Pokonać glejaka

Nanoterapia w Niemczech
Zakończenie: 28 Marca 2016
Rezultat zbiórki
Z ogromnym smutkiem informujemy, że otrzymaliśmy wiadomość, że pan Tomasz odszedł ze świata żywych, w Niedzielę Wielkanocną 27 marca 2016 roku.
Niestety, niezbadane są wyroki boskie. Pan Tomek wygrał z guzem, ale prawdopodobnie nie wytrzymało serce.
Historia pana Tomka i jego żony, pani Marzeny, których plany na wspólne życie przekreśliła śmiertelna diagnoza, poruszyła serca setki Darczyńców. Dziękujemy każdemu, kto wsparł ich walkę o zdrowie i przyszłość. Wszystkie zebrane dotąd środki zostaną, zgodnie z celem zbiórki, przekazane na opłacenie nanoterapii, jaką pan Tomek przeszedł w niemieckiej klincie.
Śmierć zabrała pana Tomka, ale nie udało jej się zabrać miłości. Pani Marzena walczyła razem z mężem do samego końca.
Pogrążonej w smutku pani Marzenie i bliskim pana Tomka składamy najszczersze wyrazy współczucia.
Opis zbiórki
Są takie dni, które dzielą życie na pół. W pierwszej połowie są dni mijające w urokliwym Krakowie, pełne dźwięku fortepianu, zapachu antyków i szelestu książek. W drugim jest buczenie aparatury urządzeń w szpitalnych ścianach, czas odmierzany przez chemioterapię i litery w szpitalnych dokumentach: guz mózgu. Najbardziej niebezpieczny, glejak wielopostaciowy IV stopnia. Obok choroby jest jednak też ogromna wola walki, żeby żyć…
Zaczęło się w któryś upalny sierpniowy tydzień 2015 roku. Marzena, narzeczona Tomka, zauważyła, że zaczął mieć problemy z mówieniem – zapominał i przekręcał słowa, ucinał końcówki. W weekend, gdy spędzali czas razem, uderzyło ją, jak często to robi – w głowie pojawiła się myśl, że to nie może być zwykłe roztargnienie, chwilowe zapominalstwo. Namówiła go, by pojechali na SOR. Tam w ciągu godziny ich dotychczasowe życie wywróciło się do góry nogami. Tomografia, oczekiwanie na wynik, poważny głos lekarza. I rezultat: guz mózgu wielkości czterech centymetrów. Konieczność pozostania w szpitalu i jak najszybszej operacji. Tomek nie miał czasu, by otrząsnąć się z szoku, zrozumieć, co właściwie mu się przydarzyło, bo przejęli go następni lekarze, czekały kolejne badania… Histopatologia wykazała, że jego guz to glejak wielopostaciowy IV stopnia. Najbardziej złośliwy i najbardziej niebezpieczny guz mózgu.
23 sierpnia, pierwsza operacja. Marzena wspomina, że wszystko działo się tak błyskawicznie, że nie było nawet czasu na pogrążanie się w bólu i rozpaczy. Tomek dobrze przeszedł operację, czekała go radioterapia i chemioterapia. Wrócił do domu, myślał o tym, że już niedługo na pewno jego stan się polepszy. Sądził, że już niedługo wróci do swojego zawodu, ukochanego, a jakże nietypowego - tak jak wcześniej jego ojciec i dziadek jest stroicielem fortepianów. Kocha te instrumenty, ich dźwięk, to, jak dzięki swojej pracy znów może sprawiać, że muzyka wydobywająca się spod klawiszy może być piękna i czysta… Chciał wrócić do sportu, do wędrówek po górach. Planowali z Marzeną ślub, mieli pobrać się w przyszłym roku w wakacje, po ślubie jego najstarszego syna; dzień przed diagnozą oglądali weselną salę. Trzy tygodnie po operacji osłupiała mina lekarza przekreśliła marzenia Tomka. Guz odrósł, jeszcze większy niż przedtem. Lekarz mówił, że w trakcie trzydziestu lat swojej kariery medycznej widzi coś takiego dopiero po raz drugi. Szybka zmiana planów. Błyskawiczny ślub, zamiast dużej uroczystości – skromna, cywilna. Bo nie ma na co czekać. Bo dopiero teraz słowa „i nie opuszczę Cię aż do śmierci” nabierają prawdziwego znaczenia. Bo do lata mogą już nie zdążyć…
W październiku kolejna operacja. Tomek musiał być podczas niej przytomny, pamięta ją doskonale. Tym razem nie obyło się bez powikłań – Tomek obudził się w szpitalu z niedowładem lewej strony ciała, z afazją, utratą mowy. Od razu zaczął rehabilitację. Dziś porusza się o lasce, powoli zaczyna ruszać lewą ręką. Potrafi mówić. Marzena twierdzi, że robi to całkiem sprawnie, ale podkreśla, że może być nieobiektywna – są razem cztery lata, rozumieją się bez słów. Nie wie jednak, co będzie dalej – za tydzień, za miesiąc, kwartał. Czy w ogóle będzie cokolwiek… Bo glejak nie ustąpił. Jest jak bomba, której chwile do wybuchu odmierza tykający czas. Może eksplodować w każdej chwili. W Polsce pacjenci tacy jak Tomek są skreśleni. Patrzy się na nich z litością, zaleca radioterapię jako jedyne wyjście, mimo że nieskuteczne. Każe im się czekać na śmierć. Szansa na leczenie Tomka jest jednak w Berlinie. Stosuje się tam leczenie określane jako nanoterapię, która polega na wstrzyknięciu w guza lekarstwa w postaci nanocząsteczek, które niszczą go lub redukują. Jest to jednak bardzo kosztowne. Ponad sto dwadzieścia tysięcy złotych to cena za życie Tomka.
Dzień przed Wigilią Marzena odebrała w końcu Tomka ze szpitala. Boże Narodzenie spędzą już razem. Tomek smakuje życie, każdą jego chwilę. Podkreśla, że każdego dnia uczy się na nowo pokory i szacunku do życia. Nie myśli o tym, że zostało mu mało czasu. Czyta dużo książek, gazet, interesuje się polityką, kulturą, sztuką. Nie czyta na temat glejaka – to Marzena wzięła los w swoje ręce i obiecała sobie, że nie pozwoli mężowi odejść. Że chce jeszcze przeżyć dużo szczęśliwych chwil jako jego żona i towarzyszka. I sprawić, że on też tych chwil będzie miał w życiu jak najwięcej. Może się tak stać jedynie z Waszą pomocą.
-----------------------
Aktualizacja 12.01.2015 r.
" Otrzymaliśmy informację iż możemy przyjechać już na konsultacje do Berlina. Od wczoraj (10.01.2016 r.) jesteśmy na miejscu. Prawdopodobnie zabieg zostanie wykonany w środę (13.01.2016 r.) ponieważ nie można czekać. Czasu mamy bardzo niewiele." - taki mail otrzymaliśmy od rodziny p. Tomka. Przed nimi chwile pełne strachu, ale też nadziei.
-----------------------
Aktualizacja 23.02.2016 r.
Wiadomość od pani Marzeny:
Mąż czuje się dobrze, jest już po zabiegu implementacji nanocząsteczek i 6 sesjach nanoaktywacji. Dodatkowo został poddany uzupełniającej radioterapii oraz chemioterapii, wykonano mu badanie genetyczne guza (co w Polsce jest bardzo rzadkie) i w jego przypadku leczenie temodalem może dać rezultaty, ponieważ guz jest podatny na tego rodzaju chemioterapię.
Guz męża jest bardzo agresywny, więc mamy nadzieję, że uda się go powstrzymać, będziemy to wiedzieli dopiero za jakiś czas. Pierwsze badanie PET SCAN wykonuje się dopiero po 2 miesiącach od zakończenia terapii.
Walka o życie ciągle trwa. Jeśli możesz, wesprzyj w niej Tomka.