Z jedną nogą nie ucieknę przed rakiem

Proteza nogi - elektroniczne kolano
Zakończenie: 4 Stycznia 2017
Opis zbiórki
Gdy się zastanawiam nad moim 16-letnim życiem, to dochodzę do wniosku, że określa je tylko jedno słowo – nowotwór. To on sprawił, że przez moje ciało przelewają się kolejne krople chemioterapii, niszcząc je od środka. To on zabrał mi to, co najbardziej kochałam – radość, młodość, taniec. To przez niego nie miałam planów i to on wyrwał mi tak wiele możliwości, po czym pchnął mnie na wiele miesięcy do piekła.
Szpitalne łóżko, włosy zbierane garściami, potem pierwszy raz dotykasz łysej głowy i pojawia się kolejny oprawca – strach. Moje 16 lat to nie czas, po jakim mogę odejść. Tyle jeszcze chciałabym przeżyć, zobaczyć, poznać, a wyniki badań każą mi się stąd wynosić. Mam zabrać swoje wspomnienia, lata walki, ten niesamowity bunt i odsunąć się w cień? Dlaczego? Jeszcze nie czas by odchodzić. Ja będę uśmiechać się przez łzy tak długo, jak będzie trzeba, spróbuje znaleźć radość tam gdzie wszystko już stracone i pokaże wszystkim, że takie poszarpane życie może mieć sens, mało tego, może dawać sens innym.
W styczniu 2014 mój wróg się ujawnił. Dostałam najgorszą z możliwych diagnozę – nowotwór złośliwy kości – osteosarcoma. Straciłam mój taniec, zyskałam ból, który przykuł mnie do łóżka. Tam na oddziale onkologii, wśród tych przerażonych "łysych główek", paradoksalnie nabrałam siły. Ukojenie mojego cierpienia znajdowałam w odbieraniu cierpienia i strachu innym. Od tej pory to nowotwór na oddziale onkologii zyskał śmiertelnego wroga. Przeszłam do ofensywy, dając chorym dzieciom najważniejszy lek – zapomnienie.
Droga od załamania do nadziei, od przerażenia do uśmiechu okazała się niezwykle krótka. Swój spokój odnalazłam w pomocy innym. W maju 2014r przeszłam bardzo poważną 11-godzinną operacje usunięcia guza i wstawienia endoprotezy. To był koszmar 2 tygodnie na intensywnej terapii a później 6 miesięcy na ortopedii. Organizm nie miał sił, by walczyć. Noga się nie goiła, przeszczepiana skóra się nie przyjęła, przeszłam tysiące operacji, żeby tylko uratować nogę, lecz bezskutecznie. Moja walka pewnie by trwała dalej, gdyby nie wznowa miejscowa nowotworu złośliwego i wybór – Sandro albo zostawiamy nogę, a ty umrzesz, albo amputujemy.
Dzisiaj mam 17 lat, nie mam nogi, skutki chemii odczuwam każdego dnia, moje ręce nie są standardowe. Wszystko nie tak? Przecież żyję! Otwieram rano oczy i widzę świat. Opłaciło się. Widzę to z perspektywy czasu. Czy była to najważniejsza decyzja w moim życiu? Raczej była to jedyna decyzja, jaką mogłam podjąć, by dalej istnieć. Przeszłam drogę, której nikt nie chce przejść. Zostałam w tej drodze pierwszą przewodniczką bez nogi. Mam dużo siły. Więcej niż przed tym wszystkim. Chcę udowodnić całemu światu, że rak to nie koniec. W tym celu założyłam kanał na Youtube – Niemożliwe? A jednak!
Dzięki niemu pomagam innym psychicznie zmagać się z rakiem i pokonywać wewnętrzne bariery! Tam pokazuję jak wygrać z cierpieniem, jak radzić sobie z chemioterapią, jak pokonywać kolejne dni choroby, aby być w nich zwycięzcą. Filmy montuję i nagrywam sama, a w nich dziele się życiem, którego nikt by nie chciał, a wielu jest na nie skazanych. W przyszłości chcę zostać reżyserem.
Jolka – takie imię nosi moja obecna proteza. Dzięki niej moja życie wróciło do pionu, w przenośni i dosłownie. Wiele jej zawdzięczam, ale jej czasz minął. Jest ciężka niezgrabna i co chwila razem lądujemy na ziemi. Żeby udało się wrócić do dawnego życia, potrzebuję czegoś lepszego.
Gdy pierwszy raz założyłam elektroniczne kolano, z trudem powstrzymywałam łzy. Elektroniczna, w pełni zautomatyzowana noga, która po chwili zespala się ze mną i czuję, że mogę normalnie chodzić. Od czasu testów nie umiem myśleć o niczym innym. Jest we mnie tyle siły, tyle marzeń, tyle woli życia a ta elektroniczna noga to przepustka do normalności, której tak szaleńczo od dawna poszukuję. Od początku życia mogłam liczyć na swoich rodziców, zawsze mnie wspierali i wspierają do dzisiaj. Urodziłam się z brakiem kości promieniowych w obu rękach, przez co mama musiała zrezygnować z pracy, aby się mną opiekować. Utrzymuje nas jedynie mój tata i nie mamy szans z własnych środków na taki wydatek.
Choroba okaleczyła moje ciało, ale nie duszę. W niej gra nadzieja, że będę mogła wrócić do dawnego życia – tańczyć, jeździć na rolkach, pływać. To wszystko byłoby możliwe, gdybym miała elektroniczne kolano. Dlatego wszystkich proszę o pomoc, aby dzięki protezie uleczone było moje ciało, a wtedy będę mogła dać z siebie jeszcze więcej innym tak z całej duszy i ze wszystkich sił.