Do pełni szczęścia - porządny wózek

Porządny wózek inwalidzki, szansa na upragnioną samodzielność
Zakończenie: 30 Maja 2017
Rezultat zbiórki
"Większości z Was nie znam i pewnie nigdy nie będzie mi to dane, a jednak zdecydowaliście się pomóc!! Jesteście WSZYSCY fenomenalni… dziękuję za Waszą empatię, zrozumienie, dziękuję za piękny odbiór naszej skromnej pary, dziękuję za szczodry gest, dziękuję za liczne dowody przyjaźni i miłości, dziękuję za cudne wpisy i życzenia, za adrenalinę i motywację do kolejnych działań- ZA WSZYSTKO! Gdyby wpłaty i sms nie były anonimowe lub łatwiejsze do rozpoznania pisałbym do Was z osobna… nie jest to możliwe, dlatego przyjmijcie proszę choć tu OGROMNE PODZIĘKOWANIE. Dziękujemy razem z żoną fundacji siepomaga za profesjonalną pomoc i udostępnienie swojego wszechstronnego zaplecza. Mam nadzieję, że ta wiadomość jakoś do Was dotrze.
Dziękuję Monice mojej żonie… za Twój upór, za to że nie pozwoliłaś zrezygnować z tego wózka zaraz po tym jak dostaliśmy jego wycenę. Tyle razy udowodniłaś mi już, że jesteś w stanie przenieść górę, żeby tylko dać mi/nam powody do radości, wynagrodzić stracone lata. Cieszę się każdego dnia, że dobry los złączył nasze drogi.
Zawsze powtarzam, że jestem bogatym człowiekiem… bogatym w przyjaciół i sympatię osób, które napotykamy na swojej drodze!! Pięknie dziękuję i kocham Was wszystkich za to, co zrobiliście!!
Nie wierzyłem… przyznaję się kolejny raz do tego… nie mogłem wiedzieć, że wokół nas jest tyle osób, które zechcą pomóc w tej eksplozji udostępnień i deszczu wpłat. Na samą myśl ściska mi się gardło i wilgotnieją oczy…
13 dni… tyle było potrzeba, żeby spełnić moje marzenie o posiadaniu świetnego pojazdu. Wyprodukowanie wózka trwało 6 tygodni… Pozwolę sobie go Wam zaprezentować :)
Wszyscy jesteście fantastyczni i dokonaliście czegoś co uważałem na niemożliwe!!
Szersze podziękowania umieściłem na swoim blogu http://www.tomekosobkapl.blogspot.com/ Jeśli zechcecie czasem poczytać coś wesołego o nas, to zapraszam do odwiedzin i polubienia strony.
Tomek"
Opis zbiórki
Nie tak powinno wyglądać wejście w dorosłość. To przecież moment, kiedy można w końcu wziąć życie w swoje ręce, kiedy dostaje się wiatru w żagle. Tymczasem ja, mając 18 lat, straciłem wszystko. Kiedy w końcu miałem sam o siebie zadbać, wtedy zostałem skazany na opiekę innych.
Tamte wakacje zapamiętam do końca życia. To wtedy po raz ostatni byłem sprawny, zdrowy. To był 1993 rok, a ja miałem wówczas 18 lat. Wydawało mi się, że mogę wszystko i że tak będzie już zawsze. Czułem się królem życia. Byliśmy nad jeziorem. Słońce, kumple, dziewczyny. I skoki do wody. Największa głupota, jaka mogła mi przyjść do głowy. Coś, za co zapłaciłem najwyższą cenę i czego pomimo tylu lat, wciąż nie mogę sobie wybaczyć. Pomost, plusk, a potem to fatalne uderzenie głową o dno…
Lekarze nie dawali moim rodzicom złudzeń. Miałem tego nie przeżyć, dawano mi maksymalnie 24 godziny, a tymczasem od tamtej pory minęły już 24 lata. Kiedy obudziłem się po wypadku, nie mogłem ruszyć ręką, ani nogą. Tak miało być już zawsze... Wskutek uderzenia, uszkodzeniu uległ rdzeń kręgowy na wysokości kręgów C4 i C5. Jeszcze kilka dni wcześniej byłem wysportowanym, silnym chłopakiem, a teraz leżałem bezwładnie jak warzywo na szpitalnym łóżku, a ręką nie byłem nawet w stanie otrzeć napływających do oczu łez.
Przed wypadkiem marzyłem o tym, żeby pójść do szkoły morskiej i zostać marynarzem. Dzisiaj pewnie byłbym już oficerem. Los zadrwił sobie jednak z moich morskich planów w możliwie najbardziej ironiczny sposób, pozwalając by roztrzaskały się o taflę wody. Nie byłem w stanie dokończyć technikum, podejść do matury. Musiałem skupić się na czymś zupełnie innym. Na tym, by odzyskać choć namiastkę sprawności.
Przez kilkanaście lat, ćwiczyłam dzień w dzień, po kilka godzin dziennie. Czasami brakowało sił, czasami przychodziło zwątpienie, ale nigdy się nie poddałem. 15 lat po wypadku, dzięki ćwiczeniom i zakupowi pierwszego wózka, zacząłem wychodzić z domu, a dzięki zakupowi komputera, zacząłem odnawiać kontakty z niegdyś bliskimi mi ludźmi. Między innymi z tą koleżanką, która zawsze tak bardzo mi się podobała. Dzisiaj Monika jest moją żoną.
To za żoną wyjechałem do Warszawy i to dzięki niej, choć przykuty do wózka, zacząłem “stawać na nogi”. Znów nabrałem wiary w siebie i w to, że moje życie, pomimo tragedii, ma jednak sens, że po prostu warto żyć. Pomimo orzeczenia o całkowitej niepełnosprawności, udało mi się znaleźć pracę. Nie zarabiam wiele, ale czuję się potrzebny. Dla osoby niepełnosprawnej to bardzo ważne.
Przez wiele lat ćwiczeń i rehabilitacji udało mi się osiągnąć to, co wydawało się niemożliwe. Odzyskałem władzę w rękach. Wciąż zmagam się z niedowładem, ale mogę już samodzielnie poruszać się na wózku aktywnym. A w zasadzie mógłbym, gdybym tylko miał dobry wózek. Lekki i dostosowany do mojego wzrostu. Po prostu porządny. Ten, który mam w tej chwili jest za mały i ciężko mi się na nim poruszać bez pomocy żony. Nowy wózek dałby mi upragnioną samodzielność, a ruch byłby dla mnie formą dodatkowej rehabilitacji rąk.
To, co dla jednych jest koszmarem, dla mnie jest największym marzeniem. Marzę o porządnym wózku inwalidzkim. I choć wierzę, że kiedyś ktoś mądry wymyśli metodę, dzięki której znów będę mógł chodzić, to dzisiaj jedyną szansą na mobilność są dla mnie cztery koła. Pomimo swojej tragedi uważam się za szczęściarza. Mam cudowną żonę, która kocha mnie takiego jakim jestem, mam pracę. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko wózka, który zamiast mnie ograniczać, doda mi skrzydeł. Wózka zbyt drogiego, bym mógł sam za niego zapłacić. Dlatego proszę Was, bo Wiem, jak wielkie są wasze serca - dajcie mi szansę na samodzielność...