieszanka strachu i bólu była zbyt silna, by wykrzesać bolesne błaganie o pomoc. Otoczona tłumem ludzi, który uratował umierającego za życia maleństwa. Po 12 godzinach pojawił się Jasiu…
Od lat, walczymy ze skutkami niedotlenienia okołoporodowego. Staram się porozumiewać z synem. Nie przekonuję, że wszystko jest dobrze w chwilach, gdy choroba wykręca jego nadgarstki. Szeptem do ucha, pragnę wytłumaczyć, że przecież wszystko w życiu ma jakiś sens i jest po coś. A gdy strach odbija się w jego błyszczących oczach, chwytam za rękę by wiedział, że nie jest sam. Od kiedy jest z nami Krecik (najwierniejszy przyjaciel, nasz członek rodziny), Jasiek z radością wita każdy nowy dzień, z uśmiechem na ustach zasypia. A Krecik, jakby czuł, że Jasiek potrzebuje wyjątkowo mocno jego obecności, nie opuszcza go nawet na krok. Odprowadza do szkoły, na drodze wyczekuje powrotu, towarzyszy przy kąpieli i podczas każdej podróży.
Byłam przy Jasiu, gdy ciszę nocy zagłuszał jego płacz do utraty tchu. Masowałam nienaturalnie napięte nóżki i tuliłam, by nigdy nie poczuł się samotny. Teraz, w okresie dojrzewania walczę z nagłym wzrostem ciała i burzą hormonów, która potrafi odebrać wszystko to o co przez lata pracowaliśmy. I BĘDĘ póki mi starczy sił. Będę mamą przez duże M. Jakby znała sposób, dzięki któremu jednym ruchem, choroba mogła opuścić Jego ciało, do piekieł bym zeszła by Jasiowi ulżyć w cierpieniu. Dla wielu to tylko, a dla mnie „aż” mogę rehabilitować, aby nie było gorzej, abym nadal mogła być mamą. Choć po wielu latach z coraz większą trudnością sprostać mi finansowo i zapewnić godne życie.
Po wielu latach walki z chorobą syna, mama nauczyła się wiele. Że serce matki, potrafi dokonać najlepszych wyborów dla swojego dziecka. Że każde cierpienie ma sen. Że wiara ze szczyptą nadziei, daję siłę by przetrwać chwile zwątpienia. Celebruje każdą chwile spędzoną ze swoim dzieckiem. Nie oczekuje nic w zamian. Nauczyła się doceniać każdy wspólny dzień, bo przecież innego nie ma. Nauczyła się prosić o pomocy dla syna… I Ty możesz, podobnie jak Krecik stać się przyjacielem Jaśka i pomóc zebrać środki na rehabilitację.
Mama, przez duże M