Trzymam ją na kolanach, zasnęła na chwilę, uśmiechając się przez sen. Opowiem Wam jej historię, naszej małej 4-miesięcznej córeczki, która urodziła się tylko z lewą połową serduszka. My daliśmy jej życie, ale to Wy pozwoliliście jej przyjść na świat i żyć z tak poważną wadą. Jest więc i Wasza, ta nasza mała córeczka.
Na pierwszą operację serca pojechaliśmy do Niemiec. Chcieliśmy w Polsce, szukaliśmy specjalisty, który mógłby pomóc Ali, nie znaleźliśmy takiego. Dlatego musieliśmy zebrać olbrzymią kwotę na operację za granicą. Tam w klinice w Munster przyszła na świat nasza Ala, dokładnie 11 marca o 21:14. Pierwszą naszą myślą było – Krzycz, córeczko, krzycz! I zakrzyczała, tak głośno, że potem na oddziale pielęgniarki rozpoznawały ją po głosie, śmiejąc się: o, Tomaszewska już się obudziła. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy usłyszeliśmy, że krzyczy – czyli płucka w porządku, żyje. Pierwsze trzy noce tata Aluni spędził przy jej łóżeczku, jakby zapominając, że człowiekowi do życia potrzebny jest sen. Patrzył na córeczkę, ani na chwilę nie oderwał wzroku, jakby bał się, że gdy zamknie oczy, to szczęście zniknie…

14 dni czekaliśmy na operację. To był nasz czas, pełen radości, ale też niepewności. Chcieliśmy go wykorzystać najlepiej, jak potrafimy, tak, jakby jutra miało nie być. Kochaliśmy naszą córeczkę, gdy była jeszcze w brzuszku, ale teraz, gdy ją widzieliśmy, tuliliśmy, ta miłość była coraz większa. Te wspólne dni minęły bardzo szybko. Nadszedł dzień operacji. Najcięższy dzień do tej pory. Do drzwi ją odprowadziliśmy. Odganialiśmy złe myśli, a one uporczywie nie chciały odejść. Gdy Alunia znikała za drzwiami sali operacyjnej, mówiłam do niej: Nie bój się…wszystko będzie dobrze. Zobaczymy się za 3 godziny.
Ludziom zawsze brakuje czasu, zawsze za szybko leci. Dla nas te trzy godziny były wiecznością. A co będzie, jeśli jej już nie zobaczymy? Cały czas zaglądaliśmy na oddział intensywnej terapii, czy już jest. Gdy była (była, w końcu była!!) – najchętniej nie wypuszczalibyśmy jej z rąk. Jednak widok był straszny, nie mogliśmy jej dotknąć. Miliony kabli, monitory. Mogliśmy ją pogłaskać po rączce, pocałować w czółko. Jednak najważniejsze – serce biło, Ala żyła.
Do Polski wróciliśmy, gdy Ala miała dokładnie miesiąc. Od razu dostaliśmy kwalifikację do drugiej operacji, która ma się odbyć 18 września. Operację, która pozwoli serduszku Alicji dalej bić. Serduszko podczas pierwszej operacji zostało "zabezpieczone" aż do skończenia przez Alę 6 miesięcy. Później potrzebna jest operacja, żeby nie przestało bić. Mamy niewiele czasu, żeby zebrać potrzebną kwotę. W międzyczasie trafiliśmy z Alą do szpitala w Poznaniu, na szczęście udało się pokonać wirusa. W obawie o kruche zdrowie Ali nie przyjmujemy gości. Tłumaczymy – zobaczycie ją, gdy serduszko już będzie naprawione.
Kwota potrzebna na operację Ali przewyższa nasze możliwości finansowe. Dlatego ponownie zwracamy się do Państwa serc z ogromną prośbą o pomoc w ratowaniu serduszka Alicji. Razem zrobiliśmy już pierwszy krok - Ala jest na świecie - pomóżcie nam zrobić ten drugi. Sami oddalibyśmy jej swoje serca, chociaż po połowie - gdyby to było możliwe, ale, niestety, nie jest. Prosimy Was, nie pozwólcie, aby nam zgasła… tak bardzo ją kochamy. Alicja jest wszystkim, co mamy, całym naszym życiem, słońcem i radością. Pragniemy tylko doczekać chwili, w której nie będziemy musieli się martwić, że jej serduszko przestanie bić…
Maja i Michał - Rodzice Ali
Alicja Tomaszewska