❗️Mama dwójki dzieci walczy z rakiem! Ratujmy jej życie!

Roczne leczenie wspomagające walkę z rakiem
Zakończenie: 29 Stycznia 2022
Opis zbiórki
O tym, że mam raka piersi, dowiedziałam się, gdy mój synek dmuchał pierwszą świeczkę na torcie… Wtedy zawalił mi się świat. Dziś walczę o życie. Proszę o pomoc, by tu być – jak najdłużej…
Mam na imię Sylwia, mam 42 lata, wspaniałego męża i dwoje cudownych dzieci - Natalkę oraz Mikołajka. Kilka lat temu moje życie wywróciło się do góry nogami… Odeszłam z korporacji i po 12 latach od urodzenia Natalki znów zostałam mamą. Bajkowe szczęście trwało rok… Gdy karmiłam synka piersią, wyczułam w niej guz.
Dla lekarza był to dzień jak każdy inny, diagnoza jakich wiele… Dla mnie koniec świata. Wszystkiego. Rak piersi. Płakałam i pytałam męża, kto wychowa nasze dzieci… My razem – powiedział mi wtedy stanowczo. Te słowa dodały mi siły. Wiedziałam, że nie mogę się poddać – muszę walczyć z rakiem! Mam dla kogo żyć…
Choroba była jedną tragedią, drugą to, że musiałam odstawić od piersi i zostawić w domu malutkie, bezradne dziecko… Na chwilę musiałam zniknąć z jego życia, dom zamienić na szpitalny oddział. Jestem po radykalnej mastektomii wraz z usunięciem węzłów chłonnych. Miesiąc po trudnej operacji lekarze usunęli mi także narządy rodne. W wyniku źle opisanego badania TK wykonano zabieg, który okazał się bezpodstawny! Tam nie było przerzutów, lecz zwykł torbiel na jajniku... "Proszę się cieszyć, było czysto!” powiedziała mi pani w recepcji. Byłam zdruzgotana pomyłką lekarzy, cieszyłam się natomiast, że zdążyłam urodzić dwoje dzieci...
Kilka miesięcy po diagnozie pojawiły się przerzuty do mostka i krzyża. Wtedy zaczęłam zgłębiać choroby nowotworowe, czytać, zainteresowałam się leczeniem holistycznym. Nowotwór był sygnałem ostrzegawczym, że w moim organizmie dzieje się coś bardzo złego. Medycyna leczy ciało fizycznie, ale nie leczy duszy, emocji, stresu… Wszystkiego, co może być źródłem choroby. Zaczęłam żyć w zgodzie ze sobą, zmieniłam pracę, zostałam wegetarianką. Każdego dnia udowadniałam sobie i innym chorym, że mimo raka można doświadczać radości, podróżować, szczęśliwie żyć. Przez 7 lat nie było progresu choroby.
Trudny moment nastąpił w marcu i kwietniu 2018 roku. Musiałam zdecydować się na radioterapię, bo ból w kręgosłupie stał się nie do wytrzymania… Coraz trudniej było mi funkcjonować. To wymagało radykalnych decyzji. Postanowiłam drugi raz zawalczyć o życie - dla siebie i mojej rodziny.
Tuż po radioterapii udałam się na pierwszą konsultację medyczną do Niemiec... Niestety w Polsce dotknęłam już ściany. Mogę otrzymać jedynie skierowanie do poradni leczenia bólu. Już od ponad roku jestem pacjentką niemieckiej kliniki. Możliwości leczenia jest tam więcej niż w Polsce. Jestem pod opieką lekarzy onkologów w Passau i przechodzę terapię naturalną w klinice w Bawarii. Mam odpowiednią dietę. Niestety, za wszystko muszę zapłacić…
Zawsze staraliśmy się z mężem dawać radę sami. Zawsze dzieliliśmy się tym, co mieliśmy… Wielokrotnie byłam darczyńcą, wolontariuszką, brałam udział w projekcie Szlachetna Paczka. Pomagam innym chorym, a gdy czuję się na siłach, prowadzę warsztaty kulinarne, na których uczę, jak zrezygnować z mięsa i jeść zdrowiej. Moją pasją jest coaching, motywowanie ludzi do zrobienia czegoś dla siebie, dla zmian. Teraz to ja muszę prosić o pomoc wszystkich ludzi o wielkim sercu. To dla mnie bardzo trudna decyzja - obnażyć swą historię i rodzinne troski, ale muszę to zrobić. Chcę żyć...
Piszę tę krótką historię drżącą dłonią i ze łzami w oczach. Wierzę jednak w sens swojej decyzji i podjętych działań... Proszę o pomoc, o ratunek, bo chcę żyć dla męża i moich dzieci! Za 1,5 roku mój synek przyjmie sakrament Pierwszej Komunii. Pragnę wtedy przy nim być… Będę wdzięczna za każdą pomoc.